piątek, 11 lipca 2014


ROZDZIAŁ 3: Jak jest okazja, to warto skorzystać.
JUSTIN:
Wyszedłem z łazienki po długim prysznicu. Ubrałem na siebie rzeczy przygotowane wcześniej, czyli dżinsy, biała koszulka i szara bluza bez kaptura. Przejrzałem się w lustrze i poprawiłem swoje włosy. Spojrzałem w telefon i mimowolnie przejrzałem listę kontaktów natrafiając na numer Victorii. To naprawdę ładna i fajna dziewczyna. Ma niezły charakter i widocznie nie jest mną zainteresowana, ale naprawdę dobrze mi się z nią gada. Wyszedłem z sypialni do salonu i usiadłem na kanapie. Zadzwonić czy nie? Kilka razy już o tym myślałem, ale czy to na pewno dobry pomysł? Raz się żyje, nie? Nakierowałem palec na zieloną słuchawkę i w tym samym momencie coś uderzyło o stolik. Podniosłem głowę i zobaczyłem Kennego. Odłożyłem iPhonea na bok.
-         Co jest? – Spytałem.
-         Sam sprawdź – kiwnął głową na stolik.
 Spojrzałem w tamtą stronę i zauważyłem szarą kopertę. Sięgnąłem po nią, nie była lekka. Otworzyłem ją i wyciągnąłem mnóstwo zdjęć. Zacząłem je oglądać. To było z wczoraj jak idziemy, jak się oglądam, jak ona się uśmiecha, jak łapię ją za rękę i jak uciekamy.
-         Cholera jasna! – Krzyknąłem odkładając je.
-         To nie wszystko – Kenny usiadł na przeciwko mnie – Piszą, że znowu byłeś
pijany i że to... um... dziwka. – Podrapał się po karku. Opadłem na oparcie kanapy. Mam dość. Czasami chciałbym to zakończyć.
-         To ta dziewczyna z kawiarni. Nie byłem pijany, przecież mnie tam zawiozłeś.
-         My to wiemy – usłyszałem Fredo, podszedł do nas i usiadł obok Kennego. –
Ale oni tego nie wiedzą. Masz szansę to wyjaśnić. Za godzinę mamy wywiad, wyprostuj to – wzruszył ramionami. Podrapałem się po głowie.
-         Myślicie, że to się uda? – Spytałem oblizując usta.
-         Raczej tak. Musisz im wyjaśnić kim jest dziewczyna i co tam robiłeś. – Odparł
Kenny. Westchnąłem. – Jedziemy. Sępy stoją już pod domem. Mamy godzinę. – Dodał po chwili. Wstaliśmy z kanapy i za Kennym ruszyliśmy do drzwi. Włożyłem moje czarne Ray-Bany i szedłem z pochyloną głową. Kiedy w końcu dotarliśmy do samochodu, ochroniarz osłonił mnie przed fotografami, co pozwoliło mi normalnie wsiąść do auta.
            Kiedy w końcu znaleźliśmy się w radiu, od razu udałem się do studia. Scoot już na nas czekał. Przywitałem wszystkich i zająłem swoje miejsce na przeciwko Ricka, który przygotowywał sobie pytania. Zerknąłem jeszcze na telefon i założyłem specjalne słuchawki. Chwilę później usłyszałem głos.
-         Witam wszystkich bardzo serdecznie. Dziś moim gościem jest Justin Bieber,
wokół którego ostatnio jest bardzo głośno. – Zaczął Rick. – Jak żyjesz Justin?
-         Jakoś leci. Staram się być normalnym, ale chyba mi nie wychodzi –
wzruszyłem ramionami.
-         No tak. Ostatnio słyszałem, że wyszedłeś z klubu pod wpływem narkotyków,
możesz nam to wytłumaczyć?
-         Um... byłem tam z przyjaciółmi. Naprawdę świetnie się bawiliśmy. Nie brałem
nic, nawet nie piłem. Byłem czysty, nawet gdybym chciał coś zrobić to nie mogłem, pilnowali mnie. Nie wiem, skąd media biorą takie głupoty.
-         Okej. Rozumiem i też się czasem nad tym zastanawiam. Znasz takie gwiazdy
jak Amy Winehouse czy Cory Monteich? Wiesz jak oni skończyli? Co o tym myślisz? Nie boisz się, że ciebie też to czeka?
-         Oczywiście, że ich znam – Kiwnąłem. – Wszyscy skończyli tak samo. I wiesz,
nie boję się, że tak skończę. Mam silną wolę i nie sięgam po to wszystko. Mam głowę na karku i wiem co robię, a nawet jeśli popełnię jakiś błąd to mam drużynę, która mi zawsze pomoże.
-         Rozumiem. A pamiętasz może aferę ze Starbucks?
-         Oczywiście. Dlaczego miałbym nie pamiętać? Przecież nie byłem pijany. Och.. a
tak w ogóle ktoś tam ze mną był, więc może to potwierdzić.
-         Kto to taki?
-         Pracownica kawiarni. Uratowała mnie przed goniącymi fankami. Gdyby nie
ona, to nie wiem czy byłbym tu dzisiaj – zaśmialiśmy się.
-         Powinieneś jej podziękować. Um.. powiedz mi, masz zamiar zrobić sobie
przerwę od muzyki, to znaczy, że nie będziesz tworzył?
-         Uh.. przerwa ma polegać na tym, że będę po prostu odpoczywał po trasie, która
niedługo się kończy. I to nie tak, że porzucę muzykę. Nie mogę tego zrobić, muzyka to moje życie, postaram się nie tworzyć przez jakiś czas, aby mój głos odpoczął, ale wiem, że to mi się nie uda.
-         Muzyka to twoje życie. Jest coś albo raczej ktoś poza nią?
-         Wiedziałem, że padnie takie pytanie – zaśmialiśmy się – Nie ma nikogo poza
muzyką, chyba że moje Beliebers.
-         Jesteś singlem?
-         Uu... – przejechałem palcami po włosach – Um... tak, ale powiedzmy, że mam
kogoś na oku.
-         A co z Seleną?
-         Selena to naprawdę fajna dziewczyna, ale nic już między nami nie ma, chyba że
przyjaźń. To niesamowita dziewczyna, mogę na niej polegać.
-         Co możesz powiedzieć na temat wczorajszych zdjęć i dzisiejszych nagłówków
typu "Bieber z nową dziewczyną" ; " Pijany Bieber ucieka z fanką"?
-         To wszystko kłamstwa. Wyszedłem na spacer ze znajomą. Przecież ja też mogę
mieć znajomych, prawda? Oni zaczęli nas śledzić więc uciekliśmy – wzruszyłem ramionami. – Później schowaliśmy się przed nimi. Nawet wieczorem nie mogę spokojnie wyjść.
-         Naturalnie. Czasami przesądzają. Jesteś młody i myślę, że masz wiele planów,
co zamierzasz robić w najbliższym czasie?
-         Ugh... na pewno zrealizować swój plan. Skończyć film, wydać nową płytę
i zacząć pracę nad kolejną. Końcówka trasy jest naprawdę ważna, w końcu kończy promocję „Believe”. Myślę, że przez ten rok przerwy uda mi się stworzyć coś nowego.
-         Tak więc życzę ci powodzenia, weny na piosenki i oczywiście spokoju.
Dzięki, że zgodziłeś się z nami porozmawiać. A teraz posłuchajmy  “As long as you love me”.  – Podziękowałem Rickowi i wyszedłem z pomieszczenia.
-         Dobra robota – Scoot klepnął mnie po plecach. – O jakich planach mówiłeś?
-         Muszę coś załatwić i to chyba nie będzie łatwe zadanie.

TORI:

            No on chyba oszalał! Dlaczego wspomniał o mnie w wywiadzie? W prawdzie nie powiedział mojego imienia, ale powiedział, że był tam z dziewczyną, no ale to byłam ja! Cholera jasna. Wiedziałam, że gadanie z nim to nie będzie dobry pomysł. Przynajmniej nie zadzwonił. Tyle dobrego.
-         Tori no chodź! – Zawołała Saba. Poprawiłam szybko włosy, sięgnęłam telefon i
zbiegłam na dół. Sabina stała w czarnej krótkiej sukience i w szpilkach. Włosy jak zwykle rozpuszczone. Wyglądała jak modelka. To u niej normalne.
-         No, no, no. Mówiłam, że ta niebieska sukienka będzie dla ciebie idealna –
uśmiechnęła się szeroko – Chodź, Avan i reszta będą czekać pod klubem.
            Wyszłyśmy z domu i wsiadłyśmy do wcześniej zamówionej taksówki. Dzięki niej dotarłyśmy na miejsce w krótkim czasie.
            Przed wejściem czekał na nas Avan. Przywitał nas szybko i od razu weszliśmy do środka. Prowadził nas do znajomych. Głośna muzyka nie pozwała normalnie myśleć. Moje nozdrza uderzyła mieszanka alkoholu, potu i innego świństwa. Dzisiaj było tu naprawdę tłoczno, w końcu zaczął się weekend. Zatrzymaliśmy się przy stoliku gdzie siedziała Dina, Risa - nowa koleżanka Avana, Jasper i David. Usiadłyśmy obok chłopaków, którzy już po chwili zamówi dla nas szoty. To nic, że jutro zaczynałam pracę o 9, był weekend, czas zabawy.
            Po trzeciej kolejce zaczęło mi się kręcić w głowie. Saba wyciągnęła mnie, Dinę i Risę na parkiet. Ustawiając się w rządku zaczęłyśmy ruszać się w rytm muzyki, ocierając się o siebie i głośno się przy tym śmiejąc. Wyrzuciłam ręce w górę i całkowicie oddałam się muzyce. Saba zdążyła mnie tylko szturchnąć, kiedy porwał ją do tańca jakiś blondyn. Dalej tańczyłam z Diną, bo Risę gdzieś wciągnęło. Po kilku kolejnych piosenkach ruszyłyśmy do naszego stolika. Rozglądając się napotkałam znajome jasnobrązowe włosy, charakterystycznie obcięte, które już kiedyś widziałam. Dlaczego miałam wrażenie, że to Bieber? Pokręciłam głową i rozejrzałam się uważniej, ale nigdzie go nie było. No trudno. Usiadłam obok Jaspera i uśmiechnęłam się szeroko.
-         Kolejeczkę proszę.
-         Się robi. Kelner! – Zawołał po czym wskazał kieliszki. Chłopak nalał nam
wódki, po czym szybko ją wypiliśmy. Poprosiłam o jakiegoś mocnego drinka i po chwili już miałam go w ręce. – Nie upijesz się dziecinko? – Spytał Jasper.
-         Ja nie, ale ty chyba tak – szturchnęłam go w bok – Dziecinko – zaśmiałam się
a on tylko pokręcił głową. – Gdzie reszta? – zauważyłam, że tylko ja, Jasper i Dina jesteśmy przy stoliku.
-         Poszli tańczyć – wzruszył ramionami. Pokiwałam głową.
-         Tori! – Ktoś mnie wolał. Rozejrzałam się i zauważyłam Risę, machała do mnie.
Wzięłam telefon i podeszłam do niej.
-         No?
-         Chodź ze mną. Sabina za dużo wypiła i ledwo się trzyma. Jest przed klubem z
Avanem, czekają na taksówkę. – Pociągnęła mnie za rękę.
Wybiegłyśmy z klubu na dwór. Chłodne powietrze wstrząsnęło moim ciałem. Avan akurat pakował Sabę do taxi.
-         Zajmę się nią – powiedziałam podchodząc do niego.
-         Uważajcie na siebie – zamknął za mną drzwi.
Saba zdążyła zasnąć. Podałam kierowcy adres i w kilkanaście minut byliśmy na miejscu. Wyciągnęłam przyjaciółkę i z ledwością wciągnęłam ją do domu i na górę do jej pokoju. Położyłam ją na łóżku i poszłam do siebie. Wykapałam się szybko, przebrałam w piżamę i rzuciłam na łóżko od razu zasypiając.

            Mdłości i ból głowy. To jedyne co czułam po obudzeniu. Mój budzik dzwonił już dziesięć minut temu. Powoli wygramoliłam się z łóżka i podeszłam do szafy. Wciągnęłam na siebie dżinsy i jasną koszulę zapinaną na guziki. Włosy związałam w koczka. Ubrałam vansy, wykonałam poranną toaletę, zrobiłam lekki makijaż i sięgając po torebkę zbiegłam na dół. Saby nie było, więc pewnie jeszcze spała. Sięgnęłam po wczorajszego pączka i wybiegłam z domu nie chcąc spóźnić się tym razem do pracy.
            Na szczęście dotarłam tam kilka minut przed, więc się udało. Rano byłam sama i nie było dużego ruchu. Ubrałam fartuch, ściągnęłam wszystkie krzesła i przygotowałam każdą kawę, abym w razie potrzeby mogła ją szybko zaparzyć.
Klienci rzadko się przewijali, odebrałam kilka telefonów z zamówieniami na lunch.
            Kiedy nikt nie podchodził, zaparzyłam sobie mocną kawę. Może dzięki niej przestanie boleć mnie głowa. Powinnam napić się wody, ale nie miałam jej przy sobie, a nie mogłam spuścić kawiarni z oczu choćby  na chwilę.
-         Małe espresso i ciabattę z kurczakiem  – usłyszałam od kobiety w marynarce.
Uśmiechała się ładnie.
-         Imię? – Spytałam uprzejmie.
-         Dakota. – zrobiłam jej kawę, podpisałam kubek, spakowałam kanapkę i
podałam. Ona szybko zapłaciła i wyszła. Zadzwonił telefon, sięgnęłam po niego i odebrałam.
-         Starbucks, w czym mogę służyć?
-         Latte.
-         Imię?
-         Justin. – Usłyszałam jego chichot. Zadzwonił, ale nie do mnie, do kawiarni.
-         O której odbierzesz? – Spytałam próbując opanować głos.
-         Około 12.
-         To wszystko? – Rozejrzałam się, może przypadkiem tu gdzieś jest?
-         Nie. Chciałem zapytać, czy nie poszłabyś ze mną na kolację? – Odezwał się.
-         Um... słyszałam, że masz jakieś plany..
-         Właśnie próbuje je zrealizować – przerwał mi.
-         Ale mówiłeś, że masz kogoś na oku, więc...
-         W tym momencie mam tego kogoś przy uchu – mruknął, dlaczego moje serce
zaczęło bić szybciej? Co się ze mną do cholery dzieje? Przecież nigdy tak na nikogo nie reagowałam, tym bardziej na chłopaków. Przecież miałam kilku i serce wcale mi nie wariowało – Dasz się zaprosić? – Przerwał moje myśli.
-         Ym... okej – prawie szepnęłam. Głos mi drżał.
-         Super, w takim razie samochód przyjedzie po ciebie o 19. Do zobaczenia –
rozłączył się. Musiałam pozbierać szczękę z podłogi i zacząć oddychać.
 Dlaczego wstrzymywałam powietrze? Och boziu, ale jestem głupia. Klepnęłam samą siebie w czoło i oparłam się o ladę. Zerknęłam na zegar, za kwadrans 12. Cholerka. Zaczęłam przygotowywać lunche na tą godzinę. Kiedy skończyłam była punktualnie 12. Czy to nie był sen? Może mi się przyśniło, że do mnie zadzwonił. Tak. To prawdopodobne. Do kawiarni wszedł mężczyzna, ten sam co ostatnio. Czarnoskóry w okularach.
-         Kawa latte dla Justina – powiedział. Uniosłam jedną brew i wychyliłam się w
bok, aby spojrzeć przez okno. Nie było go tam, ale był za to czarny samochód.
-         Sama mu zaniosę – uśmiechnęłam się do pana i sięgnęłam po kubek z kawą.
-         Ale.. – próbował mnie zatrzymać, ale byłam już na zewnątrz. Poprawiłam ręką
fartuszek i zapukałam w tylną szybę, powoli zjechała na dół.
-         Zamawiał pan kawę? – Spytałam. Zza szyby wyłonił się Bieber. Uśmiechnęłam
się, minął mnie ten pan.
-         Próbowałem ją zatrzymać – wzruszył ramionami i obszedł samochód. Justin
pokręcił głową z uśmiechem.
-         Pewnie nie mogłaś się doczekać, aby mnie zobaczyć, co? – Spytał patrząc mi w
oczy. O ty chamie.
-         Och... oczywiście. Przecież wszystkie cię  pragną. – Wywróciłam oczami.
Zaśmiał się. Palant. Czy w jednej chwili można być miłym, a w drugiej być dupkiem? Och tak, raczej tak. I on to potrafi.
-         Nie złość się mała. – Uśmiechnął się. Mała? Czy ja na taką wyglądam? No
dobra, może jestem niska, ale nie mała. – Czy mogę dostać moją kawę? Proszę? – uniósł jedną brew. Poddaję się. Westchnęłam i podałam mu kubek. – Dzięki – posłał mi dziecinny uśmiech. – Widzimy się wieczorem, shawty. – Skinął głową i samochód odjechał. Super.
            Z rękami założonymi na piersi wróciłam do kawiarni. Kilka osób stało w kolejce i zerkało na zegar. Cholerka. Pobiegłam za ladę i wydałam im zamówienia, ciągle przepraszając. Nie było tak źle. Zaczęło przewijać się coraz więcej osób. Dopiero o 14 dołączyła do mnie Dina, a i tak pracy miałyśmy po łokcie. To długie kolejki, to ktoś rozlał kawę, to ktoś prosił o coś, to ktoś się poślizgnął, to ktoś się na coś skarżył. I w rezultacie wyszłam ze zmiany o 17, gdzie powinnam wyjść dwie godziny wcześniej.
Dotarłam do domu i rzuciłam się na kanapę. Saba siedziała na podłodze przed laptopem i coś pisała.
-         Co tak późno? – Spytała.
-         Dużo klientów – mruknęłam. Słyszałam tylko uderzanie jej palców o
klawiaturę.
-         Co jemy na kolację? – Spytała po dłuższej chwili. O cholera! Kolacja!!
Spojrzałam na zegarek, miałam półtorej godziny. Ugh... zerwałam się.
-         Nie zjem dziś z tobą. – powiedziałam grzebiąc w torebce.
-         A to dlaczego? – Uniosła brwi do góry.
-         Pamiętasz jak opowiadałam ci o Bieberze? – Spytałam, skinęła niepewnie –
Zaprosił mnie na kolację.
-         Czy ty sobie ze mnie żartujesz? – Zerwała się i złapała mnie za nadgarstki –
Największy gwiazdor muzyki zaprosił cię na kolację? – czy ja w jej oczach widziałam szczęście? Chyba mam halucynacje. Kiwnęłam głową. – I dopiero mi to mówisz? Spójrz na siebie, trzeba cię wyszykować. Wiesz, że go nienawidzę – pociągnęła mnie do mojego pokoju – Ale jak jest okazja to warto skorzystać. – Uśmiechała się szeroko. – Idź pod prysznic, a ja ci coś przyszykuję – pchnęła mnie do łazienki. Wzięłam długi prysznic, w gorącej wodzie. To mnie chociaż odprężyło. Owinęłam się ręcznikami i wróciłam do pokoju. Na moim łóżku stał arsenał kosmetyków Saby i chyba pół jej szafy. Serio. Kazała mi usiąść przed lusterkiem, tak więc zrobiłam. Ściągnęła mi ręcznik z głowy i zaczęła suszyć moje włosy.
-         Będziesz wyglądać nieziemsko! – powiedziała przekrzykując suszarkę.
Kiedy już to zrobiła, wzięłam białą bieliznę i ubrałam ją w łazience. Saba przerzucała swoje sukienki szukając tej jednej, którą sobie upatrzyła. Usiadłam tyłem do lusterka i wpatrywałam się w nią. Czy można być aż tak skupionym na wybieraniu ubrań? Tylko Saba tak potrafi. – Mam! – Pisnęła – Ta będzie do ciebie pasować – pokazała mi kremową sukienkę z koronki na szerokich ramiączkach. Była naprawdę śliczna. Podała mi ją, ubrałam się, Saba zapięła mi zamek i odsunęła się na długość ramion. – Piękna – szepnęła. Sukienka sięgała mi do ud i była lekko rozłożysta, przylegała do mojej talii.
-         Dzięki – uśmiechnęłam się szeroko.
-         A, a, a – pokiwała palcem – To nie wszystko. Siadaj. – Wskazała na krzesło.
Zrobiłam co kazała. Ona natomiast zajęła się makijażem. Lekko pomalowała powieki, wytuszowała rzęsy i pomalowała błyszczykiem usta.
Kiedy skończyła, przyjrzała mi się uważnie, a ja zerknęłam na zegar. Miałam 10 minut, a moje serce próbowało wyskoczyć.
-         Buty! – Krzyknęła wybiegając z pokoju. Po chwili wróciła z czarnymi szpilkami.
Włożyłam je i chyba urosłam z jakieś dziesięć centymetrów. Przejrzałam się w lustrze i okręciłam w kółko. Muszę przyznać, że Saba spisała się na medal.
-         Dziękuję – przytuliłam ją mocno.
-         Mam nadzieję, że nie okaże się takim dupkiem, jakim pokazują go media –
powiedziała mi do ucha. Uśmiechnęłam się i pocałowałam ją w policzek. – No idź, bo taksówka ci odjedzie.
-         Nie. Ktoś ma po mnie przyjechać – wzruszyłam ramionami i sięgnęłam po
czarną torebeczkę. Zeszłyśmy na dół. Saba pomogła mi włożyć czarną marynarkę.
-         Baw się dobrze – pocałowała mnie w policzek. Ręce zaczęły mi się pocić.
Wyszłam przed dom i wtedy nadjechał czarny samochód. Skierowałam się na schodki i zatrzymałam się na ostatnim. Czy to na pewno dobry pomysł?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz