ROZDZIAŁ 10: „Tajemnicza dziewczyna.”
TORI:
-
Gotowa? – wsadził głowę do pokoju. Właśnie włożyłam
buty. Pokiwałam
głową. Miałam
na sobie pudrową sukienkę bez ramiączek z czarnym pasem w talii. Włosy
rozpuściłam. Byłam bez makijażu, nie miałam tu swoich kosmetyków. Chciałam
jakoś wyglądać na dzisiejszym obiedzie. Miał przyjść tata Justina z dzieciakami
i jego mama. Musiałam się jakoś prezentować. Wszedł do pokoju, ciągle na mnie
patrząc. – Wyglądasz pięknie – uśmiechnął się. Na mojej twarzy pojawiły się
rumieńce. Cholera jasna, Bieber!
-
Dziękuję,
ty też się nieźle prezentujesz – powiedziałam, machając ręką w jego
stronę. Miał na sobie spodnie khaki i białą koszulę z rękawami
podwiniętymi do łokci. Szczerze? Wyglądał zabójczo. Jego włosy sterczały dziś
na wszystkie strony. Nie wiem jak on to robił, ale zawsze wyglądał seksownie.
Potrząsnęłam głową. O czym ty myślisz, Tori? Złapał mnie za rękę i oboje
ruszyliśmy do schodów. Mimo obcasów, nadal byłam niższa.
Po wczorajszym oglądaniu filmów, nie
obudziłam go. Chciałam żeby trochę odpoczął. Zostawiłam go w sali kinowej i
rozejrzałam się po domu. On jest naprawdę wielki. Wiem, że nie powinnam tego
robić, ale ciekawość wzięła nade mną górę. Faktycznie ten dom ma wiele
sypialni. Jedna była nieco poburzona, to w niej Justin spędzał ostatnie noce,
bo jego pokój zajmowałam przecież ja. Ma w domu gabinet, studio do nagrań.
Byłam nawet w garażu i obejrzałam jego samochody. On jest jak zwyczajny
nastolatek. Serio.
Weszliśmy do jadalni, gosposia właśnie
kończyła nakrywać do stołu. Rodzice Justina mieli przyjść za pół godziny.
Dowiedziałam się, że często zaprasza ich na niedzielne obiady i chce, abym była
gościem na dzisiejszym. Nie mogłam mu odmówić, mówił to z taką radością, że
byłoby mi go szkoda, gdyby posmutniał.
Spojrzałam na stół. Był zastawiony
owocami, stały też świece i kwiaty. Jak na obiedzie w restauracji. Serio.
Popatrzyłam na Justina, uśmiechał się szeroko. Był wyraźnie zadowolony. W
pewnym momencie usłyszeliśmy krzyki. Jazzy i Jaxon wbiegli do jadalni rzucając
się na Justina. Prawie go przewrócili. Za nimi wszedł Jeremy, a chwilę później
pojawiła się piękna kobieta. To musiała być Pattie. Justin miał rację, naprawdę
była piękna. Loki opadały jej na ramiona, miała na sobie śliwkową, satynową
sukienkę. Uśmiechała się szeroko. Justin przytulił ją mocno i pocałował
policzek. Odwrócił się do mnie.
-
Mamo, to
jest Victoria. – wskazał gestem ręki.
-
Miło mi
panią poznać – wyciągnęłam do niej rękę.
-
Ja nie
ściskam rąk, ja przytulam – powiedziała i objęła mnie. Nie ukrywam,
byłam nieco zaskoczona – I proszę mów mi Pattie – dodała,
odsuwając się ode mnie. Kiwnęłam głową z uśmiechem. Jazzy i Jaxon siedzieli już
przy stole. Dołączyliśmy do nich. Jeremy siedział na honorowym miejscy, po jego
prawej Justin, a po lewej Pattie z Jaxonem. Ja siedziałam koło chłopaka, a obok
mnie Jazzy, która co chwilę mnie zaczepiała. Na obiad zjedliśmy żeberka w sosie
słodko-kwaśnym z ziemniakami, a na deser był jabłecznik. Wszystko było naprawdę
pyszne. Dużo rozmawialiśmy, o tym co się dzieje, o tym co stało się wczoraj i
ostatnio.
Po obiedzie wyszliśmy do ogrodu. Jeremy
i Justin biegali za Jaxonem i Jazzy, bawili się w chowanego. Ja i Pattie
siedziałyśmy przy stoliku, popijając zimną lemoniadę. Przyglądałam się
Justinowi, był zadowolony. Uwielbiał swoje rodzeństwo.
-
Jesteście
razem? – usłyszałam pytanie Pattie. Złożyłam usta w dzióbek po
jednej stronie, po czym je oblizałam.
-
Jesteśmy
przyjaciółmi. – uśmiechnęłam się.
-
Wiesz, że
on nie ma łatwego życia? – spojrzałam na nią. Patrzyła na mnie z
troską, jakby się czegoś obawiała.
-
Wiem –
westchnęłam – Zauważyłam przez te ostatnie tygodnie, że nie jest mu
łatwo. Zwłaszcza po tym co się wydarzyło wczoraj. Na początku
myślałam, że jest jak wszyscy – poprawiłam sukienkę, Pattie pokiwała głową –
Ale, kiedy wpadł do tej kawiarni i zaczęliśmy rozmawiać, zauważyłam, że jest
zupełnie innym człowiekiem, różni się od tego co próbują pokazać media. Jest
naprawdę niesamowitym chłopakiem. Jest zabawny, dobry, przyjazny, opiekuńczy.
Odkąd się poznaliśmy, ciągle mnie zaskakuje. – znowu na nią spojrzałam – Nie
miałam o nim dobrego zdania. Kiedy opowiedział mi o sobie, o tym wszystkim co
go otacza, z czym musi się zmagać, zrozumiałam, że za szybko wyciągnęłam
wnioski. To co o nim myślałam, a to czego się dowiedziałam to zupełnie dwa
różne światy. Wiem jakie są konsekwencje tego, że się znamy, widujemy. Nie
obchodzi mnie jego praca, czy to kim on jest. Mnie obchodzi to co on ma w
środku. Lubię tego chłopaka, który codziennie ze mną rozmawia i jest sobą. Nie
udaje kogoś kim nie jest.
-
Doskonale
cię rozumiem – kiwnęła – Widzisz, my na początku nie mieliśmy
nic. Sami musieliśmy się do tego dostosować, oswoić z tym
wszystkim. Z początku wydawało się to świetne. Sława, fani, ale to zaczęło
przeradzać się w jakąś obsesję. – pokręciła głową – Teraz nawet ja nie mogę
wyjść z domu, bo jestem atakowana przez jego fanki. – uśmiechnęła się słabo,
jakby chciała powiedzieć, że to jest męczące – Wiedzę, że Justin cię lubi.
Zawsze, kiedy go widziałam z dziewczyną, była sławna, to co chodziło im po
głowach, było nie z tego świata. Ty jesteś inna – który raz to słyszę? – Wiesz
czego chcesz i nie obchodzi cię to co on ma, obchodzi cię tylko on, jego osoba.
Jeśli zgodzisz się na to wszystko media nie dadzą ci żyć. Będziesz
prześladowana. Uwierz mi, wiem co mówię. – westchnęła – Jesteś mądrą dziewczyną
i wiem, że podejmiesz właściwą decyzję. Boję się tylko tego, że nie będziesz
mogła wytrzymać tej presji, jaką niesie ze sobą Justin.
-
Też się
tego boję – szepnęłam, spoglądając w stronę chłopaka. Skakał na
trampolinie z Jazzy, trzymając na rękach Jaxona. Po chwili cała
trójka leżała zwijając się ze śmiechu. Niechętnie to przyznam, ale Pattie miała
rację. Mogę nie wytrzymać tego wszystkiego. Gorzej będzie, jak przyjdzie mi
podjąć właściwą decyzję.
-
Jeżeli
się zgodzisz na to wszystko – położyła swoją dłoń na mojej – Pomogę ci.
Pamiętaj, że zawsze możesz na mnie liczyć. Uwierz mi, będziesz
tego potrzebować, bo wiem jaki Justin czasami potrafi być nieznośny –
zachichotała. Uśmiechnęłam się. Jeszcze nie poznałam go od tej strony.
-
Dziękuję
– spojrzałam jej w oczy. Kiwnęła głową z uśmiechem.
-
O czym
rozmawiacie? – nawet nie zauważyłyśmy, kiedy podszedł do nas
Justin. Usiadł między nami, był lekko zdyszany.
-
O
wszystkim i o niczym. – powiedziała Pattie.
-
A
konkretnie? – uniósł jedną brew i spojrzał na mnie. Za to ja zerknęłam na
Pattie, uśmiechnęła się do mnie.
-
O tym
jaki byłeś słodki, jak byłeś mały – odparła.
-
Mamo... –
jęknął. – Serio? Nie macie innych tematów. Ja nie jestem słodki –
zakrył twarz dłonią. Zaczęłyśmy się śmiać. Justin spojrzał na mnie
i zmrużył oczy. Próbował grać groźnego? Czyżby zapomniał o naszej rozmowie nad
basenem? Sam się mnie pytał czy jest słodki. Wystawiłam mu język, na co
zmarszczył czoło – Na twoim miejscu zacząłbym uciekać. – oblizał usta. Cholera.
Zrzuciłam szpilki i puściłam się biegiem przez ogród, piszczałam jak szalona.
Wiedziałam, że mnie złapie byłam dla niego za wolna. Przebiegając obok
trampoliny, skręciłam w stronę basenu. Cholera, nie miałam drogi ucieczki, w co
ja się wkopałam. Schowałam się za gigantycznym pniem wierzby, wierząc, że mnie
nie widział. Ale na próżno, bo chwilę później stał już przede mną, opierając dłonie
na pniu, po obu stronach mojej głowy.
Zrobił krok w moją stronę, ale mój refleks
zadziałał natychmiastowo. Wszystko dzięki jego onieśmielającej obecności.
Cofnęłam się. Nie wydawało się to robić na
nim najmniejszego wrażenia. Mimo wszystko byłam zaskoczona, gdy
przycisnął mnie do pnia. Oddech uwiązł mi w gardle, kiedy jego ciało pożądliwie
przyparło do mojego.
Byłam uwięziona między nim, a drzewem. Musiało to dziwnie
wyglądać. Czułam korę wbijającą mi się w plecy, tak, to była bardzo niewygodna
pozycja. Spojrzałam mu w oczy, jego źrenice były rozszerzone, miał nierówny
oddech. Przeniosłam wzrok na jego usta w momencie, kiedy je oblizał. Po chwili
znowu spojrzałam mu w oczy. Powoli zbliżał swoją twarz do mojej, moje serce
zaczęło walić jak szalone, miałam wrażenie, że wyskoczy mi z piersi. Musnął
moje usta, a ciarki przeszły mi po całym ciele.
Chciałam więcej. Znowu oblizał
usta i uśmiechnął się pod nosem, po czym znowu się pochylił i złączył nasze
wargi. I w tym momencie wokół nas wybuchły fajerwerki. Miał takie miękkie usta.
Jego ruchy były powolne i zmysłowe. Przeniósł dłoń na moją talię, za to ja
owinęłam ręce na jego karku, wsuwając palce w jego włosy. To nic, że bolały
mnie plecy, to nic, że byłam na boso, to nic, że w ogrodzie byli jego rodzice i
to nic, że z każdej strony otaczali nas ochroniarze. Liczyło się tylko to co
było między nami. Udało nam się i nikt tego nie przerwał. Odsunął się ode mnie
powoli, oboje oblizaliśmy usta. Czułam jak policzki zaczynają mi się
czerwienić. Uśmiechnął się pod nosem. Zabrałam ręce z jego karku i spojrzałam
mu w oczy, wpatrywaliśmy się w siebie, jakbyśmy mogli wyczytać coś z oczu.
Pochylił się i oparł czoło o czubek mojego, nasze nosy się stykały.
-
Nie powinienem tego robić – prawie szeptał. Co on do
cholery wygaduje? Nie
czuł tego co ja, te iskierki, fajerwerki, Bieber! Ogarnij
dupę i pocałuj mnie jeszcze raz, do cholery. No i co ja miałam odpowiedzieć?
-
Um... – nie mogłam nic z siebie wydusić, zabrakło mi
słów, serio. Cholera,
akurat w takim momencie? Czułam coraz większą gulę,
formującą się w moim gardle.
Co jest ze mną nie tak? Właśnie
pocałował mnie prawdopodobnie najprzystojniejszy nastolatek na ziemi, a ja nie
mogę wydusić z siebie słowa.
-
Powinniśmy wracać, zanim się zorientują, że nas nie ma
– odsunął się ode
mnie. Już to zrobili, geniuszu. Wracaj tu, przytul mnie i
pocałuj jeszcze raz! Uśmiechnął się lekko i minął mnie, kierując się w stronę
tarasu. Odetchnęłam i oparłam się o drzewo, ale szybko odskoczyłam, czując
wbijającą się korę w plecy. Przeczesałam ręką włosy i ruszyłam jego śladami.
Jazzy i Jaxon skakali na trampolinie, a Jeremy i Pattie zawzięcie o czymś
dyskutowali. Nie było przy nich Justina. Tak, najpierw mnie całuje, a później
ucieka. Tchórz.
-
Gdzie Justin? – spytałam wkładając na stopy, moje
czarne szpilki.
-
Wszedł do środka – Jeremy machnął ręką w stronę drzwi –
Mówię ci, że tak
będzie.... – weszłam do salonu. Justin wyglądał przez
okno. Miał dłonie w kieszeniach spodni. Od tyłu wyglądał jak biznesmen.
Naprawdę, gdybym go nie znała, na pewno bym tak pomyślała.
-
Coś się stało? – spytałam. Och co za głupie pytanie.
Uderzyłam się mentalnie w
czoło. Przed chwilą się całowaliście i ty zadajesz mu
takie głupie pytanie. Tori, ręce opadają. Odwrócił się w moją stronę i kiwnął
głową na stolik przed kanapą. Usiadłam na niej i spojrzałam na stolik. Leżało
na nich kilkanaście gazet. W każdej, na pierwszej stronie były zdjęcia z
wczoraj. Justin na koniu, mnie nie widać. Justin wychodzi pochylony ze
stadniny, mnie nie widać. „Bieber ma
nową dziewczynę?”; „Bieber na
przejażdżce z nową dziewczyną.”; „Idol
nastolatek wybrał tą jedyną?”. No cholera jasna. Te nagłówki nie mają
najmniejszego sensu, nie wiem jaki idiota je wymyśla. Przejrzałam zdjęcia. Nie
na każdym byliśmy razem, ale nie widać mojej twarzy, ludzie mnie nie znają.
Tyle dobrego. Złożyłam gazety na kupkę i wstałam z kanapy. Powoli podeszłam do
Justina i stanęłam obok niego. Co on takiego ciekawego widział na tej ulicy?
-
Czy to znaczy, że nie możemy się spotykać? – spytałam.
Wzruszył ramionami.
-
Jeśli tylko ty tego chcesz. – mruknął nie patrząc na
mnie. Nie chcę. Ale to co
może się stać, przeraża mnie. Między nami będzie dobrze,
ale media i jego fanki nie dadzą nam żyć. – Jeśli chcesz, możesz odejść. Nie
chcę, żeby zniszczyli ci życie – odezwał się po chwili, nadal się w coś
wpatrując.
-
Spójrz na mnie – odwróciłam się do niego przodem,
zrobił to samo i spojrzał
mi w oczy – Nie chcę odchodzić – położyłam dłoń na jego
policzku. Zamknął oczy. Stanęłam na palcach i pocałowałam go delikatnie. Iskierki.
Na jego ustach pojawił się słaby uśmiech. Oparł czoło o moje i objął mnie w
talii, poczym mocno do siebie przytulił. Oparł brodę na mojej głowie,
oddychałam jego cudownym zapachem. Wiem, że to nie będzie łatwe, ale warto
spróbować.
~~~~~~~~~~~
-
Tori, dwie czarne espresso! – krzyknęła Saba. Zabrałam
się za zaparzanie
kawy. Od trzech godzin siedziałam w kawiarni.
Opowiedziałam wszystko Sabinie. Była podniecona tym, że jestem w gazecie. Nie
wiem co w tym było fajnego.
W prawdzie resztę wczorajszego
dnia, gdy Justin odwiózł mnie do domu, po wyjściu jego rodziców, spędziłam w
łóżku rozmyślając o tym, czy podjęłam właściwą decyzję. Kiedy powiedziałam
Sabinie o pocałunku, zrobiła z nas oficjalną parę. I chyba nią byliśmy, od
momentu, gdy powiedziałam Justinowi, że nie chcę odejść. Jak na razie decyzja
okazała się właściwa, ale na jak długo? To jest bardzo dobre pytanie. Na
szczęście media nie nękały Justina i paparazzi nie wysiadywali pod jego domem,
ale poinformował mnie dziś rano, że dostał mnóstwo pytań na twitterze odnośne
tego, kim była ta dziewczyna ze zdjęć, wytłumaczył im, że jestem tylko
przyjaciółką, na szczęście nie ujawniając moich danych. Gdyby to zrobił, dziś
byłabym pewnie martwa.
Kiedy dziś do pracy przyszedł
Bob, musiałam odbyć z nim rozmowę na temat weekendu. Wkręciłam mu, że tata jest
poważnie chory, udało mi się go przekonać. Zgodził się nawet puścić nas
wszystkich wcześniej do domu, więc pracę kończyliśmy o 18. Wszyscy byliśmy
ogromnie prze szczęśliwi, nawet Justin, który poinformował mnie, że ma na
wieczór pewne plany, związane oczywiście ze mną.
-
Tori pośpiesz się, zaraz zamykamy – szturchnęła mnie
Saba, wyrywając z
zamyślenia – Myślisz o swoim chłopaku? – uśmiechnęła się
słodko. Wywróciłam oczami. Wariatka. Weszłam na nią na zaplecze i pozbyłam się
fartuszka. Poprawiłam bluzkę i wzięłam moją torbę. Związałam włosy na czubku
głowy, w niechlujnego koczka i machając do wszystkich wyszłam z kawiarni.
Słońce jeszcze świeciło, było dziś naprawdę ciepło. Wyciągnęłam z torby okulary
i włożyłam je na nos. Kiedy podniosłam głowę, biały samochód zatrzymał się
przede mną. Wsiadłam do środka i wrzuciłam torbę do tyłu. Pochyliłam się i
pocałowałam Justina w usta.
-
Gdzie mnie zabierasz? – spytałam. Włączył się do
ulicznego ruchu i zmienił
biegi. Spojrzał w lusterko – Ktoś nas śledzi?
-
Nie. To tylko Kenny. Chciałem, żeby był w pobliżu. –
wzruszył ramionami. –
Jak ci minął dzień? – spytał po chwili.
-
Um.. nudno. Na zajęciach nic ciekawego, w pracy też
nic. A tobie?
-
Chyba tak samo. Siedziałem w salonie, wymyślając co
dziś moglibyśmy zrobić.
-
I co wymyśliłeś? – spytałam.
-
Zobaczysz za chwilę – skręcił w lewo. Uśmiechnęłam się
do niego i poprawiłam
okulary. Po jakimś czasie zatrzymaliśmy się na dużym, ale
prawie pustym parkingu. Justin włożył na nos swoje Ray-Bany i wysiadł z
samochodu. Podążyłam za jego przykładem i rozejrzałam się. Czy on sobie ze mnie
żartuje? Byliśmy w wesołym miasteczku przy plaży. Serio? Przecież tu jest masa ludzi i w dodatku jego fanki i
mogą być sępy(czytaj papparazzi). Złapał mnie za rękę i ruszyliśmy w stronę
wejścia. Kenny był tuż za nami.
-
Czy to na pewno dobry pomysł? – spytałam, ściskając
mocniej jego rękę.
-
Tak. Zaufaj mi – pocałował mnie w głowę. Dobra, mamy
okulary, może nas nie
rozpoznają. Nie byłam tego pewna, no ale ufałam mu.
Przeszliśmy przez łuk wejściowy i znaleźliśmy się między mnóstwem ludzi i
kolejek. Kolorowe światełka migały jak szalone. Ludzie się bawili, jakby nie
było jutra. Justin pociągnął mnie do szeregu ludzi, ustawionych w kolejce na
największą atrakcję parku.
Kiedy nią zjechaliśmy,
uwierzcie, byłam nieźle napowietrzona. Przez cały czas miałam otwartą buzię, bo
się śmiałam i krzyczałam. Udaliśmy się na mniejszą kolejkę, a kiedy z niej
zeszliśmy Justin pociągnął mnie w stronę plaży. Dochodząc do piasku,
ściągnęliśmy buty i trzymając się za rękę ruszyliśmy brzegiem, pozwalając
wodzie oblewać nasze kostki. Słońce powoli zachodziło, wszystko wyglądało
pięknie, jak w jakimś filmie.
-
Pięknie – uśmiechnęłam się, unosząc głowę, żeby
spojrzeć na niego. Pocałował
mnie w usta. Przytuliłam się do niego i popatrzyłam przed
siebie. Po jakimś czasie zatrzymał się i zawołał Kennego.
-
Co się stało? – spytał ochroniarz.
-
Możesz to na chwilę potrzymać? – Justin nie oczekując
odpowiedzi podał mu
nasze buty, Kenny tylko pokręcił głową. Bieber odwrócił
się do mnie tyłem i lekko przykucnął – Wskakuj – powiedział. Zrobiłam co kazał.
Złapał moje nogi pod kolanami, a ja owinęłam ręce wokół jego szyi.
-
Jesteś szalony – powiedziałam całując go w ucho. Niósł
mnie na barana po
plaży. Szedł z szerokim uśmiechem na ustach. Poprawiłam
mu okulary i pocałowałam go w szyję.
-
Możesz mnie nie rozpraszać? Próbuję cię nieść –
powiedział.
-
Czy ty właśnie stwierdziłeś, że jestem ciężka?
-
A czy ja coś takiego powiedziałem? – próbował naśladować
mój głos.
Zaśmiałam się, a on do mnie dołączył.
-
Nie. Nie powiedziałeś – pocałowałam go w policzek –
Możesz mnie już
postawić? – spytałam. Puścił mnie, kiedy dotknęłam
stopami piasku, poczułam się pewniej.
-
Chcesz już wracać? – złapał mnie za rękę. Przygryzłam
wargę i pokręciłam
głową. Kilka niesfornych kosmyków łaskotało mnie po twarzy. Przysunął
się do mnie, odgarnął włosy z mojej twarzy i lekko pocałował w usta. Jestem
zakochana. To oficjalne.
JUSTIN:
-
Jakim cudem? – spytał
Scooter, już trzeci raz z kolei. Wywróciłem oczami. Ile
razy jeszcze zada to pytanie. –
Dlaczego nie uważałeś?
-
Myślisz, że nie mam lepszych
rzeczy do roboty, jak rozglądanie się za tymi
dupkami? – warknąłem. Byłem
nieźle wkurzony. Kiedy dzisiaj rano wpadł do mnie Scoot, rzucił we mnie
kilkunastoma gazetami, gdzie na każdej pierwszej stronie były wczorajsze
zdjęcia z plaży. Jak spacerujemy, trzymając się za ręce, jak biorę Tori na
barana, później jak ją niosę i jak wracamy za rękę do samochodu. Dobrze, że nie
było ujęć z pocałunkami. Hm... mieliśmy okulary, jeżeli ktoś nie widział nigdy
tej dziewczyny, to nie będzie wiedział, że to ona. Fanki od rana nie dawały mi
żyć, twitter oszalał na tym punkcie. Nie dają mi spokoju i zasypują pytaniami,
kim jest „tajemnicza dziewczyna” Ugh... nawet tak wyglądają nagłówki w gazetach
„Tajemnicza
dziewczyna Justina Biebera”.
-
Powinieneś to zakończyć zanim
będzie za późno – usłyszałem głos Scootera,
popatrzyłem na niego zdziwiony
– Dlaczego tak na mnie patrzysz? – spytał. – Nie rozumiesz tego? Oni nie dadzą
jej żyć, zniszczą jej życie, zabiorą jej prywatność, ona tego nie wytrzyma,
Justin. Nie tylko ona będzie miała przerąbane. Będziesz na każdym kroku
rozchwytywany i pytany o nią. Te sępy sprzed domu nie znikną przez najbliższe
kilka dni. – wskazał na okno, spojrzałem w tamtą stronę. Ochroniarze od kilku
godzin próbowali ich odpędzić. – Spójrz. Wiem, że znalazłeś kogoś, przy kim w
końcu czujesz się szczęśliwy i możesz naprawić to co było z Seleną, ale to nie
jest dobry pomysł, żeby wciągać w to Tori. Ona jest zwykłą dziewczyną. Nie jest
sławna i nigdy nie będzie.
-
Ale mi na tym nie zależy.
Ocknij się Scoot. Ona... ona jest dziewczyną przy
której wreszcie zapomniałem o
tym całym gównie, jakie pisali na mój temat kilka tygodni temu. – podrapałem
się po głowie – Spójrz. Już nie piszą, że biorę narkotyki czy chodzę pijany.
Zajęli się inną sprawą. Ludzie na pewno o tym nie zapomnieli, a kogo obchodzi
to czy mam dziewczynę czy nie. Przecież oni mają lepsze rzeczy do roboty niż
czytanie o zakochanym nastolatku.
-
Zapomniałeś, co było z
Seleną? Zapomniałeś jak zareagowały twoje fanki? Nie
pamiętasz? – pokręcił głową –
One zwariowały na tym punkcie, groziły jej śmiercią, nękały ją tam, gdzie tylko
się pokazała. Chcesz, żeby to samo spotkało Tori?
-
Nie – mruknąłem. Po części
miał rację.
-
Właśnie. Dlaczego ona
odeszła? Pomijając to jak się zachowywała w stosunku
do ciebie. – machnął ręką. –
Odeszła, bo nie mogła wytrzymać tej całej presji wywieranej przez twoje fanki.
One cię uwielbiają, nie pozwolą kolejnej dziewczynie cię zniszczyć.
-
Ale Tori mnie nie niszczy,
ona....
-
Skąd możesz to wiedzieć? –
przerwał mi – Skąd możesz wiedzieć co będzie za
kilka dni? Za miesiąc? Nie
możesz. – pokręcił głową. Westchnąłem. – Wiem, że ona jest inna niż te
wszystkie dziewczyny, ale ona też w końcu tego nie wytrzyma. – usiadł
naprzeciwko mnie. – Chcę twojego szczęścia, Biebs.
-
To nie zabieraj mi Tori. –
spojrzałem na niego.
-
Nie chcę ci jej zabrać. –
potrząsnął głową – Boję się, że ona sama odejdzie.
-
Zrobi jak uważa. Co uważa za
stosowne. Ale proszę, nie zabierajcie mi jej.
-
Nikt ci jej nie zabierze. –
powiedział. Wstałem i okrążyłem salon, po czym
usiadłem na oparciu kanapy.
Usłyszałem jak drzwi się zamykają i z holu wyłoniła się Victoria. Uśmiechnąłem
się, ale kiedy podeszła bliżej, zauważyłem, ze jest wściekła. – Zostawię was –
usłyszałem za sobą głos Scootera.
-
Zrobiłeś to specjalnie –
rzuciła we mnie gazetą. Spojrzałem na papier, zdjęcie z
wczoraj. Rzuciłem gazetę za
siebie i zerknąłem na dziewczynę, stała kilka kroków ode mnie z rękoma
założonymi na piersi. – Dlaczego? – w jej oczach pojawiły się łzy.
-
Nie wiedziałem, że tam są –
powiedziałem – Sam dowiedziałem się dzisiaj rano
od Scootera. – potarłem dłonie
o spodnie i oblizałem usta. Schowała twarz w dłoniach i pokręciła głową.
-
Co teraz będzie? – spytała
cicho.
-
Chodź do mnie – wyciągnąłem
do niej rękę, podniosła głowę i złapała moją
dłoń. Przyciągnąłem ją do
siebie i przytuliłem mocno. – Wszystko będzie dobrze. Poradzimy sobie. Razem
damy radę, tak? – pocałowałem ją w skroń. Pokiwała lekko głową. – Jak tu
weszłaś? Przecież na zewnątrz jest pełno sępów.
-
Kiedy Kenny zobaczył mnie w
taksówce, podbiegł, dał mi swoją bluzę i mnie
przyprowadził – wzruszyła
ramionami. – Zdawali się mną nie interesować.
-
Chociaż tyle dobrego –
założyłem kosmyk jej włosów za ucho. Wytarła swoje
mokre policzki i uśmiechnęła
się lekko. – Wiesz, że trudno będzie stąd teraz wyjść? Siedzą tu od rana.
-
Trudno. Mam u ciebie jeszcze
moje rzeczy. Zostały od weekendu. – pochyliła
się i złączyła nasze usta w
słodkim pocałunku. Moje serce zabiło szybciej. To takie dziwne uczucie. Serio.
Nigdy się tak nie czułem. Mam wrażenie, że zwariowałem. A może to tylko mój
umysł płata mi figle. – Nie latają helikopterem nad domem, prawda? – spytała.
Zaśmiałem się.
-
Nie. Dzisiaj ich nie ma, a
co? – przyjrzałem jej się. Złapała mnie za rękę i
pociągnęła na zewnątrz.
Zauważyłem Scootera, który kręcił się przy basenie rozmawiając przez telefon.
Objąłem Tori od tyłu w pasie i oparłem brodę o jej ramię. Kiedy Scoot skończył
rozmawiać, ruszył w naszą stronę.
-
Scoot, to jest Tori. –
powiedziałem.
-
Ach... tajemnicza dziewczyna
– uśmiechnął się – Miło cię widzieć. Słuchaj –
spojrzał na mnie. – Za trzy tygodnie masz koncert tutaj,
w Los Angeles i od tego koncertu zacznie się dalsza trasa. Koniec wakacji,
musimy wracać do pracy. Tydzień przed ściągamy do ciebie tancerzy, i resztę
ekipy. Zaczniemy próby.
-
Spoko – odparłem. Pokiwał
głową i spojrzał na Tori.
-
Cieszę się, że opanowałaś
tego szaleńca – uśmiechnął się do niej i zniknął w
salonie. Tori odwróciła się do
mnie przodem.
-
O co mu chodziło? –
zmarszczyła czoło. Podrapałem się po karku.
-
O to co się działo ze mną,
zanim cię poznałem – wzruszyłem ramionami.
-
A konkretnie? – uniosła jedną
brew.
-
O to co się ze mną działo, po
zerwaniu z Seleną – wymamrotałem. Objęła mnie
w pasie i podniosła głowę do
góry, żeby spojrzeć mi w oczy. Pochyliłem się lekko i pocałowałem ją w usta, po
czym przytuliłem ją mocno. Zdziwiłem się trochę, bo nie zapytała co się w tedy
ze mną działo. Nie chciałem do tego wracać. Powoli o tym zapominałem, dzięki
temu czułem się coraz lepiej. A ona sprawiła, że wszystko znowu nabrało
kolorów. Jestem zakochany. To oficjalne.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz