ROZDZIAŁ 3: Jak jest okazja, to warto skorzystać.
JUSTIN:
Wyszedłem z łazienki po długim
prysznicu. Ubrałem na siebie rzeczy przygotowane wcześniej, czyli dżinsy, biała
koszulka i szara bluza bez kaptura. Przejrzałem się w lustrze i poprawiłem
swoje włosy. Spojrzałem w telefon i mimowolnie przejrzałem listę kontaktów
natrafiając na numer Victorii. To naprawdę ładna i fajna dziewczyna. Ma niezły
charakter i widocznie nie jest mną zainteresowana, ale naprawdę dobrze mi się z
nią gada. Wyszedłem z sypialni do salonu i usiadłem na kanapie. Zadzwonić czy
nie? Kilka razy już o tym myślałem, ale czy to na pewno dobry pomysł? Raz się
żyje, nie? Nakierowałem palec na zieloną słuchawkę i w tym samym momencie coś
uderzyło o stolik. Podniosłem głowę i zobaczyłem Kennego. Odłożyłem iPhonea na
bok.
-
Co jest? – Spytałem.
-
Sam sprawdź – kiwnął głową
na stolik.
Spojrzałem
w tamtą stronę i zauważyłem szarą kopertę. Sięgnąłem po nią, nie była lekka.
Otworzyłem ją i wyciągnąłem mnóstwo zdjęć. Zacząłem je oglądać. To było z
wczoraj jak idziemy, jak się oglądam, jak ona się uśmiecha, jak łapię ją za
rękę i jak uciekamy.
-
Cholera jasna! – Krzyknąłem
odkładając je.
-
To nie wszystko – Kenny
usiadł na przeciwko mnie – Piszą, że znowu byłeś
pijany i że to... um... dziwka. – Podrapał się po
karku. Opadłem na oparcie kanapy. Mam dość. Czasami chciałbym to zakończyć.
-
To ta dziewczyna z kawiarni.
Nie byłem pijany, przecież mnie tam zawiozłeś.
-
My to wiemy – usłyszałem
Fredo, podszedł do nas i usiadł obok Kennego. –
Ale oni tego nie wiedzą. Masz szansę to wyjaśnić.
Za godzinę mamy wywiad, wyprostuj to – wzruszył ramionami. Podrapałem się po
głowie.
-
Myślicie, że to się uda? –
Spytałem oblizując usta.
-
Raczej tak. Musisz im
wyjaśnić kim jest dziewczyna i co tam robiłeś. – Odparł
Kenny. Westchnąłem. – Jedziemy. Sępy stoją już pod
domem. Mamy godzinę. – Dodał po chwili. Wstaliśmy z kanapy i za Kennym
ruszyliśmy do drzwi. Włożyłem moje czarne Ray-Bany i szedłem z pochyloną głową.
Kiedy w końcu dotarliśmy do samochodu, ochroniarz osłonił mnie przed
fotografami, co pozwoliło mi normalnie wsiąść do auta.
Kiedy
w końcu znaleźliśmy się w radiu, od razu udałem się do studia. Scoot już na nas
czekał. Przywitałem wszystkich i zająłem swoje miejsce na przeciwko Ricka,
który przygotowywał sobie pytania. Zerknąłem jeszcze na telefon i założyłem
specjalne słuchawki. Chwilę później usłyszałem głos.
-
Witam wszystkich bardzo
serdecznie. Dziś moim gościem jest Justin Bieber,
wokół którego ostatnio jest bardzo głośno. – Zaczął
Rick. – Jak żyjesz Justin?
-
Jakoś leci. Staram się być
normalnym, ale chyba mi nie wychodzi –
wzruszyłem ramionami.
-
No tak. Ostatnio słyszałem,
że wyszedłeś z klubu pod wpływem narkotyków,
możesz nam to wytłumaczyć?
-
Um... byłem tam z
przyjaciółmi. Naprawdę świetnie się bawiliśmy. Nie brałem
nic, nawet nie piłem. Byłem czysty, nawet gdybym
chciał coś zrobić to nie mogłem, pilnowali mnie. Nie wiem, skąd media biorą
takie głupoty.
-
Okej. Rozumiem i też się
czasem nad tym zastanawiam. Znasz takie gwiazdy
jak Amy Winehouse czy Cory Monteich? Wiesz jak oni
skończyli? Co o tym myślisz? Nie boisz się, że ciebie też to czeka?
-
Oczywiście, że ich znam –
Kiwnąłem. – Wszyscy skończyli tak samo. I wiesz,
nie boję się, że tak skończę. Mam silną wolę i nie
sięgam po to wszystko. Mam głowę na karku i wiem co robię, a nawet jeśli
popełnię jakiś błąd to mam drużynę, która mi zawsze pomoże.
-
Rozumiem. A pamiętasz może
aferę ze Starbucks?
-
Oczywiście. Dlaczego miałbym
nie pamiętać? Przecież nie byłem pijany. Och.. a
tak w ogóle ktoś tam ze mną był, więc może to
potwierdzić.
-
Kto to taki?
-
Pracownica kawiarni.
Uratowała mnie przed goniącymi fankami. Gdyby nie
ona, to nie wiem czy byłbym tu dzisiaj –
zaśmialiśmy się.
-
Powinieneś jej podziękować.
Um.. powiedz mi, masz zamiar zrobić sobie
przerwę od muzyki, to znaczy, że nie będziesz
tworzył?
-
Uh.. przerwa ma polegać na
tym, że będę po prostu odpoczywał po trasie, która
niedługo się kończy. I to nie tak, że porzucę
muzykę. Nie mogę tego zrobić, muzyka to moje życie, postaram się nie tworzyć
przez jakiś czas, aby mój głos odpoczął, ale wiem, że to mi się nie uda.
-
Muzyka to twoje życie. Jest
coś albo raczej ktoś poza nią?
-
Wiedziałem, że padnie takie
pytanie – zaśmialiśmy się – Nie ma nikogo poza
muzyką, chyba że moje Beliebers.
-
Jesteś singlem?
-
Uu... – przejechałem palcami
po włosach – Um... tak, ale powiedzmy, że mam
kogoś na oku.
-
A co z Seleną?
-
Selena to naprawdę fajna
dziewczyna, ale nic już między nami nie ma, chyba że
przyjaźń. To niesamowita dziewczyna, mogę na niej
polegać.
-
Co możesz powiedzieć na
temat wczorajszych zdjęć i dzisiejszych nagłówków
typu "Bieber z nową dziewczyną" ; "
Pijany Bieber ucieka z fanką"?
-
To wszystko kłamstwa.
Wyszedłem na spacer ze znajomą. Przecież ja też mogę
mieć znajomych, prawda? Oni zaczęli nas śledzić
więc uciekliśmy – wzruszyłem ramionami. – Później schowaliśmy się przed nimi.
Nawet wieczorem nie mogę spokojnie wyjść.
-
Naturalnie. Czasami
przesądzają. Jesteś młody i myślę, że masz wiele planów,
co zamierzasz robić w najbliższym czasie?
-
Ugh... na pewno zrealizować
swój plan. Skończyć film, wydać nową płytę
i zacząć pracę nad kolejną. Końcówka trasy jest
naprawdę ważna, w końcu kończy promocję „Believe”. Myślę, że przez ten rok
przerwy uda mi się stworzyć coś nowego.
-
Tak więc życzę ci
powodzenia, weny na piosenki i oczywiście spokoju.
Dzięki, że zgodziłeś się z nami porozmawiać. A teraz
posłuchajmy “As long as you love
me”. – Podziękowałem Rickowi i wyszedłem z pomieszczenia.
-
Dobra robota – Scoot klepnął
mnie po plecach. – O jakich planach mówiłeś?
-
Muszę coś załatwić i to
chyba nie będzie łatwe zadanie.
TORI:
No
on chyba oszalał! Dlaczego wspomniał o mnie w
wywiadzie? W prawdzie nie powiedział mojego imienia, ale powiedział, że był tam
z dziewczyną, no ale to byłam ja! Cholera jasna. Wiedziałam, że gadanie z nim
to nie będzie dobry pomysł. Przynajmniej nie zadzwonił. Tyle dobrego.
-
Tori no chodź! – Zawołała
Saba. Poprawiłam szybko włosy, sięgnęłam telefon i
zbiegłam na dół. Sabina stała w czarnej krótkiej
sukience i w szpilkach. Włosy jak zwykle rozpuszczone. Wyglądała jak modelka.
To u niej normalne.
-
No, no, no. Mówiłam, że ta
niebieska sukienka będzie dla ciebie idealna –
uśmiechnęła się szeroko – Chodź, Avan i reszta będą
czekać pod klubem.
Wyszłyśmy
z domu i wsiadłyśmy do wcześniej zamówionej taksówki. Dzięki niej dotarłyśmy na
miejsce w krótkim czasie.
Przed
wejściem czekał na nas Avan. Przywitał nas szybko i od razu weszliśmy do środka.
Prowadził nas do znajomych. Głośna muzyka nie pozwała normalnie myśleć. Moje
nozdrza uderzyła mieszanka alkoholu, potu i innego świństwa. Dzisiaj było tu
naprawdę tłoczno, w końcu zaczął się weekend. Zatrzymaliśmy się przy stoliku
gdzie siedziała Dina, Risa - nowa koleżanka Avana, Jasper i David. Usiadłyśmy
obok chłopaków, którzy już po chwili zamówi dla nas szoty. To nic, że jutro
zaczynałam pracę o 9, był weekend, czas zabawy.
Po
trzeciej kolejce zaczęło mi się kręcić w głowie. Saba wyciągnęła mnie, Dinę i
Risę na parkiet. Ustawiając się w rządku zaczęłyśmy ruszać się w rytm muzyki,
ocierając się o siebie i głośno się przy tym śmiejąc. Wyrzuciłam ręce w górę i
całkowicie oddałam się muzyce. Saba zdążyła mnie tylko szturchnąć, kiedy porwał
ją do tańca jakiś blondyn. Dalej tańczyłam z Diną, bo Risę gdzieś wciągnęło. Po
kilku kolejnych piosenkach ruszyłyśmy do naszego stolika. Rozglądając się
napotkałam znajome jasnobrązowe włosy, charakterystycznie obcięte, które już
kiedyś widziałam. Dlaczego miałam wrażenie, że to Bieber? Pokręciłam głową i
rozejrzałam się uważniej, ale nigdzie go nie było. No trudno. Usiadłam obok
Jaspera i uśmiechnęłam się szeroko.
-
Kolejeczkę proszę.
-
Się robi. Kelner! – Zawołał
po czym wskazał kieliszki. Chłopak nalał nam
wódki, po czym szybko ją wypiliśmy. Poprosiłam o
jakiegoś mocnego drinka i po chwili już miałam go w ręce. – Nie upijesz się
dziecinko? – Spytał Jasper.
-
Ja nie, ale ty chyba tak –
szturchnęłam go w bok – Dziecinko – zaśmiałam się
a on tylko pokręcił głową. – Gdzie reszta? –
zauważyłam, że tylko ja, Jasper i Dina jesteśmy przy stoliku.
-
Poszli tańczyć – wzruszył
ramionami. Pokiwałam głową.
-
Tori! – Ktoś mnie wolał.
Rozejrzałam się i zauważyłam Risę, machała do mnie.
Wzięłam telefon i podeszłam do niej.
-
No?
-
Chodź ze mną. Sabina za dużo
wypiła i ledwo się trzyma. Jest przed klubem z
Avanem, czekają na taksówkę. – Pociągnęła mnie za
rękę.
Wybiegłyśmy z klubu na dwór. Chłodne powietrze
wstrząsnęło moim ciałem. Avan akurat pakował Sabę do taxi.
-
Zajmę się nią – powiedziałam
podchodząc do niego.
-
Uważajcie na siebie –
zamknął za mną drzwi.
Saba zdążyła zasnąć. Podałam kierowcy adres i w
kilkanaście minut byliśmy na miejscu. Wyciągnęłam przyjaciółkę i z ledwością
wciągnęłam ją do domu i na górę do jej pokoju. Położyłam ją na łóżku i poszłam
do siebie. Wykapałam się szybko, przebrałam w piżamę i rzuciłam na łóżko od
razu zasypiając.
Mdłości
i ból głowy. To jedyne co czułam po obudzeniu. Mój budzik dzwonił już dziesięć
minut temu. Powoli wygramoliłam się z łóżka i podeszłam do szafy. Wciągnęłam na
siebie dżinsy i jasną koszulę zapinaną na guziki. Włosy związałam w koczka.
Ubrałam vansy, wykonałam poranną toaletę, zrobiłam lekki makijaż i sięgając po
torebkę zbiegłam na dół. Saby nie było, więc pewnie jeszcze spała. Sięgnęłam po
wczorajszego pączka i wybiegłam z domu nie chcąc spóźnić się tym razem do
pracy.
Na
szczęście dotarłam tam kilka minut przed, więc się udało. Rano byłam sama i nie
było dużego ruchu. Ubrałam fartuch, ściągnęłam wszystkie krzesła i
przygotowałam każdą kawę, abym w razie potrzeby mogła ją szybko zaparzyć.
Klienci rzadko się przewijali, odebrałam kilka
telefonów z zamówieniami na lunch.
Kiedy
nikt nie podchodził, zaparzyłam sobie mocną kawę. Może dzięki niej przestanie
boleć mnie głowa. Powinnam napić się wody, ale nie miałam jej przy sobie, a nie
mogłam spuścić kawiarni z oczu choćby
na chwilę.
-
Małe espresso i ciabattę z
kurczakiem – usłyszałam od kobiety w
marynarce.
Uśmiechała się ładnie.
-
Imię? – Spytałam uprzejmie.
-
Dakota. – zrobiłam jej kawę,
podpisałam kubek, spakowałam kanapkę i
podałam. Ona szybko zapłaciła i wyszła. Zadzwonił
telefon, sięgnęłam po niego i odebrałam.
-
Starbucks, w czym mogę
służyć?
-
Latte.
-
Imię?
-
Justin. – Usłyszałam jego
chichot. Zadzwonił, ale nie do mnie, do kawiarni.
-
O której odbierzesz? –
Spytałam próbując opanować głos.
-
Około 12.
-
To wszystko? – Rozejrzałam
się, może przypadkiem tu gdzieś jest?
-
Nie. Chciałem zapytać, czy
nie poszłabyś ze mną na kolację? – Odezwał się.
-
Um... słyszałam, że masz
jakieś plany..
-
Właśnie próbuje je
zrealizować – przerwał mi.
-
Ale mówiłeś, że masz kogoś
na oku, więc...
-
W tym momencie mam tego
kogoś przy uchu – mruknął, dlaczego moje serce
zaczęło bić szybciej? Co się ze mną do cholery
dzieje? Przecież nigdy tak na nikogo nie reagowałam, tym bardziej na chłopaków.
Przecież miałam kilku i serce wcale mi nie wariowało – Dasz się zaprosić? –
Przerwał moje myśli.
-
Ym... okej – prawie
szepnęłam. Głos mi drżał.
-
Super, w takim razie
samochód przyjedzie po ciebie o 19. Do zobaczenia –
rozłączył się. Musiałam pozbierać szczękę z podłogi
i zacząć oddychać.
Dlaczego
wstrzymywałam powietrze? Och boziu, ale jestem głupia. Klepnęłam samą siebie w
czoło i oparłam się o ladę. Zerknęłam na zegar, za kwadrans 12. Cholerka.
Zaczęłam przygotowywać lunche na tą godzinę. Kiedy skończyłam była punktualnie
12. Czy to nie był sen? Może mi się przyśniło, że do mnie zadzwonił. Tak. To
prawdopodobne. Do kawiarni wszedł mężczyzna, ten sam co ostatnio. Czarnoskóry w
okularach.
-
Kawa latte dla Justina –
powiedział. Uniosłam jedną brew i wychyliłam się w
bok, aby spojrzeć przez okno. Nie było go tam, ale
był za to czarny samochód.
-
Sama mu zaniosę –
uśmiechnęłam się do pana i sięgnęłam po kubek z kawą.
-
Ale.. – próbował mnie
zatrzymać, ale byłam już na zewnątrz. Poprawiłam ręką
fartuszek i zapukałam w tylną szybę, powoli
zjechała na dół.
-
Zamawiał pan kawę? –
Spytałam. Zza szyby wyłonił się Bieber. Uśmiechnęłam
się, minął mnie ten pan.
-
Próbowałem ją zatrzymać –
wzruszył ramionami i obszedł samochód. Justin
pokręcił głową z uśmiechem.
-
Pewnie nie mogłaś się
doczekać, aby mnie zobaczyć, co? – Spytał patrząc mi w
oczy. O ty chamie.
-
Och... oczywiście. Przecież
wszystkie cię pragną. – Wywróciłam
oczami.
Zaśmiał się. Palant. Czy w jednej chwili można być
miłym, a w drugiej być dupkiem? Och tak, raczej tak. I on to potrafi.
-
Nie złość się mała. –
Uśmiechnął się. Mała? Czy ja na taką wyglądam? No
dobra, może jestem niska, ale nie mała. – Czy mogę
dostać moją kawę? Proszę? – uniósł jedną brew. Poddaję się. Westchnęłam i
podałam mu kubek. – Dzięki – posłał mi dziecinny uśmiech. – Widzimy się
wieczorem, shawty. – Skinął głową i samochód odjechał. Super.
Z
rękami założonymi na piersi wróciłam do kawiarni. Kilka osób stało w kolejce i
zerkało na zegar. Cholerka. Pobiegłam za ladę i wydałam im zamówienia, ciągle
przepraszając. Nie było tak źle. Zaczęło przewijać się coraz więcej osób.
Dopiero o 14 dołączyła do mnie Dina, a i tak pracy miałyśmy po łokcie. To
długie kolejki, to ktoś rozlał kawę, to ktoś prosił o coś, to ktoś się
poślizgnął, to ktoś się na coś skarżył. I w rezultacie wyszłam ze zmiany o 17,
gdzie powinnam wyjść dwie godziny wcześniej.
Dotarłam do domu i rzuciłam się na kanapę. Saba
siedziała na podłodze przed laptopem i coś pisała.
-
Co tak późno? – Spytała.
-
Dużo klientów – mruknęłam.
Słyszałam tylko uderzanie jej palców o
klawiaturę.
-
Co jemy na kolację? –
Spytała po dłuższej chwili. O cholera! Kolacja!!
Spojrzałam na zegarek, miałam półtorej godziny.
Ugh... zerwałam się.
-
Nie zjem dziś z tobą. –
powiedziałam grzebiąc w torebce.
-
A to dlaczego? – Uniosła
brwi do góry.
-
Pamiętasz jak opowiadałam ci
o Bieberze? – Spytałam, skinęła niepewnie –
Zaprosił mnie na kolację.
-
Czy ty sobie ze mnie
żartujesz? – Zerwała się i złapała mnie za nadgarstki –
Największy gwiazdor muzyki zaprosił cię na kolację?
– czy ja w jej oczach widziałam szczęście? Chyba mam halucynacje. Kiwnęłam
głową. – I dopiero mi to mówisz? Spójrz na siebie, trzeba cię wyszykować.
Wiesz, że go nienawidzę – pociągnęła mnie do mojego pokoju – Ale jak jest
okazja to warto skorzystać. – Uśmiechała się szeroko. – Idź pod prysznic, a ja
ci coś przyszykuję – pchnęła mnie do łazienki. Wzięłam długi prysznic, w
gorącej wodzie. To mnie chociaż odprężyło. Owinęłam się ręcznikami i wróciłam
do pokoju. Na moim łóżku stał arsenał kosmetyków Saby i chyba pół jej szafy.
Serio. Kazała mi usiąść przed lusterkiem, tak więc zrobiłam. Ściągnęła mi
ręcznik z głowy i zaczęła suszyć moje włosy.
-
Będziesz wyglądać
nieziemsko! – powiedziała przekrzykując suszarkę.
Kiedy już to zrobiła, wzięłam białą bieliznę i
ubrałam ją w łazience. Saba przerzucała swoje sukienki szukając tej jednej,
którą sobie upatrzyła. Usiadłam tyłem do lusterka i wpatrywałam się w nią. Czy
można być aż tak skupionym na wybieraniu ubrań? Tylko Saba tak potrafi. – Mam!
– Pisnęła – Ta będzie do ciebie pasować – pokazała mi kremową sukienkę z
koronki na szerokich ramiączkach. Była naprawdę śliczna. Podała mi ją, ubrałam
się, Saba zapięła mi zamek i odsunęła się na długość ramion. – Piękna –
szepnęła. Sukienka sięgała mi do ud i była lekko rozłożysta, przylegała do
mojej talii.
-
Dzięki – uśmiechnęłam się
szeroko.
-
A, a, a – pokiwała palcem –
To nie wszystko. Siadaj. – Wskazała na krzesło.
Zrobiłam co kazała. Ona natomiast zajęła się
makijażem. Lekko pomalowała powieki, wytuszowała rzęsy i pomalowała
błyszczykiem usta.
Kiedy skończyła, przyjrzała mi się uważnie, a ja
zerknęłam na zegar. Miałam 10 minut, a moje serce próbowało wyskoczyć.
-
Buty! – Krzyknęła wybiegając
z pokoju. Po chwili wróciła z czarnymi szpilkami.
Włożyłam je i chyba urosłam z jakieś dziesięć
centymetrów. Przejrzałam się w lustrze i okręciłam w kółko. Muszę przyznać, że
Saba spisała się na medal.
-
Dziękuję – przytuliłam ją
mocno.
-
Mam nadzieję, że nie okaże
się takim dupkiem, jakim pokazują go media –
powiedziała mi do ucha. Uśmiechnęłam się i
pocałowałam ją w policzek. – No idź, bo taksówka ci odjedzie.
-
Nie. Ktoś ma po mnie
przyjechać – wzruszyłam ramionami i sięgnęłam po
czarną torebeczkę. Zeszłyśmy na dół. Saba pomogła
mi włożyć czarną marynarkę.
-
Baw się dobrze – pocałowała
mnie w policzek. Ręce zaczęły mi się pocić.
Wyszłam przed dom i wtedy nadjechał czarny
samochód. Skierowałam się na schodki i zatrzymałam się na ostatnim. Czy to na
pewno dobry pomysł?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz