RODZIAŁ 8 : Ja nie chcę cię skrzywdzić.
TORI:
-
Nadal chciałbym wiedzieć o czym myślisz – powiedział,
skręcając w jakąś ulicę.
-
A ja
nadal chciałabym wiedzieć, dokąd mnie zabierasz – przechyliłam głowę.
Ułożył usta w dzióbek po jednej stronie i wpatrywał się w drogę.
Co on do cholery planuje? Dlaczego nic mi nie mówi, a może ja chciałabym
wiedzieć, gdzie zostałam zabrana...Kiedy wychodziliśmy z kawiarni, Saba posłała
mi znaczące spojrzenie i wtedy już wiedziałam, że jak wrócę do domu, będę miała
przesłuchanie. Ona była jak policjant w swoim własnym domu. Serio. Kiedy tylko
wiedziała, że spotykam się z kimś od razu na mnie napadała. Nie rozumiem tego,
kiedy ona się z kimś spotykała ja nigdy jej o nic nie pytałam, dopóki sama nie
zaczęła o tym kimś mówić. Potrzebuję chwili wytchnienia, czy ona nie może tego
zrozumieć? Och, no nie, bo to panna Sabina Cortez, przyszła dziennikarka. I
wiecie co? Ona nadaje się do tej pracy. Szczerze mówiąc ona nadaje się do
wszystkiego, no może pomijając robienie dobrej kawy, w tym nie jest najlepsza.
Skręciliśmy w drogę, już nieco lepiej
znaną mi drogę. Przejechaliśmy przez rondo i zjechaliśmy w drugi zjazd. Dalej
prosto. Mijaliśmy te wszystkie drzewa, palmy, piękne kwiaty. Szkoda, że było ciemno.
Jakiś czas później skręciliśmy w lewo i jechaliśmy prosto. Prosto do jego domu.
Po kolejnych kilku minutach jazdy, wjechał na podjazd zatrzymując się obok
czarnego Range Rowera. Wysiadłam, niepewnie rozglądając się dookoła, czy może
nie było żadnych paparazzi. Na moje szczęście, nie.
-
No w
końcu – usłyszałam męski głos. Odwróciłam się i zobaczyłam kolejnego
czarnoskórego chłopaka. Był tego samego wzrostu co Justin. Krótko
obcięty, miał dżinsy i workowatą bluzę z nadrukiem”22”.
-
Mogłeś
wziąć mój samochód – powiedział Justin podając mu kluczyki.
-
Nie
pieprz głupot, Biebs. Zapłakałbyś się – powiedział tamten. Biebs? To jakaś
jego ksywa? Stałam tam jak głupia i wpatrywałam się w nich.
Rozmawiali o czymś między sobą. Dość przytłaczająca sytuacja.
-
Tori –
zawołał Justin, ruszyłam w ich stronę. – To jest Lil. – wskazał na
chłopaka. A to ten, o którym też mi mówił. Uśmiechnęłam się lekko
do niego.
-
Ładna –
szepnął do Justina – Cześć – wyciągnął do mnie rękę, mówiąc
głośniej.
-
Cześć –
uścisnęłam lekko jego dłoń. Uśmiechnął się i posłał Justinowi dziwne
spojrzenie, które mnie rozbawiło, ale starłam się nie śmiać.
-
Wpadnę
jutro – pomachał nam i wsiadł do swojego samochodu, po czym
odjechał. Okej. Przygryzłam wnętrze policzka. Justin złapał mnie
za rękę i pociągnął do domu. Weszliśmy do salonu. Usiadłam na dużej białej
kanapie. Justin podszedł do niewielkiego baru.
-
Napijesz
się czegoś? – spytał ściągając czapkę.
-
Może
wina? Tego co piliśmy podczas kolacji – powiedziałam głaskając ręką
kanapę. Dlaczego to robiłam? Nie wiem. Cholera jestem u niego w
domu i proponuje mi coś do picia, co innego mam robić? Przecież się na niego
nie rzucę.
-
Proszę –
podał mi kieliszek i usiadł obok mnie ze swoim, stawiając na stolik
butelkę. Powąchałam je, pachniało cudownie, po chwili upiłam łyka.
Miało cudowny smak, niby gorzki, ale jednak słodki. Uśmiechnęłam się do niego.
-
Znowu
wygoniłeś wszystkich przyjaciół? – spytałam. Uśmiechnął się.
-
Był tu
tylko Lil. – wzruszył ramionami – Twoja przyjaciółka pewnie nie da ci
żyć jak wrócisz do domu. Widziałem jej spojrzenie.
-
Ugh... –
jęknęłam – Ona mnie przesłuchuje codziennie. Nawet nie masz
pojęcia jaka uparta potrafi być. Nie skończy, dopóki nie powiem
jej wszystkiego. Ostatnio siedziałyśmy do północy, prawie zaspałam do szkoły.
-
Skarbie,
ja chodzę spać codziennie po 3-4 w nocy – uniósł jedną brew.
-
Co robisz
do tak później godziny? – spytałam marszcząc czoło i upijając kilka
łyków. Podrapał się po głowie i oblizał usta.
-
Chłopaki
często przesiadują do późna. – wzruszył ramionami – Czasami siedzę
w studio i piszę. To zależy czy mam wenę, ale najczęściej mam ją w
nocy.
-
To
przerąbane. Nie możesz spać. Ale dla ciebie to nic, zawsze możesz wstać
sobie o 14, albo 15. Nie chodzisz do szkoły. Możesz robić co
chcesz.
-
Nie
zawsze – pokręcił głową. – Czasami Scooter wygania mnie z łóżka już o 9 i
każe iść do studia. Czasami też od samego rana mam nagrania do
teledysków. To zleży od tego jaki mam plan dnia. Czasami mam takie dni, gdzie
wszystko odkładam i leżę w łóżku cały dzień.
-
Też bym
tak chciała. – mruknęłam upijając kolejnego łyka – Twoja gosposia tu
jest? – spytałam. Pokręcił głową. Och... czyli jesteśmy kompletnie
sami. – A ochroniarze? – popatrzałam na niego. Pokiwał głową. Och... czyli nie
jesteśmy.
-
Czemu
pytasz? – uniósł jedną brew. Złączyłam usta w cienką linię i
wzruszyłam ramionami.
-
Z
ciekawości – dopiłam swoje wino do końca. Czy to moja wina, że było takie
pyszne? No chyba nie.
-
Nalać ci
jeszcze? – wskazał na kieliszek. Kiwnęłam entuzjastycznie głową. Zalał
mój kieliszek i odstawił butelkę z powrotem, po czym upił kilka
łyków ze swojego kieliszka, miał resztki na dnie. Zamrugałam kilka razy i napiłam się. – Nie jesteś głodna? –
przyjrzał mi się, pokręciłam głową.
-
Wiesz,
myślałam, że Miley kiedyś się do nas odezwie – powiedziałam
marszcząc czoło – Nie zależało mi na tym, czy jest gwiazdą czy
nie. Po prostu dalej chciałyśmy utrzymywać z nią kontakt. Co więcej... –
obróciłam się w jego stronę, siadając po turecku – Kiedyś ją spotkałyśmy w
jednym z klubów. Przyglądała nam się, jakby nas pamiętała, ale nie podeszła.
Saba powiedziała, że nie będziemy się narzucać i nie podeszłyśmy do niej.
Później trochę żałowałam, no bo może mogła nas pamiętać – wzruszyłam ramionami.
– Widziałam wiele gwiazd. Miley, Bruno Marsa, Taylor Swift, Zacka Efrona,
Johnego Deppa, Salme Hayek, Jenifer Lopez,
Eda Sheerana, ciebie – uśmiechnęłam się – I wiesz co jest najlepsze? Że
tylko z tobą udało mi się porozmawiać i to po jakim czasie. Jesteś ostatnią
gwiazdą jaką spotkałam. Ci przed tobą w ogóle się mną nie przejęli. Ochroniarze
to po prostu jakieś goryle z dziczy. Oni nawet nie raczyli spojrzeć. Wkurzało
mnie takie coś, ile razy słyszałam jak „kochają” swoich fanów. Kłamstwo –
pokręciłam głową – Od tamtej pory przestałam lubić „tych sławnych”. Och... wręcz
ich nie cierpiałam. Z resztą Saba też. Uznałyśmy, że wy wszyscy tylko na nas
żerujecie. Jesteście egoistami, dbającymi tylko o swoje tyłki. – upiłam kolejny
duży łyk. – Ale poznałam ciebie i ... – kolejny łyk – Moje zdanie się zmieniło,
ale tylko do ciebie. No bo nie wiem jacy są inni. Wiem za to jaki ty jesteś. I
myślę, że jesteś inny niż wszyscy.
-
No
widzisz, trzeba najpierw poznać człowieka, żeby móc go ocenić –
powiedział. Kiwnęłam głową pijąc.
-
Dokładnie.
– uśmiechnęłam się. Justin położył rękę na moim kolanie, na co się
wzdrygnęłam. Kiedy to zobaczył zabrał ją – Nie, spokojnie. –
popatrzyłam mu w oczy. Zmarszczył czoło – Uch... ja... Po prostu tak czasem
mam, jak ktoś dotyka mnie niespodziewanie. Cóż... um... kilka miesięcy temu
miałam chłopaka – popatrzyłam na niego, uniósł jedną brew – To nie będzie miła
historia – zmarszczyłam czoło i napiłam się – Cóż myślałam, że go kocham i on
mnie też. Tylko, że on mnie zdradzał. Dowiedziałam się tego od moich koleżanek,
i co najlepsze, od tych z którymi sypiał. Zerwałam z nim. Próbował mnie
przeprosić, nie wybaczyłam mu. Zaczął przychodzić pod nasz dom, Saba go
wyganiała. Pewnego dnia wyszła gdzieś, chyba do sklepu. I przyszedł on,
powiedział, że chce ze mną porozmawiać i mi to wytłumaczyć – westchnęłam, czułam
łzy wzbierające się w moich oczach – Wpuściłam go. Zaczęliśmy się kłócić, on...
uderzył mnie, zaczął się do mnie dobierać. Dobrze, że wtedy wróciła Saba –
pokręciłam głową, łzy spłynęły po mich policzkach, wytarłam je szybko – W
przeciwnym razie inaczej by się to skończyło. Zrobił mi krzywdę. Bałam się
jakiegokolwiek dotyku. Dobrze, że miałam przy sobie Sabę. Pomogła mi się z tego
otrząsnąć. – wypiłam to, co miałam w kieliszku i sama sobie dolałam. – To było
straszne – pokręciłam głową, upijając kolejny łyk. Justin powoli położył rękę
na moim kolanie.
-
Ja nie
chcę cię skrzywdzić. – spojrzał mi w oczy – Nie jestem taki jak on.
-
Wiem –
szepnęłam, kładąc dłoń na jego. Potarłam ją kciukiem. Uśmiechnął się
do mnie i dopił swoje wino, po czym sobie dolał.
-
Zgłaszałaś
to gdzieś? – spytał.
-
Nie. Po
co? Do niczego nie doszło. – wzruszyłam ramionami. Czułam jak kręci
mi się już w głowie. Mocne to wino.
-
Tori –
westchnął – Uderzył cię, przeprowadził próbę gwałtu, jest też takie coś
jak molestowanie. Mogłaś iść z tym na policję. – pokręcił głową.
-
Nie byłam
wtedy w stanie. Nie wiedziałam co mam zrobić ze sobą. Wiesz jak
bardzo odbiło się to na mnie psychicznie? – pokręciłam głową i
napiłam się. Siedzieliśmy chwilę w ciszy, w której to sączyłam swoje wino do
końca. Chciałam dolewkę, ale Justin stwierdził, że i tak stanowczo za dużo
wypiłam. Chyba miał rację. Włączył jakąś wolną muzykę i poprosił mnie żebym z
nim zatańczyła. Zgodziłam się, to nic, że ledwo trzymałam się na nogach.
Chciałam być bliżej niego. Przytuliłam się bardziej i oparłam głowę na jego
ramieniu, a moje oczy same się zamknęły.
~~~~~~~~~
Usłyszałam irytujące brzęczenie, dźwięczące w moich
uszach. Kieszeń wibrowała mi jak szalona i nie miałam pojęcia, gdzie jestem.
Warknęłam głośno i wsunęłam do niej rękę, wyjmując telefon. Przymrużyłam oczy,
starając się zlokalizować przycisk "drzemki". Gdzie jest ten klawisz!
Nie było go. Wyrzuciłam komórkę, ale to
gówno dało. Ciągle darła się na mnie, żebym wstała. Głowa, aż mi pulsowała z
bólu, żołądek wywracał się na drugą stronę. Zaraz się chyba porzygam. O której
ja wczoraj wróciłam do domu? Nie pamiętam. Zaraz! Gdzie ja jestem?! Alarm w
telefonie dzwonił coraz głośniej. Zamknij się, wreszcie! Usiadłam gwałtownie i
przywaliłam w coś łokciem. Mruknęłam z bólu, a
światło wpadające przez okno, ujawniło miejsce mojego pobytu. Szerzej
otworzyłam oczy, kiedy zdałam sobie sprawę, gdzie jestem. Siedziałam na
wielkim, białym łóżku. Co, do cholery?
Pocierając głowę, powoli podniosłam się i ostrożnie wstałam. Zrobiłam pokazowego zeza, kiedy telefon, w końcu, zdecydował się łaskawie zamknąć. Nie jestem rannym ptaszkiem.
Pocierając głowę, powoli podniosłam się i ostrożnie wstałam. Zrobiłam pokazowego zeza, kiedy telefon, w końcu, zdecydował się łaskawie zamknąć. Nie jestem rannym ptaszkiem.
Nawet się ruszyć nie mogłam. Miałam totalnego kaca,
a Bob zrujnuje ten dzień jeszcze bardziej. Jakieś urywki obrazów w poprzedniego
wieczora, zaczęły krążyć mi po głowie. Nie pamiętałam nic, oprócz tego, że
tańczyłam z Justinem. I to by było na tyle! Cały czas myślałam nad tym, co się
działo wczoraj i jak się tu znalazłam.
Włączyłam światło i zauważyłam, że panował tu dosłownie burdel. Pościel pozwijana na łóżku. Otworzyłam pierwsze drzwi, znalazłam się w garderobie. Zaraz, zaraz. Cofnęłam się i przetarłam oczy. Jeszcze raz spojrzałam na wszystko. Ja nie byłam u siebie. To była sypialnia Justina. Cholera jasna! Ale gdzie jest on?
Włączyłam światło i zauważyłam, że panował tu dosłownie burdel. Pościel pozwijana na łóżku. Otworzyłam pierwsze drzwi, znalazłam się w garderobie. Zaraz, zaraz. Cofnęłam się i przetarłam oczy. Jeszcze raz spojrzałam na wszystko. Ja nie byłam u siebie. To była sypialnia Justina. Cholera jasna! Ale gdzie jest on?
Miałam takiego kaca, że nie mogłam się nawet
ruszyć. Miałam nadzieję, że nie jestem spóźniona. Wzięłam telefon i sprawdziłam
godzinę. 12:30. O, mój Boże! Zaspałam do szkoły. Cholera jasna. Weszłam przez
drugie drzwi i znalazłam się w tej wielkiej łazience. Spojrzałam w lustro i
zauważyłam potwora. Moje włosy były potargane w każdą możliwą stronę. Skóra
blada, jak kartka papieru i to nieprzyjemne uczucie w ustach. Przecież piłam
tylko wino. Och... ale co to było za wino? Przemyłam twarz zimną wodą i
wytarłam ją. Rozejrzałam się po umywalkach i zauważyłam czarny grzebień.
Rozczesałam nim moje kołtuny i sięgnęłam po niebieską szczoteczkę do zębów i
pastę. Była jedyna, więc musiała należeć do Justina. A co tam. Umyłam szybko
zęby i wyszłam z pokoju. Zerknęłam jeszcze raz na telefon. To nie był budzik.
Miałam 15 nieodebranych od Saby. Ugh... nie miałam ochoty do niej dzwonić, jak
wrócę to pogadamy. Wyszłam z sypialni i skierowałam się schodami na dół. Salon
był pusty, przeszłam do jadalni, ale też nikogo nie było. Powoli udałam się
dalej i znalazłam się w dużej, brązowej kuchni. Na jej środku była wyspa, przy
której siedział Justin. Och... jadł płatki z mlekiem.
-
Cześć – szepnęłam podchodząc
bliżej. Podniósł głowę i uśmiechnął się ciepło.
-
Wyspałaś się? –
spytał.
-
Zaspałam
do szkoły. Dlaczego tu jestem? – zmarszczyłam czoło, siadając obok
niego na wysokim krześle.
-
Wypiłaś
tyle wina, że zasnęłaś kiedy tańczyliśmy. Zaniosłem cię do mojej
sypialni – wzruszył ramionami. Moje oczy otworzyły się szeroko.
-
Czy my...
– spojrzałam na niego. Pokręcił głową i podsunął mi pustą miskę.
-
Nie.
Mówiłem ci, ja cię nie skrzywdzę – pocałował mnie w policzek i wstał.
Wziął swoją miseczkę i włożył ją do zmywarki. Nasypałam do swojej
płatków i zalałam je mlekiem. Powoli zaczęłam jeść, Justin znowu znalazł się
koło mnie.
-
Gdzie ty
spałeś? – zmarszczyłam czoło.
-
Kochanie,
ten dom ma siedem sypialni – uśmiechnął się znacząco. Odwróciłam
od niego wzrok, przeniosłam go na okno. Słońce dziś mocno
świeciło. W porównaniu do wczoraj, dziś było pięknie.
-
Co to
było za wino? – spytałam – Dlaczego byłam po nim pijana i mam kaca?
-
Francuskie,
bardzo stary rocznik. To może dlatego – wzruszył ramionami.
Zjadłam płatki i rozejrzałam się po kuchni, nie było gosposi.
Justin zabrał moją miskę i włożył tam gdzie poprzednią. Odwróciłam się tyłem do
blatu, chłopak stanął przede mną. – O której zaczynasz pracę? – spytał.
-
Po
czternastej – wzruszyłam ramionami – Odwieziesz mnie do domu.
Chciałabym wziąć prysznic i się przebrać.
-
Jasne –
uśmiechnął się i ściągnął mnie z krzesła. Wyszliśmy z domu, prosto do
białego auta. Justin wyjechał na drogę i ruszyliśmy do mnie. Jak
mogłam upić się winem? Jaki przypał. Faktycznie jestem jakaś nienormalna. Nigdy
więcej nie pij wina! Ale też jest tego plus. Spałam u niego w domu. W jego łóżku.
O matko! Saba ma rację, jestem szczęściarą. Saba! Nie da mi dziś żyć, ciekawe
co to będzie w pracy. Już się boję. Nie chcę przesłuchania, tylko tego mi
brakuje. Jeszcze dziś jest piątek i Bob pewnie nas przypilnuje, w końcu dziś
zaczyna się weekend. Mogłabym poprosić go o wolne. To naprawdę dobry pomysł.
Oparłam głowę o zimną szybę. Tak lepiej. Zamknęłam oczy. Hej, to naprawdę dobry
pomysł, mogłabym spędzić weekend z Justinem. Czy to nie cudownie?
Poczułam jak samochód się zatrzymuje,
serio? Już minęło pół godziny? Szybko. Otworzyłam oczy, faktycznie staliśmy pod
moim domem. Spojrzałam na Justina, wydawał się zamyślony. Pochyliłam się i
pocałowałam go w policzek.
-
Dziękuję
– uśmiechnęłam się i wysiadłam. Weszłam szybko do domu.
Wbiegłam na górę do pokoju. Wzięłam długi prysznic i owinięta
ręcznikiem zajrzałam do szafy. Zdecydowałam się w końcu na dżinsowe spodenki i
szary luźny top. Do tego włożyłam moje niebieskie vansy i zrobiłam lekki
makijaż. Zabrałam telefon i zaczęłam rozglądać się za okularami. Nie mogłam ich
znaleźć. Trudno. Wyszłam z domu i ruszyłam do Starbucks. Im szybciej zacznę,
tym szybciej skończę.
Weszłam do
kawiarni. Dina pomachała mi energicznie. Przeszłam na zaplecze i ubrałam
fartuch. Schowałam komórkę i udałam się do lady.
-
Cześć –
uśmiechnęłam się do niej.
-
No hej –
powiedziała śpiewnie. Pokręciłam głową. Jak zwykle przy mojej kasie
leżały karteczki z zamówieniami telefonicznymi. Wykonałam je i
ustawiłam w kolejce, według godziny odebrania. A raczej minut odebrania. Przede
mną uformowała się spora kolejka. Zaczęłam wszystkich obsługiwać. Drzwi się
otworzyły i ujrzałam Sabę. Cholera. Spojrzała na mnie i jej oczy od razu się
zwęziły. Zaraz się zacznie, zaraz się zacznie. Podałam kolejne kawy i kiedy
miałam odwracać się po kolejną, zderzyłam się z Sabiną.
-
Gdzieś ty
do cholery była?! – prawie krzyczała. Rozejrzałam się.
-
Saba,
wszystko ci wytłumaczę, tylko... – złapała mnie za nadgarstek i machając
ręką do Diny pociągnęła mnie na zaplecze. Stanęła przede mną,
zakładając ręce na piersi.
-
Słucham –
warknęła. Była wyraźnie wkurzona. Na maksa.
-
Pojechałam
wczoraj do Justina i napiliśmy się wina, znaczy ja piłam więcej.
Chyba nawet za dużo. Nie pamiętam – potrząsnęłam głową – W każdym
razie zasnęłam. Justin pozwolił mi spać w swoim łóżku. Nie chciał mnie wtedy
odwozić do domu. Obudziłam się zdziwiona. Naprawdę nie pamiętam wiele.
-
Czy on...
-
Nie –
przerwałam jej – Nic z tych rzeczy, spał w innej sypialni.
-
Martwiłam
się o ciebie, mogłaś chociaż zadzwonić – opuściła ręce.
-
Wiem.
Przepraszam. Wybaczysz mi? – spojrzałam na nią z miną szczeniaka.
-
Oczywiście
– rzuciła się na mnie, przytulając mnie mocno – Nie mogę
uwierzyć, że spałaś w jego łóżku – powiedziała chichocząc.
Pociągnęłam ją za sobą do lady. Moi klienci zniknęli. Chyba Dina się nimi
zajęła. – Chcę znać szczegóły – Saba wskazała na mnie palcem i zabrała się za
wycieranie stolików.
-
Ale ja
nie pamiętam! – prawie krzyknęłam. Kilka gości na mnie spojrzało.
Uśmiechnęłam się do nich i odebrałam telefon z zamówieniem. Do 19
klienci przewijali się jak mrówki, co ich do tego nakłoniło w piątek? Boże, ja
z chęcią szykowałabym się na jakąś imprezę. To bardzo dobry pomysł impreza w
klubie. Mogłabym zaprosić Justina, ciekawe czy by się zgodził. Hm...
-
Saba –
zawołałam śpiewnie.
-
O nie!
Czego chcesz? – zmarszczyła czoło – Znam ten ton.
-
Weź
wyluzuj. – szturchnęłam ją w ramię, kiedy podeszła – Co ty powiesz na to,
żeby pójść dzisiaj do klubu? – popatrzyłam na nią. Automatycznie
na jej twarzy pojawił się uśmiech od ucha do ucha. Jedyna rzecz jaką Saba
kochała? Imprezy w klubach.
-
Zaprosisz...
– rozejrzała się – Biebera? – uniosła jedną brew.
-
Chyba tak
– wzruszyłam ramionami.
-
No to
dzwoń, na co czekasz? – pchnęła mnie w stronę zaplecza. Wywróciłam
oczami i wyciągnęłam blackbery z przedniej kieszonki fartucha.
Wybrałam odpowiedni numer i przyłożyłam słuchawkę do ucha. Po trzech sygnałach
usłyszałam znajomy głos.
-
Cześć
Tori – uśmiechnęłam się.
-
Co robisz
dziś wieczorem? – spytałam, chcąc od razu przejść do rzeczy.
-
Chyba
nic.
-
Postanowiliśmy
o 21 pójść dziś do klubu. To znaczy ja i moi znajomi, chciałbyś
do nas dołączyć? – spytałam przygryzając paznokieć. Najbardziej
obawiałam się paparazzi, nie jego
odmowy. W sumie to nie zdziwiłabym się gdyby odmówił.
-
Jasne –
powiedział, uśmiechnęłam się – Znam fajne miejsce. Przyjadę po was.
-
Świetnie.
Do zobaczenia – rozłączyłam się. Schowałam telefon i wyszłam z
zaplecza.
-
I co? –
wpadła na mnie Saba. Avan i Dina wpatrywali się we mnie.
-
Przyjedzie
po nas o 21. – klasnęłam w dłonie. Usłyszałam krzyki radości
Avana i Diny. Saba uśmiechała się jak głupia.
~~~~~~~~~~~
Przeciągnęłam czarną, obcisłą sukienkę przez moje
uda i dalej w górę ciała. Nieźle się nagimnastykowałam, żeby wcisnąć się w coś
tak małego i wąskiego. Odetchnęłam z ulgą, kiedy okazało się, że nadal jest na
mnie dobra. Kupiłam ją jakieś dwa lata temu i muszę przyznać, że ciągle wygląda
całkiem nieźle. Odsłaniała trochę nogi i akurat tyle, ile bym sobie życzyła
dekoltu. Zdjęłam z włosów opasającą je frotkę i przeczesałam palcami długie
fale spadające mi po plecach. Starałam się okiełznać mocno kędzierzawe pasemka,
ale w ostateczności się poddałam.
Usiadłam
tuż przed swoją toaletką w momencie, gdy usłyszałam pukanie do drzwi. Chwilę
później się uchyliły.
-
Tori! – w moim małym domu
zabrzmiał donośny głos Saby.
-
W pokoju! –
odkrzyknęłam nakładając błyszczyk na usta. Pokreśliłam oko
czarną
kredką i nieco roztarłam przy końcach dla lepszego efektu. Po cóż ona pukała?
Przecież mieszka tu razem ze mną.
Usłyszałam głośny gwizd i w odbiciu lustra dostrzegłam Sabę, która właśnie pochylała się przez framugę w drzwiach. Była bardzo zadowolona z siebie, kiedy mnie zobaczyła.
Usłyszałam głośny gwizd i w odbiciu lustra dostrzegłam Sabę, która właśnie pochylała się przez framugę w drzwiach. Była bardzo zadowolona z siebie, kiedy mnie zobaczyła.
-
Wyglądasz super. Justin się
ucieszy – weszła do środka. Obróciłam się do niej.
Miała
na sobie czerwoną, obcisłą, krótką sukienkę. Ona to dopiero wyglądała super.
Czarne loki opadały jej na ramiona i plecy. Uśmiech zdobił czerwony kolor
szminki. Wyglądała seksownie.
-
Wow – wydobyłam z
siebie.
-
Wiem, wiem – machnęła
ręką zadowolona. Włożyłam czarne szpilki i zeszłam
za
nią na dół. W salonie, tak jak się umówiliśmy, czekali już Avan i Dina. Miała
na sobie pudrową sukienkę, która ukazywała nieco za dużo, jak na mój gust, ale
jej to pasowało. Pięć minut przed 21 wyszliśmy przed dom i jakieś trzy minuty
później podjechał czarny Range Rover. Zauważyłam, że za kierownicą siedzi
Justin, więc usiadłam obok niego, a reszta wpakowała się do tyłu. Szybko ich
sobie przedstawiłam i ruszyliśmy do klubu.
Kiedy dotarliśmy do jednego z największych klubów,
a mianowicie Karma Lounge, moje oczy rozszerzyły się w lekkim szoku.
Wysiedliśmy z samochodu i ruszyliśmy za Justinem, który
ruszył na początek kolejki. Zwariował.
-
Musimy się ustawić w
kolejce! – zaprotestowałam.
-
Nie kłóć się ze mną.
– spojrzał na mnie i uśmiechnął się lekko. Słyszałam kilka
nieprzyjemnych
słów pod naszym adresem od trzeźwiejących i zniecierpliwionych imprezowiczów,
czekających na wejście do klubu. Niektórzy z nich wyglądali naprawdę młodo.
Dotarliśmy do głównych drzwi i drogę zagrodzili nam dwaj postawni ochroniarze.
Jeden miał na szyi tatuaż, a drugi był wygolony na łyso.
Wstrzymałam oddech, byłam już w sumie przygotowana
na wszystko co miało wydostać się z ich ust, każąc nam wrócić do kolejki.
Justin
odchrząknął głośno, upewniając się, że jego głos przebije dudniącą muzykę. Och,
Justin, ale się prosisz... Jeden z nich, ten z tatuażem, przeniósł na nas swój
wzrok. Oboje byli tego samego wzrostu, ale wyraźnie różnili się wagą.
-
Mogę jakoś pomóc? – rzucił
od niechcenia, jego głos był głęboki. Justin
powiedział
coś ciszej do niego, tak, że tylko oni mogli to usłyszeć. Mężczyzna kiwnął
głową i otworzył dla nas drzwi. Zbierałam szczękę z chodnika. Dosłownie.
Przeszliśmy przez drzwi i uderzyła we mnie fala dudniącej muzyki, zapachu
mieszanego alkoholu z potem i dymem. Naprawdę dziwne połączenie. Justin
podszedł szybko do barmana, zamienił z nim kilka słów i wrócił do nas. Złapał
mnie za rękę i pociągnął do góry po schodach. Zerknęłam na Sabę i bezgłośnie
powiedziałam ‘chodź’. Na co ruszyła z Avanem i Diną za nami. Weszliśmy najwyżej
jak się dało. Stąd było widać ludzi tańczących na dole. W sumie nie było tak
wysoko.
Stojący,
przed szklanymi drzwiami, ochroniarz wpuścił nas wszystkich do środka. Dopiero
teraz mnie olśniło. Byliśmy w loży dla Vip’ów. Cholera jasna. Justin pociągnął
mnie do jakiegoś stolika. Zdziwiłam się, kiedy zobaczyłam przy nim Lila.
Przywitali się, chłopak
uśmiechnął się do mnie. Przedstawiłam mu moich znajomych. Avan od razu zajął
się rozmową z Lilem.
-
Napijecie się czegoś? –
spytał Justin pochylając się między mną, a Sabą.
-
Chętnie – powiedziała
przyjaciółka – Poprosiłabym Cosmopolitan.
-
Trzy razy – dodała Dina.
Justin skinął głową i odszedł. Saba pisnęła mi do
ucha. Aż się wzdrygnęłam.
-
VIP. Czaisz to? – uśmiechała
się jak dziecko.
-
Taaa – kiwnęłam głową. Hej!
Nie bądź naburmuszona Tori. W końcu to był
twój pomysł. Justin wrócił
z naszymi drinkami. Uśmiechnęłam się do niego, zrobił to samo i usiadł obok
mnie włączając się do rozmowy chłopaków. Chwyciłam szklankę, mając nadzieję, że
napój nie będzie gorzki, jak to się zdarzało w pozostałych klubach. Pociągnęłam
łyk i stwierdziłam, że jest o wiele słodszy, niż normalny Cosmopolitan.
~~~~~~~~
Zachichotałam
pod nosem, czując już wyraźny wpływ alkoholu na moje ciało. Zaczęłam kołysać
się, wciąż siedząc przy stoliku.
-
Idziemy na dół! – krzyknęła
Saba łapiąc mnie za nadgarstek i informując
chłopaków.
Poprowadziła mnie na środek parkietu. Otaczały nas roztańczone, spocone ciała.
Zamknęłam oczy, odpędzając od siebie całe zakłopotanie. Kogo to w ogóle
obchodziło? Pozwoliłam, żeby muzyka przejęła kontrolę nad moim ciałem. Jej rytm
wprawił moje biodra w powolne kołysanie. Cały czas z zamkniętymi oczami,
przesunęłam dłońmi najpierw po swojej talii, potem w górę, po piersiach. Byłam
w swoim własnym świecie i tańczyłam, jakby od tego miało zależeć moje życie.
Saba i Dina ocierały się o mnie, dlaczego zawsze ja lądowałam w środku?
Po kilku piosenkach, Saba pociągnęła nas do baru,
gdzie zamówiłyśmy kilka kolejek szotów. Teraz dopiero czułam przypływ alkoholu
w moich żyłach. Z powrotem udałyśmy się na parkiet, tym razem Sabina wepchała
się w środek, byłam za nią. Po chwili tańca, poczułam parę rąk na mojej talii.
Odwróciłam się i zobaczyłam Justina.
-
Zatańcz ze mną. – zaskoczyło
mnie to, że to nawet nie było pytanie, tylko
normalne,
regularne polecenie. Znowu zapomniałam o oddychaniu, gdy uniósł dłoń i
pogładził nią po moim policzku. – Oddychaj, Tori. – jego gorący oddech zawisł
wokół mojego ucha. Z trudem przełknęłam ślinę. Jego tęczówki były zakotwiczone
w moich, kiedy przycisnął mnie bliżej swojego ciała. Ten oszałamiający zapach.
Całkowicie przejął nade mną kontrolę. Zaczął się poruszać, kierując mną bez
najmniejszej trudności. Zrobiłam to samo, odwracając się tyłem do niego.
Mocniej oplótł mnie w talii, jakbym miała zaraz zniknąć. To było dziwne.
Tańczyłam z Justinem Bieberem w klubie wypełnionym podskakującymi w rytm muzyki
ludźmi, którzy wymachiwali swoimi rękami. To się nazywa mieć szczęście. Kiedy
zaczęła się kolejna piosenka, odwróciłam się do niego przodem. Spojrzałam w
jego czekoladowe oczy. Jego twarz zaczęła zbliżać się do mojej. Tak i ...
poczułam szarpnięcie. Saba ciągnęła mnie w środek parkietu. Cholera jasna!
Serio, kolejny raz? Posłałam Justinowi przepraszające spojrzenie i zaczęłam
tańczyć z przyjaciółką.
Strasznie kręciło mi się w głowie i zaczęło zbierać
na wymioty. Wróciłyśmy do loży, Justin siedział z chłopakami. Kiedy usiadłam
obok niego, objął mnie ramieniem.
-
Wszystko w porządku? –
mruknął mi do ucha. Jeszcze teraz do tego
wszystkiego
ciarki. Miałam wrażenie, że zwrócę na ten stolik przede mną.
-
Nie. Możesz mnie stąd
zabrać? – wybełkotałam kiwając się na boki. Pokiwał
głową, wyciągnął telefon i odszedł na chwilę od stolika.
Uśmiechnęłam się szeroko do Lila, na co ten zaczął się śmiać. Czy on też był
taki pijany jak ja? Spojrzałam na Avana, był jakiś rozmazany. Saba i Dina piły
kolejne drinki. O nie. Zamknęłam oczy i czułam jak przechylam się do tyłu.
Spadnę. Poczułam ręce oplatające moją talię. I ten zapach.
To Justin. Ta mieszanka zawrotów, mdłości, alkoholu
i tych wszystkich zapachów nie działała na mnie dobrze. Stałam ledwo na nogach,
przytulałam się do torsu Justina, masując go delikatnie palcami. Uśmiechałam
się jak dziecko. Dlaczego? Cholera, nie wiem. Za bardzo mnie boli głowa, żeby
coś wymyślić. Poczułam, że się przemieszczamy i po chwili uderzyło we mnie
chłodne, świeże powietrze. Wow. To dopiero coś. Zauważyłam biały samochód.
Wysiadł z niego Kenny. Zostałam wsadzona na miejsce pasażera, oni jeszcze o
czymś gadali, po czym Justin zajął miejsce kierowcy. Ruszyliśmy do przodu.
-
A co z Sabą... Avanem i
Di-diną? – bełkotałam.
-
Kenny się
nimi zajął – usłyszałam i wtedy moje oczy się zamknęły.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz