ROZDZIAŁ
13: Jestem tu, by cię uszczęśliwić.
TORI:
TORI:
Rano
przyjechał do nas James. Siedziałyśmy z nim do południa, dopóki nie musiałyśmy
zająć swojej zmiany w kawiarni. Podniecony James, tym, że jest w LA, postanowił
trochę obejrzeć miasto. Zmartwiona Saba, dała mu aż trzy mapy, żeby się chłopak
przypadkiem nie zgubił. Obiecał jej nawet, że będzie dzwonił co godzinę, a w
rzeczywistości nie zrobił tego ani razu, więc Saba dzwoniła do niego. On za
każdym razem tłumaczył jej, że nie jest pięcioletnim dzieckiem. Może ma ciało
20 letniego faceta, ale umysł pięciolatka. Tak, tak proszę państwa. Taki
właśnie jest James Cortez. Niesamowity z niego bachor. Czasami jest
okropny.
Była już godzina 18. Piątek. W kawiarni panowały pustki. Dzisiaj miała
być na plaży w Malibu jakaś impreza, na której miało wystąpić kilka znanych
sław. Podejrzewałam, że to właśnie jest skutkiem, braku klientów. Wczoraj cały
dzień, nie licząc godzin w pracy, spędziłam przed notatkami, ucząc się na ten
głupi egzamin. Nie widziałam się z Justinem, nawet z nim nie rozmawiałam. Jakoś
nie było na to czasu. Zobaczyłam go tylko w gazecie, w której pisali, że był w
centrum handlowym, w towarzystwie Fredo. Zapytany o ‘tajemniczą dziewczynę’ nie
odpowiedział. Ci reporterzy są żałosni.
Saba od kilku minut próbowała dodzwonić się do Boba, prosząc go o to,
aby puścił nas wcześniej do domu, ponieważ chciałyśmy iść na tą imprezę na
plaży. Dawno razem nie wychodziłyśmy. Ja większość czasu spędzałam z Justinem,
a ona pisząc artykuły do gazetki szkolnej, więc nie miałyśmy dla siebie czasu.
Chciałyśmy się wyluzować po wczorajszej nauce i przed poniedziałkowym
egzaminem. Tego było nam potrzeba. Z resztą powinnyśmy spędzać ze sobą więcej
czasu, jako dwie (nienormalne) przyjaciółki. Tak, tak.
-
Zgodził się! – Saba wybiegła z zaplecza i zaczęła swój
taniec radości.
Parsknęłam
śmiechem. Lubiłam te jej wygibasy. Wariatka. A tak na marginesie, teraz wiecie
o co chodzi mi z tymi nienormalnymi? Mam nadzieję, że tak.
Pościerałyśmy
stoliki i pozakładałyśmy krzesła. Punkt 20 zaczynała się impreza w Malibu, więc
miałyśmy niecałe dwie godziny na przygotowanie i dojazd na plażę. W drodze do
domu poinformowałyśmy Avana i Dinę o naszych planach. Zgodzili się do nas
dołączyć.
Po szybkim prysznicu zajrzałam do
swojej szafy. Wyrzucając z niej wszystkie ubrania, w końcu zdecydowałam się na
zwiewną białą sukienkę. W sam raz na lato i imprezę na plaży. Kiedy już się
ubrałam, zrobiłam lekki makijaż i podkręciłam włosy, pozostawiając je
rozpuszczone. Na stopy włożyłam sandałki i zeszłam na dół w poszukiwaniu Saby,
która właśnie kończyła dojadać w kuchni sałatkę. Była ubrana w luźną białą
sukienkę, a włosy miała spięte do góry. Gdzieniegdzie wystawały jej pojedyncze
loczki. Miała cudowne włosy. Serio, naprawdę mi się podobały.
Kiedy już się
ogarnęła, zamówiłyśmy taksówkę, która zawiozła nas prosto na plażę w Malibu.
Pełno ludzi, krzyki, głośna muzyka,
gwiazdy na niebie, szum fal i jeszcze ciepły piasek pod stopami. Miałyśmy
szczęście znajdując miejsce prawie pod samą sceną. Saba pobiegła po drinki, a
razem z nią przyszli Avan i Dina. Kiedy rozległ się głos jakiegoś kolesia,
wszyscy ucichli i wpatrywali się w niego. Gadał coś, że miło mu widzieć tylu
ludzi, bla, bla, bla. Zszedł ze sceny i chwilę po nim pojawił się Bruno Mars.
Zaraz za nim była Demi Lovato, po niej zaś wystąpił Macklemore, a później wyszła Miley. I to jej występem byliśmy najbardziej zszokowani. Mimo tego co
wyprawiała na scenie, ludzie i tak ją uwielbiali.
Zajęliśmy
miejsca przy jakimś plażowym barze. Właśnie na scenie pojawił się Austin
Mahone. Zmęczeni siedzieliśmy sącząc drinki. Rozglądałam się dookoła.
Niektórych ludzi znałam z kawiarni, wpadali do nas często. Nagle mój wzrok
zatrzymał się na czarnoskórym chłopaku w okularach, którego otaczało kilka
dziewczyn. Miałam wrażenie, że skądś go znam. Dzwoniło mi w którymś kościele,
ale jeszcze nie wiedziałam w którym. Pociągnęłam spory łyk płynu, nadal na
niego patrząc. On rozglądał się w około jakby kogoś szukał. Usłyszałam głośne
piski. Spojrzałam w stronę sceny i przymrużyłam oczy, żeby lepiej widzieć. Na
samym środku sceny stała Selena Gomez. Znudzona wróciłam wzrokiem do chłopaka,
ale już go nie było. Szybki jest.
-
Mogę się przysiąść? – usłyszałam głos zza pleców.
Odwróciłam się, to był ten
chłopak.
Kiwnęłam głową. – Nie poznajesz mnie, prawda? – patrzył na mnie. Pokręciłam
głową. Ściągnął okulary i po chwili je założył. To był Fredo.
-
Teraz pamiętam – uśmiechnęłam się. – Gdzie... no
wiesz...
-
W domu z Ryanem. Przyleciał dzisiaj po południu.
Namawiałem ich, żeby ze
mną poszli,
ale nie chcieli. To znaczy Biebs nie chciał żeby zaatakowali go papsy.
-
Rozumiem. – upiłam kolejnego łyka – Tak jak wczoraj w
centrum.
-
Tak. Pytali o c...’tajemniczą dziewczynę’, ale Justin
udawał, że nie wie o co im
chodzi. I
mniej wiedzą tym lepiej – wzruszył ramionami i zamówił sobie drinka.
-
Taaa... – westchnęłam – Ryan to jego najlepszy
przyjaciel?
-
Tak, chodzi o niego. A co? – uniósł jedną brew.
-
Nic. Chciałam się upewnić. Wiele o was słyszałam. –
uśmiechnęłam się.
-
Uwierz mi. My o tobie też – posłał mi szeroki uśmiech.
Czułam jak moje
policzki
płoną. Ciekawe co takiego Justin im o mnie mówił. Może kiedyś się dowiem.
Saba i Avan
powiedzieli, że idą znowu pod scenę trochę potańczyć, Dina rozmawiała z nowo
poznanym facetem, a ja siedziałam z Fredo przy barze, sącząc kolejnego drinka.
Rozmawialiśmy o tym jak Fredo dołączył do paczki Justina, opowiadał mi jak to
jest w trasie. Mówił też, że Justin lubi robić im kawały i często mają go
dosyć. Straszny z niego żartowniś. Wspomniał coś o krajach i miastach, które
zwiedzili i o tym jak świetnie się bawili. Opowiedział mi trochę o związku
Justina i Seleny, o tym jak on jej nie lubi i że jego zdaniem, Selena
wykorzystała Justina dla sławy. Nie wiedziałam o co im dokładnie poszło i co
było między tą dwójką, więc nawet się na ten temat nie wypowiadałam. Później ja
opowiedziałam mu trochę rzeczy o sobie, a on o sobie. Fredo to naprawdę fajny
chłopak. Przede wszystkim zabawny i wesoły. Pewnie musi być wspaniałym
przyjacielem. Potrafi słuchać, a to najbardziej cenię w ludziach. Och i jest
też bardzo rozgadany.
-
Będziesz dziś u Biebsa? – spytał, kończąc chyba piątego
drinka.
-
Chyba nie. Nie chcę im przeszkadzać. Jutro do niego
zadzwonię – wzruszyłam
ramionami i
objęłam dłońmi moją szklankę z niebieskim płynem.
-
Dobra. Jakby co to powiem mu, że się z tobą widziałem.
Na razie, muszę lecieć.
– pocałował
mnie w policzek i odszedł w stronę wyjścia z plaży. Uśmiechnęłam się i wypiłam
drinka do końca.
Rozejrzałam się za Sabiną i resztą.
Skanując wszystkie stoliki wzrokiem, zauważyłam ich przy samym brzegu.
Podeszłam do nich, wszyscy uśmiechali się szeroko.
-
Myślałam, że już nigdy nie skończycie gadać. –
powiedział Avan – Kto to był?
-
Znajomy Biebera – odparłam.
-
Zbieramy się! – pisnęła Saba. – Zaczynamy rano pracę
wcześniej – bełkotała.
Będzie miała
niezłego kaca, ale chyba nie tylko ona, bo ja czułam, że ze mną będzie to samo.
~~~~~~~~~~
Obudziłam się
jeszcze zanim zadzwonił mój budzik, co zdarzyło się po raz pierwszy w moim
życiu. Nie chciałam wychodzić z mojego ciepłego, przytulnego łóżka, ale
musiałam. Przerzuciłam włosy za jedno ramię i związałam je na czubku głowy w
niedbałego koka. Włożyłam na siebie jasne dżinsy i białą koszulę, związaną z
przodu na supeł. Rękawy podwinęłam do łokci, zrobiłam delikatny makijaż i byłam
już gotowa. Zeszłam na dół, Saba siedziała z głową położoną na stole w kuchni.
Kac morderca nie ma serca. Szturchnęłam ją w ramię, mruknęła coś, czego nie
zrozumiałam i powoli podniosła głowę wycierając policzek.
-
Możesz być nieco ciszej? – spytała. Uniosłam brwi do
góry.
-
Ja nic nie robię, Saba. – powiedziałam, na jej twarzy
pojawił się grymas, po
czym zakryła
usta ręką i zerwała się z krzesła. Wzruszyłam ramionami i wyciągnęłam z lodówki
głowę. Ku mojemu zaskoczeniu, bolała mnie tylko trochę głowa, więc nie było tak
źle. Spojrzałam na radio, zegarek wskazywał 6;45. Miałyśmy jeszcze 15 minut do
pracy, a Saba nadal krzyczała do kibla. Podeszłam do drzwi od łazienki i
zapukałam kilka razy.
-
Co? – usłyszałam po drugiej stronie.
-
Gdzie jest James? – spytałam. To od wczoraj chodziło mi
po głowie.
-
Spał w moim łóżku – odparła.
-
Ogarnij się. Zaraz wychodzimy – stuknęłam jeszcze raz i
wróciłam do kuchni.
Sprawdziłam
swój telefon, ale żadnych wiadomości. Nic. Zero. Null. Usłyszałam trzaśnięcie
drzwiami, Saba pojawiła się w kuchni. Była strasznie blada. Wyglądała okropnie.
Podałam jej zimną wodę z lodówki i biorąc ją pod rękę wyprowadziłam z domu.
Musiała być w pracy, posadzę ją na zapleczu i niech siedzi. Musi być tak na
wypadek, gdyby pojawił się Bob.
Otworzyłam drzwi, Sabina weszła
pierwsza. Odsłoniłam żaluzje i zapaliłam światło. Przyjaciółka zniknęła na
zapleczu. Założyłam fartuch i ściągnęłam wszystkie krzesła, po czym uruchomiłam
maszyny. Dlaczego akurat w sobotę musi być otwarte od siódmej? To weekend, halo! Odebrałam
kilka telefonów na 13. Tymi zamówieniami zajmie się Dina, bo nas o tej godzinie
już nie będzie. Dobrze, że chociaż tak wcześnie kończymy. Tyle wygrać.
Obsługując ostatniego klienta, wyciągnęłam z kieszeni wibrujący telefon.
Dostałam
wiadomość od Justina: O której dziś
kończysz? Justin x
Napisał.
Myślałam, że tego nie zrobi. Odpisałam: Punkt
12. A co? Tori xo
Chwilę później
odstałam odpowiedź: Przyjadę po
ciebie, jeżeli nie masz nic przeciwko. Justin x
Jak mogłabym
mieć coś przeciwko spotkaniu go? Nigdy. Odpisałam: Nie mogę się doczekać. Tori xo
Szczerze? Nie
wiem dlaczego pisaliśmy swoje imiona, ale to było urocze i nie zamierzałam tego
zmieniać.
Może chociaż sobotę spędzimy ze sobą. Tęskniłam za nim. Serio. Nie
widzieliśmy się dwa dni, a ja mam wrażenie, że minął jakiś miesiąc. I jak ja
wytrzymam kiedy on ruszy w trasę? Nie wytrzymam. Dlatego muszę wybrać jedną
propozycję. Boże, zapomniałam, nie wiem na co się zdecydować.
Weszłam na zaplecze, Saba spała z głową na blacie. Ona się tu męczyła.
Zostały jeszcze dwie godziny, ale jak ona dojdzie do domu, kiedy mnie zabierze
Justin. Wyciągnęłam telefon i zadzwoniłam po Jamesa, aby po nią przyszedł.
Musiał ją zabrać. Co ona do cholery wczoraj za drinki piła, że tak ją siekło?
Porażka. Mam nadzieję, że do poniedziałku jej przejdzie. Pewnie tak. Wróciłam
do lady, obsłużyć kolejnych klientów. Jakiś czas później pojawił się James.
-
Gdzie ona jest? – spytał. Był jeszcze zaspany. Na sto
procent musiałam go
obudzić.
Kiwnęłam do niego, żeby szedł za mną. Weszliśmy na zaplecze. Pomogłam mu
podnieść Sabinę. – Idziemy do domu – powiedział do niej, biorąc ją na ręce jak
pannę młodą.
-
Niech się położy i daj jej aspirynę. – powiedziałam
otwierając mu drzwi.
Kiwnął głową –
Dzięki, Jamie.
-
Nie cierpię jak tak do mnie mówisz – mruknął. Posłałam
mu buziaka i
zaśmiałam się.
Zablokowałam drzwi nóżką, żeby wpuścić trochę świeżego powietrza. Stanęłam za
ladą i obsłużyłam kolejnych klientów. Szczerze mówiąc, nie spodziewałam się, że
będzie ich dzisiaj tak wielu.
Kilka minut przed 12 Avan i Dina
przyszli na swoją zmianę. Oboje nie wyglądali najlepiej, pewnie też mieli kaca,
w końcu pili to... cokolwiek tam pili, we trójkę. Ściągnęłam na zapleczu
fartuszek i wzięłam mój telefon. Pożegnałam się z nimi i wyszłam przed
kawiarnię. Kilka minut później podjechał Justin swoim ferrari. Wsiadłam i od razu go pocałowałam. Uśmiechnął się
szeroko i ruszył, zapięłam pasy.
-
Tęskniłam za tobą. – zerknęłam na niego. Położył dłoń
na moim kolanie i
ścisnął je
lekko. Uśmiechnęłam się.
-
Ja za tobą też, skarbie.
-
Nie miałeś problemów z paparazzi? – zerknęłam w okna.
-
Nie, nie było ich pod domem, ale nie mogę zaprzeczyć,
mogą nas znaleźć.
-
Wiem – westchnęłam i złapałam jego rękę. Złączyłam
nasze palce. To dziwne,
nasze ręce do
siebie pasowały. Przypadek? Nie sądzę. Uśmiechnął się do mnie szeroko i
poprawił swoje okulary. Pochyliłam się, ściągnęłam mu je i założyłam sobie,
wystawiłam mu język i zaśmiałam się. Pokręcił głową. Włączyłam radio, właśnie
leciała piosenka Demi Lovato. Popatrzyłam zaciekawiona na Justina i zaczęłam
śpiewać: Just a little west
coast, and a bit of sunshine. Hair blowing in the wind, losing track of time.
Just you and I, just you and I. Woah, woah. No matter how far we go, I want the
whole world to know. I want you bad, and I wont have it any other way. No
matter what the people say, I know that we'll never break.
W
połowie dołączył do mnie. Jemu to chociaż wychodziło, za to ja strasznie
fałszowałam, ale jakoś mu to nie przeszkadzało. Śmialiśmy się z siebie
nawzajem. Kiedy ta się skończyła, zaczęła jakaś inna, ściszył radio i spojrzał
na mnie, uśmiechnęłam się szeroko jak dziecko, które właśnie dostało cukierka.
-
Jesteś szalona – powiedział, zaśmiałam się.
-
Powiedz mi coś czego nie wiem, skarbie – pocałowałam go
w policzek. Pokręcił
głową z
uśmiechem. Poprawiłam okulary i spojrzałam przed siebie.
-
Oddasz mi okulary? – spytał.
-
Um... chyba nie, spodobały mi się.
-
Oddam ci je, ale później. – spojrzał na mnie.
Ściągnęłam je i założyłam mu,
uśmiechnął
się.
-
Ja wyglądam w nich o wiele lepiej – droczyłam się z
nim.
-
Czy ty właśnie stwierdziłaś, że nie podobam ci się? –
uniósł jedną brew.
-
Ja tego nie powiedziałam – podniosłam ręce w obronnym
geście. – Mówiłam,
że nie pasują
ci te okulary. – wystawiłam mu język, po czym znowu mu je ściągnęłam i
założyłam sobie.
-
Hej – zmarszczył czoło – Masz szczęście, że prowadzę.
-
Czy ty mi grozisz Bieber? – uniosłam jedną brew.
-
Może – wzruszył ramionami i spojrzał w okno, po czym
znowu na drogę.
-
Jaki groźny. Przestraszyłeś mnie – zaśmiałam się.
-
Zobaczymy czy w domu, też będzie ci tak do śmiechu. –
zjechał w lewo z
autostrady.
Kurczę, zostało tylko kilka minut drogi. Justin uśmiechał się szeroko, wyraźnie
zadowolony z siebie. Pewnie knuł jakiś spisek w swojej głowie. Musiałam
wymyślić jak mu uciec. Przejechał przez rondo i chwilę później widziałam już
jego dom. Odpięłam pasy, pod domem nikogo nie było. Wjechał na podjazd,
parkując obok Lamborghini. Zerknęłam na niego i w podskokach wysiadłam z
samochodu, rzucając się do drzwi wejściowych. Gdyby ktoś mnie zobaczył, uznałby
mnie pewnie za wariatkę. Przebiegłam
przez hol do salonu i usłyszałam trzaśnięcie drzwiami. Wybiegłam do ogrodu i
stanęłam po drugiej stronie basenu tak, że miałam widok na to co się dzieje
przede mną. Zauważyłam Justina zbliżającego się w moją stronę. Miał wielki
uśmiech na ustach. Zatrzymał się na krawędzi basenu, tylko woda dzieliła go ode
mnie. Zerknęłam na boki, cholera, nie ucieknę mu.
-
Myślisz, że ta woda mnie powstrzyma? – spytał.
Przełknęłam ślinę, kiedy
zaczął ściągać
koszulkę, ukazując swoją umięśnioną klatkę. Moje serce zabiło szybciej,
przechyliłam głowę na bok. Cholera, rozpraszał mnie. Robił to specjalnie, z
resztą on nie musiał nic robić, zawsze mnie rozpraszał. Rzucił koszulkę obok
swoich stóp i poprawił włosy. Stał przede mną w samych dżinsach, opuszczonych
nisko na biodrach. Cholera, przystojny jest. Jeśli wskoczy to pociągnie mnie za
sobą, albo będę mogła uciec, ale i tak mnie złapie. Nie mam innego wyjścia, jak
tylko... rzuciłam się biegiem w prawą stronę wprawiając go w dezorientowanie.
Udało się. Przebiegłam pod zadaszeniem między krzesłami ogrodowymi i znowu
wbiegłam na trawę. Moim kolejnym celem była rampa, ale zanim tam dobiegłam, od
tyłu owinęła mnie para silnych rąk. Szlak by to trafił. Pisnęłam, kiedy zaczął
okręcać się w kółko. Byłam w powietrzu.
-
Postaw! – krzyknęłam. Zatrzymał się i powoli opuścił
mnie na nogi. Kręciło mi
się w głowie,
gdyby mnie nie trzymał już dawno bym leżała.
-
Przegrałaś – szepnął mi do ucha. Odwróciłam się przodem
do niego i
spojrzałam mu
w oczy. Oblizał usta, chciał mnie pocałować. Powoli zbliżał twarz do mojej i
kiedy miało to się stać, obróciłam głowę, a on pocałował mnie w policzek.
Zaśmiałam się.
-
Przegrałeś – powiedziałam znowu na niego patrząc.
Złapał moją brodę w dwa
palce,
cholera, jednak to ja przegrałam. Pochylił się i złączył nasze usta, a kiedy
miałam położyć dłonie na jego karku, przerwał. Hej, co ty robisz? Pocałuj mnie.
Pokręcił głową i złączył usta w cienką linię.
-
Zawsze dostaję to czego chcę, skarbie – pocałował mnie
delikatnie.
Uśmiechnęłam
się. Tak, w to mogłam uwierzyć. Podniosłam rękę do góry i stając na palcach,
zanurzyłam dłoń w jego miękkich włosach. Pochylił się, ale tylko po to żeby
wziąć mnie na ręce. Oplótł moje nogi w miejscu zgięcia kolan i trzymał mnie
przed sobą. Takim sposobem byłam wyższa od niego o głowę. Oparłam dłonie na
jego ramionach i spojrzałam na niego z góry. Uśmiechnął się i przymrużył jedno
oko. Pochyliłam się i złączyłam na krótko nasze usta, kiedy się odsunęłam,
Justin się oblizał. Dlaczego on to robił? To było takie... um... seksowne.
Ale z niego czaruś. Pewnie doprowadzał tym każdą dziewczynę do
szaleństwa, nie wspominając o jego fankach, bo te to pewnie mdlały zanim coś
powiedział, albo mrugnął. Ciekawe co się działo na wszystkich jego koncertach i
tak dalej. Nigdy nie słyszałam jak śpiewa, nigdy nie byłam na jego koncercie i
to ja akurat go spotkałam. To jakieś przeznaczenie czy przypadek? Bo sama już
nie wiem.
-
Zaśpiewaj dla mnie – powiedziałam. Zmarszczył czoło –
Zaśpiewaj mi.
-
Co? – uniósł jedną brew.
-
Twoją piosenkę – wzruszyłam ramionami. Postawił mnie,
ale nadal obejmował
mnie w talii.
Zamyślił się przez chwilę, po czym odchrząknął i zaczął śpiewać.
-
Let me
tell you a story. About a girl and a boy. He fell in love with his best
friend. When she’s around, he feels
nothing but joy. But she was already broken, and it made her blind. But she
could never believe that love would ever treat her right. But did you know that
I love you? or were you not aware? You’re the smile on my face and I ain’t
going nowhere. I’m here to make you happy, I’m here to see you smile. I’ve been
wanting to tell you this for a long while...
Wpatrywałam się w niego, nie mogąc wydusić z siebie słowa. Jego głos
był cudowny, ale samo to co zaśpiewał wywołało u mnie ciarki, a moje serce
przyspieszyło. Nie wiedziałam co powiedzieć. Zatkało mnie dosłownie, jedyne co
udało mi się zrobić, to złapać jego twarz w dłonie i mocno pocałować w usta.
Uśmiechnął się szeroko i potarł kciukiem mój policzek.
-
To było piękne – odezwałam się w końcu. – Zaśpiewasz mi
jeszcze kiedyś?
-
Kiedy tylko zechcesz – pocałował mnie w usta, złapał za
rękę i ruszyliśmy do
domu.
Weszliśmy do salonu, oparłam się o białą kanapę, a Justin stanął przede mną –
Poczekaj tu chwilę, ubiorę się i coś ci pokażę. – musnął moje usta i biegiem
ruszył na górę. Podeszłam do barku, oglądając alkohole. Tak, to bardzo głupie
zajęcie, podczas czekania na chłopaka. Barek był nieźle wyposażony, wypełniony
butelkami po brzegi. Usłyszałam kroki Justina i odwróciłam się w tamtą stronę,
stał przede mną w tych samych dżinsach i czarnej koszulce, na głowie miał
czapkę daszkiem do tyłu i okulary.
Podeszłam do niego i złapałam za rękę, wychodząc z domu sięgnął z
wieszaczka po kluczyki od samochodu. Wyszliśmy na zewnątrz, pokierował mnie do
szarego, bardziej wpadającego w czarny Smarta. Tak wskazywał znaczek, nie żebym
znała się na samochodach, bo się w ogóle nie znam. Czasami tylko oglądałam z
bratem wszystkie te gazety, w których były drogie samochody. Zawsze mi
pokazywał, który kupi sobie, a który mi. Potrząsnęłam głową wyrzucając z niej
te myśli żeby się nie rozpłakać. Wyjechaliśmy na drogę i ruszyliśmy w drugą
stronę, nie tą co zawsze jeździmy. Uniosłam jedną brew, Justin tylko się
uśmiechnął. Kolejna niespodzianka?
Możecie mi uwierzyć, kocham jego
niespodzianki, ale to, że muszę na nie czekać doprowadza mnie do szału. Serio.
Nawet sobie nie wyobrażacie, jakie to czekanie jest denerwujące. Zaraz, zaraz
on ma okulary, a ja nie. Co tu jest grane?
Oparłam głowę
o zagłówek i spojrzałam w okno. Minęliśmy ostatni dom i wjeżdżaliśmy coraz
wyżej. Przed oczami śmigały mi zielone drzewa i krzaki, słońce próbowało przebić
się przez korony drzew, ale nie udawało mu się. Gdzieniegdzie było widać
lekkie przebłyski. Mimo to, krajobraz był niesamowicie piękny. Kiedy minęliśmy
ten las zauważyłam, że jesteśmy na wzgórzu. Przede mną rozciągały się łąki, a
dalej w oddali, bardzo daleko od nas było widać ocean. To dopiero było piękne.
Jechaliśmy krętą drogą, nie było tu innego samochodu, oprócz naszego. Słonce
otaczało wszystko co było widać. W radiu usłyszałam piosenkę Beyonce-Halo.
Wsłuchując się w tekst, zerknęłam na Justina. Był zamyślony, jego szczęka co
chwilę się zaciskała i rozluźniała. Położyłam dłoń na jego dłoni, którą trzymał
na gałce od biegów. Zerknął na mnie i uśmiechnął się lekko. Ciekawe o czym
myślał. Ile ja bym dała, żeby się tego dowiedzieć.
Po kilku minutach dalszej jazdy,
zatrzymał samochód i zgasił silnik. Zaciekawiona od razu wysiadłam i
rozejrzałam się dookoła. Byliśmy na wzgórzu, które ukazywało całe Los Angeles.
Niedaleko był też napis Hollywood. Uśmiechnęłam się szeroko i zerknęłam na
Justina, podszedł do mnie i objął od tyłu w pasie. Skąd on zna takie fajne
miejsca? Oparłam głowę na jego ramieniu i popatrzyłam przed siebie. Miasto było
niesamowicie duże. I z góry i z dołu i z boku wyglądało niesamowicie. Wszystko
rozciągało się płasko, tylko w centrum i jeszcze kilku miejscach odróżniały się
wysokie wieżowce. Były ogromne nawet z daleka. Justin puścił mnie i podszedł do
samochodu, wpatrywałam się dalej w LA. Trzeba tak daleko odjechać od miasta,
żeby nie znaleźli nas paparazzi.
Poczułam coś zimnego na szyi i
automatycznie dotknęłam tego ręką. To był naszyjnik, Justin obrócił mnie
przodem do siebie i pocałował w usta. Podniosłam zawieszkę i ledwo zobaczyłam
srebrną literkę „J” z trzema brylancikami. Spojrzałam na niego i pocałowałam go
jeszcze raz.
-
Dziękuję. – powiedziałam – Nie mus...
-
Ale chciałem – przerwał mi. Przygryzłam dolną wargę i
przytuliłam się do
niego. Objął
mnie w pasie i oparł się o maskę samochodu. Czy on nie jest cudowny? No
oczywiście, że jest. Wymarzony chłopak. – Słyszałem, że widziałaś się z Fredo w
Malibu – powiedział po chwili. Pokiwałam głową i odsunęłam się od niego. Złapał
mnie za ręce, stałam między jego nogami.
-
Dużo rozmawialiśmy. Praktycznie to on mówił więcej niż
ja. Opowiedział mi
trochę o tym
jak wyglądają twoje koncerty, o miastach jakie zwiedziliście. – wzruszyłam
ramionami – Powiedział mi nawet, że często robisz sobie z nich żarty. –
popatrzyłam mu w oczy, zaśmiał się.
-
Nawet bardzo często.
-
Więc uważasz się za zabawnego? – uniosłam brew do góry.
-
Skarbie, ja jestem zabawny. – uśmiechnął się.
-
Oczywiście.
-
No naprawdę.
-
Yhm...
-
Nie wierzysz mi? – przyciągnął mnie bliżej siebie,
leżałam na jego torsie,
obejmował mnie
w talii.
-
Nie – przygryzłam wargę. Oblizał usta i pokręcił głową.
-
Będę musiał ci to udowodnić – powiedział. Kiwnęłam
głową, pocałował mnie w
usta.
Zarzuciłam mu ręce na szyję i wplotłam mu palce we włosy. Przycisnął mnie
jeszcze bardziej do siebie, o ile to w ogóle było możliwe. Gładził jedną ręką
moje plecy, a drugą podtrzymywał w talii. Potrafi być brutalny. Serio.
Przygryzł moją wargę i oparł swoje czoło o moje. Nasze oddechy były ciężkie i
nierówne. – Co ty ze mną robisz, Victoria?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz