poniedziałek, 11 sierpnia 2014


ROZDZIAŁ 12: Wiesz, że to dopiero początek?
TORI:

Było mi ciepło. Zbyt ciepło. Skrzywiłam się, kiedy słońce przedarło się przez lukę w zasłonach okiennych. Zamknęłam oczy, chciałam tylko spać. Mój mózg jednak zaczął już swoją pracę i wybudził się samoistnie. Mruknęłam niezadowolona. Po chwili zdałam sobie sprawę, że nie obudziłam się przez to wkurzające słońce. Ciepło, które czułam było spowodowane Justinem, śpiącym tuż obok mnie. Jego nogi splecione były z moimi i nie byłam w stanie się ruszyć, nawet jeśli bardzo bym chciała. Mocno przyciskał mnie do swojego torsu i oplatał mnie rękami w talii, jakby bał się, że zaraz gdzieś mu zwieję. Został, nie poszedł sobie. Uśmiechnęłam się do siebie. Tak bardzo, jak mi się to podobało, tak bardzo było mi gorąco. 

Uniosłam się lekko na łokciach i spojrzałam na niego. Upajałam się jego pięknem. Wyglądał tak spokojnie i bezbronnie, kiedy spał. Miał lekko rozchylone usta i poburzone włosy. Nie mogłam się powstrzymać i wplotłam w nie palce, a on momentalnie się poruszył. Cholera! Nie budź się! Podobał mi się w takim stanie. Był taki spokojny. Mruknął coś niezrozumiałego i zwiększył uścisk. Ja nie byłam pluszową zabawką, żeby mógł mnie udusić. Zrezygnowana tym, że nie mogę się wydostać z jego objęć, opadłam głową na poduszkę i spojrzałam na Justina. Szczerze? Mogłabym się budzić tak codziennie. Ten pomysł bardzo mi się podobał. Ciekawe co by na to powiedział Justin. Ja przecież nie chrapię w nocy... chyba. Skrzywiłam się, ja i moje głupie myśli. Ciekawe co takiego na dzisiaj zaplanował, w końcu mam cały dzień wolny. Tak, tak. Lubię takie dni. W normalnej sytuacji, wykorzystałabym go idąc na plażę, trochę się opalić, lub wybrałabym się na jakieś zakupy. A w obecnej sytuacji, hm... też mogę to zrobić, ale bez Justina, i tu tkwi mój problem, bo chciałabym te rzeczy zrobić z nim. Nie wiem, czy tak trudno jest zrozumieć, że on potrzebuje prywatności? Zastanawiam się też nad tymi fotoreporterami, którzy siedzieli pod jego domem. Czy oni nie mają życia osobistego? No siedzieli tu od rana do wieczora, jak nie w nocy. Czy oni nie mają swoich rodzin, z którymi mogliby spędzać czas? Dziwne, wolałabym siedzieć w domu z rodziną niż pod domem Biebera. Ale cóż na to poradzić, ja mogę sobie tak myśleć, a oni robią to dla kasy. To przecież jest ich praca. Zatruwanie komuś życia, i tak się złożyło, że teraz wypadło na Justina.
            Cza­sami wy­daje nam się, że mie­szka w nas dwóch różnych ludzi. Je­den, który wszys­tko dos­ko­nale czy­ni i te­go człowieka pre­zen­tu­jemy światu, taki właśnie jest Justin. Jest też i ten dru­gi, które­go się wstydzi­my, i te­go uk­ry­wamy, on właśnie tak robi. W każdym człowieku is­tnieje coś ta­kiego jak wewnętrzny dy­sonans i niespójność. Każdy chciałby być dob­ry, a je­dynie do­konu­je czynów, których sam często nie rozumie. I to jest sensem życia każdej gwiazdy. Dokonują wyborów, nie wiedząc często po co to robią, a później jak się okazuje, są śledzeni, nękani, nie mają swojego życia. Może się nad tym nie zastanawiają, ale czasami nie niszczą tylko siebie, ale też innych ludzi. To, że spełnili swoje marzenia, w normalny czy inny sposób, nie oznacza, że muszą zaraz stawać się bezdusznymi egoistami. A niestety, tak się często dzieje.
          Pa­mięta­cie, kiedy by­liście małymi dziećmi i wie­rzy­liście w baj­ki, marzy­liście o tym, ja­kie będzie wasze życie? Biała su­kien­ka, książę z baj­ki, który za­niesie was do zam­ku na wzgórzu. Leżeliście w no­cy w łóżku, za­myka­liście oczy i całko­wicie, niezap­rzeczal­nie w to wie­rzy­liście. Święty Mi­kołaj, Zębo­wa Wróżka, książę z baj­ki, by­li na wy­ciągnięcie ręki. Os­ta­tecznie zaczęliście do­ras­ta­ć. Pew­ne­go dnia ot­wiera­cie oczy, a baj­ki zni­kają, wszystko o czym marzyliście, tak po prostu znika. Większość ludzi za­mienia to na rzeczy i ludzi, którym mogą ufać, ale rzecz w tym, że trud­no całko­wicie zre­zyg­no­wać z ba­jek, bo pra­wie każdy na­dal cho­wa w so­bie is­kierkę nadziei, że które­goś dnia ot­worzy oczy i to wszys­tko sta­nie się prawdą. Pod ko­niec dnia, wiara to za­baw­na rzecz. Po­jawia się, kiedy tak nap­rawdę te­go nie ocze­kujesz. To tak, jak­byś pew­ne­go dnia od­krył, że baśń może się nieco różnić od twoich wyob­rażeń. Za­mek, cóż, może nie być zam­kiem. I nie jest ważne "długo i szczęśli­wie", ale "szczęśli­wie" te­raz. Raz na ja­kiś czas, człowiek cię zas­koczy, i raz na ja­kiś czas człowiek może na­wet zap­rzeć ci dech w pier­siach.
           Tak właśnie jest z tymi sławnymi. Są „cudowni”, „zapierający dech w piersiach”, a tak naprawdę was to nie uszczęśliwia. Każdy myśli ‘chciałbym być na jego miejscu’. Po prostu zazdrości im tego co mają, pieniędzy, sławy, wszystkiego co zapragną. A w ogóle nie zdają sobie sprawy, że to wcale nie jest ważne. No bo na co komu to wszystko, jak nie jest się szczęśliwym? Wtedy to jest do niczego. Można mieć to co się chce za każdą cenę, ale szczęścia nie można kupić. Moja mama zawsze mi powtarzała: „Pieniądze szczęścia nie dają. Jedynie miłość od innego człowieka. Jeśli ją spotkasz, będziesz najszczęśliwsza na świecie.” Miała rację. Bez szczęścia i miłości bliźniego jesteśmy nikim.
Spojrzałam w sufit. Dlaczego życie musi być takie skomplikowane? Oblizałam usta i znowu spojrzałam na Justina. Powoli otworzył jedno oko, a później drugie i oblizał usta, po czym się uśmiechnął.
-         Dzień dobry – powiedział zachrypniętym głosem.
-         Dzień dobry. Wyspałeś się? – Obróciłam się do niego, poluźnił uścisk i kiwnął
głową.
-         Jak nigdy – pocałował mnie lekko w usta. – Masz dzisiaj wolne.
-         Mam – przygryzłam dolną wargę.
-         Co powiesz na to, abyśmy przeszli się trochę po Los Angeles? – Spytał.
Uniosłam brwi nieco zdziwiona. Czy on mówił serio?
-         Z chęcią. To nie... um nie będzie problem?
-         Nie, dlaczego? – wzruszył ramionami – Zamaskujemy się.  Szkoda marnować
taki piękny dzień w domu.
-         Masz rację. – Kiwnęłam.
-         W takim razie ubieraj się i widzimy się na dole na śniadaniu. – Pocałował mnie
jeszcze raz i wstał z łóżka. Jego spodnie od piżamy nisko wisiały na jego biodrach. Odwróciłam wzrok i wyszłam z łóżka. Wzięłam moją torbę i weszłam do łazienki. Wykonałam poranną toaletę i ubrałam dżinsowe spodenki oraz czarną bluzkę z napisem SMILE. Włożyłam na stopy vansy i wsadziłam telefon do kieszeni. Kiedy wyszłam z łazienki, zauważyłam, że łóżko jest pościelone, jakby nikt go nie dotykał. Wzruszyłam ramionami i zeszłam na dół. Kierując się przez salon i jadalnię weszłam do kuchni. Justin siedział przy wyspie i jadł jajecznicę. Przywitałam się z gosposią i usiadłam obok niego, chwilę potem został mi podstawiony pod nos talerz ze śniadaniem. Podziękowałam i zaczęłam jeść. Kobieta wyszła z kuchni zostawiając nas samych.
-         Ktoś z nami jedzie? – Spytałam przerywając ciszę.
-         Kenny nas zawiezie i będzie za nami szedł, ale tak żeby nie rzucać się w oczy. –
Wzruszył ramionami. Kiwnęłam głową. Obawiałam się tylko paparazzi. Po śniadaniu Justin wyjaśnił wszystko ochroniarzowi, nie był do tego pozytywnie nastawiony, bo obawiał się tego samego co ja, ale ostatecznie się zgodził. Justin włożył na siebie spodenki, czarną koszulkę i na to niebieską bluzę z kapturem. Miał też czapkę z daszkiem i okulary. Tak dla jasności, tylko on musiał się ukryć, ja nie musiałam, ale włożyłam swoje okulary i Kenny zawiózł nas do centrum.
              Pierwszym miejscem jakie odwiedziliśmy było Santa Monica Pier. Przeszliśmy się przez całą panoramę i nikt, dosłownie nikt nie zwrócił na nas uwagi. Byłam pod wrażeniem, dużo rozmawialiśmy o wszystkim i o niczym. Poznawaliśmy lepiej siebie opowiadając o dzieciństwie i o tym jak dorastaliśmy. Pogadaliśmy też o swoich przyjaciołach, rodzicach. Justin nawet stwierdził, że polecimy do Tennessee ich odwiedzić. Dużo mówił o tym, jak bardzo kocha muzykę i to co robi.

Po spacerze, Kenny zawiózł nas na Aleję gwiazd w Hollywood, gdzie przez godzinę szukaliśmy gwiazdy Michaela Jacksona, przy okazji natrafiając na gwiazdy znanych aktorów i innych piosenkarzy.
       Mieliśmy w planach udać się do Disneyland'u, ale zrezygnowaliśmy, bo więcej czasu zajęłoby nam stanie w kolejce niż obejście wszystkich atrakcji. Zwiedziliśmy muzeum sztuki nowoczesnej. Przyznam szczerze, że mieszkam w Los Angeles od dwóch lat i jeszcze ani razu nie byłam w tych wszystkich miejscach, do których zabrał mnie Justin. Przeszliśmy naprawdę wiele kilometrów, zliczając to wszystko, wieczorem nie mieliśmy siły już kompletnie na nic, więc porostu Kenny zabrał nas do domu.
       Kiedy weszliśmy do środka, marzyłam tylko o tym, żeby wziąć kąpiel i położyć się spać, ale gdy tylko weszłam do salonu, zauważyłam na kanapie Lila i jego kolegę, którego nie znałam. Popatrzyłam na Justina pytająco, na co on tylko wzruszył ramionami i przywitał się z nimi. Nie chcąc im przeszkadzać udałam się na górę do sypialni. Napuściłam do wanny wody i zanurzyłam się w niej po szyję. Piana miała taki delikatny zapach. Nucąc sobie pod nosem, przewijałam w myślach wszystko co się dzisiaj wydarzyło i zdecydowanie stwierdziłam, że to był jeden z najlepiej spędzonych dni.
          Chwila... czy ja nie powinnam się przypadkiem uczyć do egzaminów? Cholera, tak mi się nie chce, nie mam najmniejszej ochoty. Dodatkowo jutro zaczynam pracę od ósmej i żeby zdążyć dojechać na czas muszę wstać przed siódmą. To takie niesprawiedliwe. Och Boże ile razy już to powtórzyłam? Do czego to doszło, że sama siebie przyłapuję na powtarzaniu?
                                                            ~~~~~~~~

Budzik. Tak, to on wyrwał mnie za snu. Rozejrzałam się po pokoju, byłam sama. No tak, Justin wczoraj nie przyszedł. Wstałam, ubrałam dżinsy, bluzkę, którą kiedyś tu zostawiłam, jak tu byłam i vansy. Wzięłam torbę, poprzednio pakując wszystkie rzeczy, telefon i zeszłam po cichu na dół nie chcąc nikogo obudzić.
Kiedy otworzyłam drzwi wejściowe stanął przede mną Kenny. Poprosiłam go, żeby zawiózł mnie do pracy, na co się zgodził.
-         Um... Lil do późna wczoraj siedział? – Spytałam. Kenny zerknął na mnie w
lusterku.
-         Do północy – odparł. Co oni tak długo robili? – Chcę ci coś pokazać – dodał.
Zmarszczyłam czoło i kiwnęłam głową. Kenny sięgnął po coś na fotel pasażera i podał mi to. To była gazeta, kilka gazet zwiniętych w rulonik. Rozwinęłam je i na każdej pierwszej stronie ujrzałam mnie i Justina. Znowu? Szliśmy przez molo, trzymając się za ręce.

-         Byłam pewna, że ich nie było. – Powiedziałam przeglądając gazety. Nie było
zdjęć z alei, były tylko te z molo. – Widziałeś ich?
-         Właśnie, że nie. Szedłem za wami i rozglądałem się, ale nikogo nie widziałem.
-         Twoje zdjęcia też tu są – mruknęłam. – Jakim cudem wiedzieli gdzie on jest.
-         Pff... nawet jego fanki to wiedzą. On nawet jak się ukryje to i tak go znajdą.
-         Jezu.. dobrze, że miałam okulary, bo inaczej zjedliby mnie żywcem. Justin to
widział? – spojrzałam na niego. Potrząsnął głową.
-         Jeszcze nie, ale założę się, że jak Scooter wpadnie, to powstanie niezła afera.
-         Matko – westchnęłam opierając się o siedzenie – Dobra... zrobisz coś dla
mnie? - Spytałam.
-         Jasne – kiwnął.
-         Podrzucisz mnie do pracy. Wrócisz do domu, Justin pewnie będzie spał. Jak
się obudzi powiedz mu, żeby po mnie dzisiaj nie przyjeżdżał, bo ja się uczę. Będzie pewnie miał pod domem sępy, jeżeli będzie czegoś potrzebował, to ma zadzwonić.
-         Tak jest szefowo. – Powiedział, zaśmiałam się – Jesteśmy na miejscu.
-         Dzięki za wszystko. Do zobaczenia. – wysiadłam i rozejrzałam się. W kawiarni
było ciemno i żaluzje były zasłonięte. No tak, dziś jestem sama. Otworzyłam drzwi i weszłam do środka. Naciskając odpowiedni przycisk, włączyłam światło i automatycznie zwinęły się zasłony. Odłożyłam torbę na zaplecze, wciągnęłam fartuch i zaczęłam ściągać krzesła. W międzyczasie do kawiarni zawitało kilku klientów, spieszących się do pracy. Każdy z nich chciał espresso, słabsze lub mocniejsze i do tego ciastko lub ciabattę. Na szczęście z samego rana, ludzie tylko przychodzili, zamawiali i wychodzili. Robiąc zamówienia i od czasu do czasu odbierając telefon z zamówieniami na lunch, myślałam o tym kto mógł nam robić te zdjęcia. Przecież nikt, oprócz naszej trójki nie wiedział gdzie byliśmy. Przecież to nie mógł być przypadek, tak sądzę.
                                                            ~~~~~~~~

Nie chciało mi się już uczyć. Nienawidziłam tego robić. Rzuciłam długopis na zapisane kartki i oparłam głowę o wsparte na łokciach ręce. Sprawdziłam godzinę, na budziku koło łóżka. 20:21. Westchnęłam. Ślęczałam nad notatkami od trzech godzin. Jestem pewna, że tyle nauki wystarczy do jutra. Mimo to się denerwowałam. A co, jak nie zdam?
            Zeszłam na dół, do salonu. Saba siedziała przed laptopem i wstukiwała coś w klawiaturę. Usiadłam obok niej i położyłam poduszkę na kolanach.
-         Co robisz? – spytałam. Wzruszyła ramionami. Zmarszczyłam czoło.
-         Piszę notatki. Lepiej zapamiętuję – przygryzła wargę i znowu coś wstukała. –
Widziałam cię w gazecie – zerknęła na mnie. Jęknęłam gardłowo.
-         Daj spokój. Nie zaczynajmy tego tematu.
-         Jak to jest być gwiazdą Gonzales? – uniosła jedną brew. – Paparazzi nie dają ci
żyć?
-         Nawet nie wiesz jacy denerwujący potrafią być. 

 JUSTIN:

            Nie bardzo rozumiałem, dlaczego mam po nią ni przyjeżdżać. Byłem zawiedziony tym faktem, ale dałem radę. Widząc zdjęcia, z wczoraj, które pojawiły się w gazetach, wpadłem w szał. Po prostu porozrywałem je rzucając skrawki na około siebie, przez co musiałem później sprzątać cały salon. Od samego rana ślęczeli pod moim domem, czekając tylko na nową sensacje.
Po południu udałem się z Fredo do centrum handlowego, mając nadzieję, że to jakoś poprawi mi humor, dodatkowo musiałem kupić kilka rzeczy. Spotkaliśmy kilka fanek, które prosiły o zdjęcia, to nie wiarygodne, jak szybko pojawił się uśmiech na moich ustach. Przeszliśmy wszystkie piętra i na ostatnim natknęliśmy się na Selenę, ale tak szybko jak się tam znaleźliśmy, tak szybko zniknęliśmy. Mogłem się z nią przywitać, ale Fredo nalegał, żebyśmy już wracali. Nie lubił jej od czasu naszego rozstania. Twierdził, że była ze mną tylko i wyłącznie dla rozgłosu, większej sławy. Może i tak było, ale ja nadal uważałem ją za miłą dziewczynę. Wszyscy w moim otoczeniu mówili mi, że ona mnie tylko wykorzystała, ale uparty ja wcale ich nie słuchałem.
Mój dobry humor zniknął od razu po wyjściu z budynku. Dopadło nas stado reporterów, przez których nie mogliśmy dostać się do mojego białego ferrari. To takie frustrujące. Alfredo próbował ich jakoś odepchnąć, ale marnie mu to szło, byli tak nachalni, że co chwile miałem mikrofon pod nosem. Potrafią być naprawdę wkurzający, nic dziwnego, że czasem mam ochotę im po prostu przywalić.
-         Justin, Justin, kim jest tajemnicza dziewczyna?! – usłyszałem kilka razy,
marszcząc czoło szedłem dalej przed siebie. Nie dają mi żyć. Nawet zakupów spokojnie nie mogę zrobić. Jeśli tak ma wyglądać mój rok przerwy, to ja dziękuję. Wolę koncertować.
Po kilkunastu minutach udało nam się dopchać do samochodu. Wrzuciliśmy torby z zakupami na tylne siedzenia i ruszyliśmy do domu. Musiałem uważać, żeby nie potrącić papsów, bo by mnie oskarżyli o atak na reportera. Ugh... ile razy już to słyszałem. Skąd oni się tu wzięli? To oczywiste, jechali za mną spod samego domu, żeby sprawdzić czy przypadkiem nie będzie ze mną ‘tajemniczej dziewczyny’. Byłem z Fredo. Taki psikus.
-         Co z jutrzejszą imprezą na plaży? – spytał Flores. Wzruszyłem ramionami. –
Idziesz?
-         Nie wiem. Jeśli chcesz to idź, nie mam zamiaru się z nimi użerać.
-         Wiesz, że to dopiero początek? Oni nie dadzą jej żyć.
-         I tego się najbardziej obawiam.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz