ROZDZIAŁ 12: Wiesz, że
to dopiero początek?
TORI:
Było mi ciepło. Zbyt ciepło. Skrzywiłam się, kiedy
słońce przedarło się przez lukę w zasłonach okiennych. Zamknęłam oczy, chciałam
tylko spać. Mój mózg jednak zaczął już swoją pracę i wybudził się samoistnie.
Mruknęłam niezadowolona. Po chwili zdałam sobie sprawę, że nie obudziłam się
przez to wkurzające słońce. Ciepło, które czułam było spowodowane Justinem,
śpiącym tuż obok mnie. Jego nogi splecione były z moimi i nie byłam w stanie
się ruszyć, nawet jeśli bardzo bym chciała. Mocno przyciskał mnie do swojego torsu
i oplatał mnie rękami w talii, jakby bał się, że zaraz gdzieś mu zwieję.
Został, nie poszedł sobie. Uśmiechnęłam się do siebie. Tak bardzo, jak mi się
to podobało, tak bardzo było mi gorąco.
Uniosłam się lekko na łokciach i spojrzałam na
niego. Upajałam się jego pięknem. Wyglądał tak spokojnie i bezbronnie, kiedy
spał. Miał lekko rozchylone usta i poburzone włosy. Nie mogłam się powstrzymać
i wplotłam w nie palce, a on momentalnie się poruszył. Cholera! Nie budź się!
Podobał mi się w takim stanie. Był taki spokojny. Mruknął coś niezrozumiałego i
zwiększył uścisk. Ja nie byłam pluszową zabawką, żeby mógł mnie udusić.
Zrezygnowana tym, że nie mogę się wydostać z jego objęć, opadłam głową na
poduszkę i spojrzałam na Justina. Szczerze? Mogłabym się budzić tak codziennie.
Ten pomysł bardzo mi się podobał. Ciekawe co by na to powiedział Justin. Ja
przecież nie chrapię w nocy... chyba. Skrzywiłam się, ja i moje głupie myśli.
Ciekawe co takiego na dzisiaj zaplanował, w końcu mam cały dzień wolny. Tak,
tak. Lubię takie dni. W normalnej sytuacji, wykorzystałabym go idąc na plażę,
trochę się opalić, lub wybrałabym się na jakieś zakupy. A w obecnej sytuacji,
hm... też mogę to zrobić, ale bez Justina, i tu tkwi mój problem, bo chciałabym
te rzeczy zrobić z nim. Nie wiem, czy tak trudno jest zrozumieć, że on
potrzebuje prywatności? Zastanawiam się też nad tymi fotoreporterami, którzy
siedzieli pod jego domem. Czy oni nie mają życia osobistego? No siedzieli tu od
rana do wieczora, jak nie w nocy. Czy oni nie mają swoich rodzin, z którymi
mogliby spędzać czas? Dziwne, wolałabym siedzieć w domu z rodziną niż pod domem
Biebera. Ale cóż na to poradzić, ja mogę sobie tak myśleć, a oni robią to dla
kasy. To przecież jest ich praca. Zatruwanie komuś życia, i tak się złożyło, że
teraz wypadło na Justina.
Czasami wydaje nam się, że mieszka
w nas dwóch różnych ludzi. Jeden, który wszystko doskonale czyni
i tego człowieka prezentujemy światu, taki właśnie jest Justin.
Jest też i ten drugi, którego się wstydzimy, i tego ukrywamy,
on właśnie tak robi. W każdym człowieku istnieje coś takiego
jak wewnętrzny dysonans i niespójność. Każdy chciałby być dobry,
a jedynie dokonuje czynów, których sam często nie rozumie. I to
jest sensem życia każdej gwiazdy. Dokonują wyborów, nie wiedząc często po co to
robią, a później jak się okazuje, są śledzeni, nękani, nie mają swojego życia.
Może się nad tym nie zastanawiają, ale czasami nie niszczą tylko siebie, ale
też innych ludzi. To, że spełnili swoje marzenia, w normalny czy inny sposób,
nie oznacza, że muszą zaraz stawać się bezdusznymi egoistami. A niestety, tak
się często dzieje.
Pamiętacie, kiedy byliście małymi dziećmi
i wierzyliście w bajki, marzyliście o tym, jakie będzie
wasze życie? Biała sukienka, książę z bajki, który zaniesie was
do zamku na wzgórzu. Leżeliście w nocy w łóżku, zamykaliście
oczy i całkowicie, niezaprzeczalnie w to wierzyliście.
Święty Mikołaj, Zębowa Wróżka, książę z bajki, byli
na wyciągnięcie ręki. Ostatecznie zaczęliście dorastać. Pewnego dnia
otwieracie oczy, a bajki znikają, wszystko o czym marzyliście, tak po
prostu znika. Większość ludzi zamienia to na rzeczy
i ludzi, którym mogą ufać, ale rzecz w tym, że trudno
całkowicie zrezygnować z bajek, bo prawie każdy nadal chowa
w sobie iskierkę nadziei, że któregoś dnia otworzy oczy
i to wszystko stanie się prawdą. Pod koniec dnia, wiara
to zabawna rzecz. Pojawia się, kiedy tak naprawdę tego
nie oczekujesz. To tak, jakbyś pewnego dnia odkrył, że baśń
może się nieco różnić od twoich wyobrażeń. Zamek, cóż, może
nie być zamkiem. I nie jest ważne "długo
i szczęśliwie", ale "szczęśliwie" teraz.
Raz na jakiś czas, człowiek cię zaskoczy, i raz na jakiś
czas człowiek może nawet zaprzeć ci dech w piersiach.
Tak właśnie jest z tymi sławnymi. Są „cudowni”,
„zapierający dech w piersiach”, a tak naprawdę was to nie uszczęśliwia. Każdy
myśli ‘chciałbym być na jego miejscu’. Po prostu zazdrości im tego co mają,
pieniędzy, sławy, wszystkiego co zapragną. A w ogóle nie zdają sobie sprawy, że
to wcale nie jest ważne. No bo na co komu to wszystko, jak nie jest się
szczęśliwym? Wtedy to jest do niczego. Można mieć to co się chce za każdą cenę,
ale szczęścia nie można kupić. Moja mama zawsze mi powtarzała: „Pieniądze szczęścia nie dają. Jedynie
miłość od innego człowieka. Jeśli ją spotkasz, będziesz najszczęśliwsza na
świecie.” Miała rację. Bez szczęścia i miłości bliźniego jesteśmy
nikim.
Spojrzałam w sufit. Dlaczego życie musi być takie
skomplikowane? Oblizałam usta i znowu spojrzałam na Justina. Powoli otworzył
jedno oko, a później drugie i oblizał usta, po czym się uśmiechnął.
-
Dzień dobry – powiedział zachrypniętym głosem.
-
Dzień dobry. Wyspałeś się? – Obróciłam się do niego,
poluźnił uścisk i kiwnął
głową.
-
Jak nigdy – pocałował mnie lekko w usta. – Masz dzisiaj
wolne.
-
Mam – przygryzłam dolną wargę.
-
Co powiesz na to, abyśmy przeszli się trochę po Los
Angeles? – Spytał.
Uniosłam brwi nieco
zdziwiona. Czy on mówił serio?
-
Z chęcią. To nie... um nie będzie problem?
-
Nie, dlaczego? – wzruszył ramionami – Zamaskujemy
się. Szkoda marnować
taki piękny dzień w domu.
-
Masz rację. – Kiwnęłam.
-
W takim razie ubieraj się i widzimy się na dole na
śniadaniu. – Pocałował mnie
jeszcze raz i wstał z łóżka.
Jego spodnie od piżamy nisko wisiały na jego biodrach. Odwróciłam wzrok i
wyszłam z łóżka. Wzięłam moją torbę i weszłam do łazienki. Wykonałam poranną
toaletę i ubrałam dżinsowe spodenki oraz czarną bluzkę z napisem SMILE.
Włożyłam na stopy vansy i wsadziłam telefon do kieszeni. Kiedy wyszłam z
łazienki, zauważyłam, że łóżko jest pościelone, jakby nikt go nie dotykał.
Wzruszyłam ramionami i zeszłam na dół. Kierując się przez salon i jadalnię
weszłam do kuchni. Justin siedział przy wyspie i jadł jajecznicę. Przywitałam
się z gosposią i usiadłam obok niego, chwilę potem został mi podstawiony pod
nos talerz ze śniadaniem. Podziękowałam i zaczęłam jeść. Kobieta wyszła z
kuchni zostawiając nas samych.
-
Ktoś z nami jedzie? – Spytałam przerywając ciszę.
-
Kenny nas zawiezie i będzie za nami szedł, ale tak żeby
nie rzucać się w oczy. –
Wzruszył ramionami. Kiwnęłam
głową. Obawiałam się tylko paparazzi. Po śniadaniu Justin wyjaśnił wszystko
ochroniarzowi, nie był do tego pozytywnie nastawiony, bo obawiał się tego
samego co ja, ale ostatecznie się zgodził. Justin włożył na siebie spodenki,
czarną koszulkę i na to niebieską bluzę z kapturem. Miał też czapkę z daszkiem
i okulary. Tak dla jasności, tylko on musiał się ukryć, ja nie musiałam, ale
włożyłam swoje okulary i Kenny zawiózł nas do centrum.
Pierwszym miejscem jakie odwiedziliśmy było Santa
Monica Pier. Przeszliśmy się przez całą panoramę i nikt, dosłownie nikt nie
zwrócił na nas uwagi. Byłam pod wrażeniem, dużo rozmawialiśmy o wszystkim i o
niczym. Poznawaliśmy lepiej siebie opowiadając o dzieciństwie i o tym jak
dorastaliśmy. Pogadaliśmy też o swoich przyjaciołach, rodzicach. Justin nawet
stwierdził, że polecimy do Tennessee ich odwiedzić. Dużo mówił o tym, jak
bardzo kocha muzykę i to co robi.
Po spacerze, Kenny zawiózł nas na Aleję gwiazd w
Hollywood, gdzie przez godzinę szukaliśmy gwiazdy Michaela Jacksona, przy
okazji natrafiając na gwiazdy znanych aktorów i innych piosenkarzy.
Mieliśmy w planach udać się do Disneyland'u, ale
zrezygnowaliśmy, bo więcej czasu zajęłoby nam stanie w kolejce niż obejście
wszystkich atrakcji. Zwiedziliśmy muzeum sztuki nowoczesnej. Przyznam szczerze,
że mieszkam w Los Angeles od dwóch lat i jeszcze ani razu nie byłam w tych
wszystkich miejscach, do których zabrał mnie Justin. Przeszliśmy naprawdę wiele
kilometrów, zliczając to wszystko, wieczorem nie mieliśmy siły już kompletnie
na nic, więc porostu Kenny zabrał nas do domu.
Kiedy weszliśmy do środka, marzyłam tylko o tym,
żeby wziąć kąpiel i położyć się spać, ale gdy tylko weszłam do salonu,
zauważyłam na kanapie Lila i jego kolegę, którego nie znałam. Popatrzyłam na
Justina pytająco, na co on tylko wzruszył ramionami i przywitał się z nimi. Nie
chcąc im przeszkadzać udałam się na górę do sypialni. Napuściłam do wanny wody
i zanurzyłam się w niej po szyję. Piana miała taki delikatny zapach. Nucąc
sobie pod nosem, przewijałam w myślach wszystko co się dzisiaj wydarzyło i
zdecydowanie stwierdziłam, że to był jeden z najlepiej spędzonych dni.
Chwila... czy ja nie powinnam się przypadkiem uczyć
do egzaminów? Cholera, tak mi się nie chce, nie mam najmniejszej ochoty.
Dodatkowo jutro zaczynam pracę od ósmej i żeby zdążyć dojechać na czas muszę
wstać przed siódmą. To takie niesprawiedliwe. Och Boże ile razy już to
powtórzyłam? Do czego to doszło, że sama siebie przyłapuję na powtarzaniu?
~~~~~~~~
Budzik. Tak, to on wyrwał mnie za snu. Rozejrzałam się po pokoju, byłam sama. No tak, Justin wczoraj nie przyszedł. Wstałam, ubrałam dżinsy, bluzkę, którą kiedyś tu zostawiłam, jak tu byłam i vansy. Wzięłam torbę, poprzednio pakując wszystkie rzeczy, telefon i zeszłam po cichu na dół nie chcąc nikogo obudzić.
Kiedy otworzyłam drzwi wejściowe stanął przede mną
Kenny. Poprosiłam go, żeby zawiózł mnie do pracy, na co się zgodził.
-
Um... Lil do późna wczoraj siedział? – Spytałam. Kenny
zerknął na mnie w
lusterku.
-
Do północy – odparł. Co oni tak długo robili? – Chcę ci
coś pokazać – dodał.
Zmarszczyłam czoło i
kiwnęłam głową. Kenny sięgnął po coś na fotel pasażera i podał mi to. To była
gazeta, kilka gazet zwiniętych w rulonik. Rozwinęłam je i na każdej pierwszej
stronie ujrzałam mnie i Justina. Znowu? Szliśmy przez molo, trzymając się za
ręce.
-
Byłam pewna, że ich nie było. – Powiedziałam
przeglądając gazety. Nie było
zdjęć z alei, były tylko te z
molo. – Widziałeś ich?
-
Właśnie, że nie. Szedłem za wami i rozglądałem się, ale
nikogo nie widziałem.
-
Twoje zdjęcia też tu są – mruknęłam. – Jakim cudem
wiedzieli gdzie on jest.
-
Pff... nawet jego fanki to wiedzą. On nawet jak się
ukryje to i tak go znajdą.
-
Jezu.. dobrze, że miałam okulary, bo inaczej zjedliby
mnie żywcem. Justin to
widział? – spojrzałam na
niego. Potrząsnął głową.
-
Jeszcze nie, ale założę się, że jak Scooter wpadnie, to
powstanie niezła afera.
-
Matko – westchnęłam opierając się o siedzenie –
Dobra... zrobisz coś dla
mnie? - Spytałam.
-
Jasne – kiwnął.
-
Podrzucisz mnie do pracy. Wrócisz do domu, Justin
pewnie będzie spał. Jak
się obudzi powiedz mu, żeby
po mnie dzisiaj nie przyjeżdżał, bo ja się uczę. Będzie pewnie miał pod domem
sępy, jeżeli będzie czegoś potrzebował, to ma zadzwonić.
-
Tak jest szefowo. – Powiedział, zaśmiałam się –
Jesteśmy na miejscu.
-
Dzięki za wszystko. Do zobaczenia. – wysiadłam i
rozejrzałam się. W kawiarni
było ciemno i żaluzje były
zasłonięte. No tak, dziś jestem sama. Otworzyłam drzwi i weszłam do środka.
Naciskając odpowiedni przycisk, włączyłam światło i automatycznie zwinęły się
zasłony. Odłożyłam torbę na zaplecze, wciągnęłam fartuch i zaczęłam ściągać
krzesła. W międzyczasie do kawiarni zawitało kilku klientów, spieszących się do
pracy. Każdy z nich chciał espresso, słabsze lub mocniejsze i do tego ciastko
lub ciabattę. Na szczęście z samego rana, ludzie tylko przychodzili, zamawiali
i wychodzili. Robiąc zamówienia i od czasu do czasu odbierając telefon z zamówieniami
na lunch, myślałam o tym kto mógł nam robić te zdjęcia. Przecież nikt, oprócz
naszej trójki nie wiedział gdzie byliśmy. Przecież to nie mógł być przypadek,
tak sądzę.
~~~~~~~~
Nie
chciało mi się już uczyć. Nienawidziłam tego robić. Rzuciłam długopis na
zapisane kartki i oparłam głowę o wsparte na łokciach ręce. Sprawdziłam
godzinę, na budziku koło łóżka. 20:21. Westchnęłam. Ślęczałam nad notatkami od
trzech godzin. Jestem pewna, że tyle nauki wystarczy do jutra. Mimo to się
denerwowałam. A co, jak nie zdam?
Zeszłam na dół, do salonu. Saba
siedziała przed laptopem i wstukiwała coś w klawiaturę. Usiadłam obok niej i
położyłam poduszkę na kolanach.
-
Co robisz? – spytałam.
Wzruszyła ramionami. Zmarszczyłam czoło.
-
Piszę notatki. Lepiej
zapamiętuję – przygryzła wargę i znowu coś wstukała. –
Widziałam
cię w gazecie – zerknęła na mnie. Jęknęłam gardłowo.
-
Daj spokój. Nie zaczynajmy
tego tematu.
-
Jak to jest być gwiazdą
Gonzales? – uniosła jedną brew. – Paparazzi nie dają ci
żyć?
-
Nawet nie wiesz jacy
denerwujący potrafią być.
JUSTIN:
Nie bardzo rozumiałem, dlaczego mam
po nią ni przyjeżdżać. Byłem zawiedziony tym faktem, ale dałem radę. Widząc
zdjęcia, z wczoraj, które pojawiły się w gazetach, wpadłem w szał. Po prostu
porozrywałem je rzucając skrawki na około siebie, przez co musiałem później
sprzątać cały salon. Od samego rana ślęczeli pod moim domem, czekając tylko na
nową sensacje.
Po południu udałem się z Fredo do centrum handlowego, mając nadzieję,
że to jakoś poprawi mi humor, dodatkowo musiałem kupić kilka rzeczy.
Spotkaliśmy kilka fanek, które prosiły o zdjęcia, to nie wiarygodne, jak szybko
pojawił się uśmiech na moich ustach. Przeszliśmy wszystkie piętra i na ostatnim
natknęliśmy się na Selenę, ale tak szybko jak się tam znaleźliśmy, tak szybko
zniknęliśmy. Mogłem się z nią przywitać, ale Fredo nalegał, żebyśmy już
wracali. Nie lubił jej od czasu naszego rozstania. Twierdził, że była ze mną
tylko i wyłącznie dla rozgłosu, większej sławy. Może i tak było, ale ja nadal
uważałem ją za miłą dziewczynę. Wszyscy w moim otoczeniu mówili mi, że ona mnie
tylko wykorzystała, ale uparty ja wcale ich nie słuchałem.
Mój dobry humor zniknął od razu po wyjściu z budynku. Dopadło nas stado
reporterów, przez których nie mogliśmy dostać się do mojego białego ferrari. To
takie frustrujące. Alfredo próbował ich jakoś odepchnąć, ale marnie mu to szło,
byli tak nachalni, że co chwile miałem mikrofon pod nosem. Potrafią być
naprawdę wkurzający, nic dziwnego, że czasem mam ochotę im po prostu przywalić.
-
Justin, Justin, kim jest tajemnicza dziewczyna?! –
usłyszałem kilka razy,
marszcząc
czoło szedłem dalej przed siebie. Nie dają mi żyć. Nawet zakupów spokojnie nie
mogę zrobić. Jeśli tak ma wyglądać mój rok przerwy, to ja dziękuję. Wolę
koncertować.
Po kilkunastu minutach udało nam się dopchać do samochodu. Wrzuciliśmy
torby z zakupami na tylne siedzenia i ruszyliśmy do domu. Musiałem uważać, żeby
nie potrącić papsów, bo by mnie oskarżyli o atak na reportera. Ugh... ile razy
już to słyszałem. Skąd oni się tu wzięli? To oczywiste, jechali za mną spod
samego domu, żeby sprawdzić czy przypadkiem nie będzie ze mną ‘tajemniczej
dziewczyny’. Byłem z Fredo. Taki psikus.
-
Co z jutrzejszą imprezą na plaży? – spytał Flores.
Wzruszyłem ramionami. –
Idziesz?
-
Nie wiem. Jeśli chcesz to idź, nie mam zamiaru się z
nimi użerać.
-
Wiesz, że to dopiero początek? Oni nie dadzą jej żyć.
-
I tego się najbardziej obawiam.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz