niedziela, 27 lipca 2014


RODZIAŁ 8 : Ja nie chcę cię skrzywdzić.
TORI:

-         Nadal chciałbym wiedzieć o czym myślisz – powiedział, skręcając w jakąś ulicę.
-         A ja nadal chciałabym wiedzieć, dokąd mnie zabierasz – przechyliłam głowę.
Ułożył usta w dzióbek po jednej stronie i wpatrywał się w drogę. Co on do cholery planuje? Dlaczego nic mi nie mówi, a może ja chciałabym wiedzieć, gdzie zostałam zabrana...Kiedy wychodziliśmy z kawiarni, Saba posłała mi znaczące spojrzenie i wtedy już wiedziałam, że jak wrócę do domu, będę miała przesłuchanie. Ona była jak policjant w swoim własnym domu. Serio. Kiedy tylko wiedziała, że spotykam się z kimś od razu na mnie napadała. Nie rozumiem tego, kiedy ona się z kimś spotykała ja nigdy jej o nic nie pytałam, dopóki sama nie zaczęła o tym kimś mówić. Potrzebuję chwili wytchnienia, czy ona nie może tego zrozumieć? Och, no nie, bo to panna Sabina Cortez, przyszła dziennikarka. I wiecie co? Ona nadaje się do tej pracy. Szczerze mówiąc ona nadaje się do wszystkiego, no może pomijając robienie dobrej kawy, w tym nie jest najlepsza.
Skręciliśmy w drogę, już nieco lepiej znaną mi drogę. Przejechaliśmy przez rondo i zjechaliśmy w drugi zjazd. Dalej prosto. Mijaliśmy te wszystkie drzewa, palmy, piękne kwiaty. Szkoda, że było ciemno. Jakiś czas później skręciliśmy w lewo i jechaliśmy prosto. Prosto do jego domu. Po kolejnych kilku minutach jazdy, wjechał na podjazd zatrzymując się obok czarnego Range Rowera. Wysiadłam, niepewnie rozglądając się dookoła, czy może nie było żadnych paparazzi. Na moje szczęście, nie.
-         No w końcu – usłyszałam męski głos. Odwróciłam się i zobaczyłam kolejnego
czarnoskórego chłopaka. Był tego samego wzrostu co Justin. Krótko obcięty, miał dżinsy i workowatą bluzę z nadrukiem”22”.
-         Mogłeś wziąć mój samochód – powiedział Justin podając mu kluczyki.
-         Nie pieprz głupot, Biebs. Zapłakałbyś się – powiedział tamten. Biebs? To jakaś
jego ksywa? Stałam tam jak głupia i wpatrywałam się w nich. Rozmawiali o czymś między sobą. Dość przytłaczająca sytuacja.
-         Tori – zawołał Justin, ruszyłam w ich stronę. – To jest Lil. – wskazał na
chłopaka. A to ten, o którym też mi mówił. Uśmiechnęłam się lekko do niego.
-         Ładna – szepnął do Justina – Cześć – wyciągnął do mnie rękę, mówiąc
głośniej.
-         Cześć – uścisnęłam lekko jego dłoń. Uśmiechnął się i posłał Justinowi dziwne
spojrzenie, które mnie rozbawiło, ale starłam się nie śmiać.
-         Wpadnę jutro – pomachał nam i wsiadł do swojego samochodu, po czym
odjechał. Okej. Przygryzłam wnętrze policzka. Justin złapał mnie za rękę i pociągnął do domu. Weszliśmy do salonu. Usiadłam na dużej białej kanapie. Justin podszedł do niewielkiego baru.
-         Napijesz się czegoś? – spytał ściągając czapkę.
-         Może wina? Tego co piliśmy podczas kolacji – powiedziałam głaskając ręką
kanapę. Dlaczego to robiłam? Nie wiem. Cholera jestem u niego w domu i proponuje mi coś do picia, co innego mam robić? Przecież się na niego nie rzucę.
-         Proszę – podał mi kieliszek i usiadł obok mnie ze swoim, stawiając na stolik
butelkę. Powąchałam je, pachniało cudownie, po chwili upiłam łyka. Miało cudowny smak, niby gorzki, ale jednak słodki. Uśmiechnęłam się do niego.
-         Znowu wygoniłeś wszystkich przyjaciół? – spytałam. Uśmiechnął się.
-         Był tu tylko Lil. – wzruszył ramionami – Twoja przyjaciółka pewnie nie da ci
żyć jak wrócisz do domu. Widziałem jej spojrzenie.
-         Ugh... – jęknęłam – Ona mnie przesłuchuje codziennie. Nawet nie masz
pojęcia jaka uparta potrafi być. Nie skończy, dopóki nie powiem jej wszystkiego. Ostatnio siedziałyśmy do północy, prawie zaspałam do szkoły.
-         Skarbie, ja chodzę spać codziennie po 3-4 w nocy – uniósł jedną brew.
-         Co robisz do tak później godziny? – spytałam marszcząc czoło i upijając kilka
łyków. Podrapał się po głowie i oblizał usta.
-         Chłopaki często przesiadują do późna. – wzruszył ramionami – Czasami siedzę
w studio i piszę. To zależy czy mam wenę, ale najczęściej mam ją w nocy.
-         To przerąbane. Nie możesz spać. Ale dla ciebie to nic, zawsze możesz wstać
sobie o 14, albo 15. Nie chodzisz do szkoły. Możesz robić co chcesz.
-         Nie zawsze – pokręcił głową. – Czasami Scooter wygania mnie z łóżka już o 9 i
każe iść do studia. Czasami też od samego rana mam nagrania do teledysków. To zleży od tego jaki mam plan dnia. Czasami mam takie dni, gdzie wszystko odkładam i leżę w łóżku cały dzień.
-         Też bym tak chciała. – mruknęłam upijając kolejnego łyka – Twoja gosposia tu
jest? – spytałam. Pokręcił głową. Och... czyli jesteśmy kompletnie sami. – A ochroniarze? – popatrzałam na niego. Pokiwał głową. Och... czyli nie jesteśmy.
-         Czemu pytasz? – uniósł jedną brew. Złączyłam usta w cienką linię i
wzruszyłam ramionami.
-         Z ciekawości – dopiłam swoje wino do końca. Czy to moja wina, że było takie
pyszne? No chyba nie.
-         Nalać ci jeszcze? – wskazał na kieliszek. Kiwnęłam entuzjastycznie głową. Zalał
mój kieliszek i odstawił butelkę z powrotem, po czym upił kilka łyków ze swojego kieliszka, miał resztki na dnie.  Zamrugałam kilka razy i napiłam się. – Nie jesteś głodna? – przyjrzał mi się, pokręciłam głową.
-         Wiesz, myślałam, że Miley kiedyś się do nas odezwie – powiedziałam
marszcząc czoło – Nie zależało mi na tym, czy jest gwiazdą czy nie. Po prostu dalej chciałyśmy utrzymywać z nią kontakt. Co więcej... – obróciłam się w jego stronę, siadając po turecku – Kiedyś ją spotkałyśmy w jednym z klubów. Przyglądała nam się, jakby nas pamiętała, ale nie podeszła. Saba powiedziała, że nie będziemy się narzucać i nie podeszłyśmy do niej. Później trochę żałowałam, no bo może mogła nas pamiętać – wzruszyłam ramionami. – Widziałam wiele gwiazd. Miley, Bruno Marsa, Taylor Swift, Zacka Efrona, Johnego Deppa, Salme Hayek, Jenifer Lopez,  Eda Sheerana, ciebie – uśmiechnęłam się – I wiesz co jest najlepsze? Że tylko z tobą udało mi się porozmawiać i to po jakim czasie. Jesteś ostatnią gwiazdą jaką spotkałam. Ci przed tobą w ogóle się mną nie przejęli. Ochroniarze to po prostu jakieś goryle z dziczy. Oni nawet nie raczyli spojrzeć. Wkurzało mnie takie coś, ile razy słyszałam jak „kochają” swoich fanów. Kłamstwo – pokręciłam głową – Od tamtej pory przestałam lubić „tych sławnych”. Och... wręcz ich nie cierpiałam. Z resztą Saba też. Uznałyśmy, że wy wszyscy tylko na nas żerujecie. Jesteście egoistami, dbającymi tylko o swoje tyłki. – upiłam kolejny duży łyk. – Ale poznałam ciebie i ... – kolejny łyk – Moje zdanie się zmieniło, ale tylko do ciebie. No bo nie wiem jacy są inni. Wiem za to jaki ty jesteś. I myślę, że jesteś inny niż wszyscy.
-         No widzisz, trzeba najpierw poznać człowieka, żeby móc go ocenić –
powiedział. Kiwnęłam głową pijąc.
-         Dokładnie. – uśmiechnęłam się. Justin położył rękę na moim kolanie, na co się
wzdrygnęłam. Kiedy to zobaczył zabrał ją – Nie, spokojnie. – popatrzyłam mu w oczy. Zmarszczył czoło – Uch... ja... Po prostu tak czasem mam, jak ktoś dotyka mnie niespodziewanie. Cóż... um... kilka miesięcy temu miałam chłopaka – popatrzyłam na niego, uniósł jedną brew – To nie będzie miła historia – zmarszczyłam czoło i napiłam się – Cóż myślałam, że go kocham i on mnie też. Tylko, że on mnie zdradzał. Dowiedziałam się tego od moich koleżanek, i co najlepsze, od tych z którymi sypiał. Zerwałam z nim. Próbował mnie przeprosić, nie wybaczyłam mu. Zaczął przychodzić pod nasz dom, Saba go wyganiała. Pewnego dnia wyszła gdzieś, chyba do sklepu. I przyszedł on, powiedział, że chce ze mną porozmawiać i mi to wytłumaczyć – westchnęłam, czułam łzy wzbierające się w moich oczach – Wpuściłam go. Zaczęliśmy się kłócić, on... uderzył mnie, zaczął się do mnie dobierać. Dobrze, że wtedy wróciła Saba – pokręciłam głową, łzy spłynęły po mich policzkach, wytarłam je szybko – W przeciwnym razie inaczej by się to skończyło. Zrobił mi krzywdę. Bałam się jakiegokolwiek dotyku. Dobrze, że miałam przy sobie Sabę. Pomogła mi się z tego otrząsnąć. – wypiłam to, co miałam w kieliszku i sama sobie dolałam. – To było straszne – pokręciłam głową, upijając kolejny łyk. Justin powoli położył rękę na moim kolanie.
-         Ja nie chcę cię skrzywdzić. – spojrzał mi w oczy – Nie jestem taki jak on.
-         Wiem – szepnęłam, kładąc dłoń na jego. Potarłam ją kciukiem. Uśmiechnął się
do mnie i dopił swoje wino, po czym sobie dolał.
-         Zgłaszałaś to gdzieś? – spytał.
-         Nie. Po co? Do niczego nie doszło. – wzruszyłam ramionami. Czułam jak kręci
mi się już w głowie. Mocne to wino.
-         Tori – westchnął – Uderzył cię, przeprowadził próbę gwałtu, jest też takie coś
jak molestowanie. Mogłaś iść z tym na policję. – pokręcił głową.
-         Nie byłam wtedy w stanie. Nie wiedziałam co mam zrobić ze sobą. Wiesz jak
bardzo odbiło się to na mnie psychicznie? – pokręciłam głową i napiłam się. Siedzieliśmy chwilę w ciszy, w której to sączyłam swoje wino do końca. Chciałam dolewkę, ale Justin stwierdził, że i tak stanowczo za dużo wypiłam. Chyba miał rację. Włączył jakąś wolną muzykę i poprosił mnie żebym z nim zatańczyła. Zgodziłam się, to nic, że ledwo trzymałam się na nogach. Chciałam być bliżej niego. Przytuliłam się bardziej i oparłam głowę na jego ramieniu, a moje oczy same się zamknęły. 
 
~~~~~~~~~

Usłyszałam irytujące brzęczenie, dźwięczące w moich uszach. Kieszeń wibrowała mi jak szalona i nie miałam pojęcia, gdzie jestem. Warknęłam głośno i wsunęłam do niej rękę, wyjmując telefon. Przymrużyłam oczy, starając się zlokalizować przycisk "drzemki". Gdzie jest ten klawisz! Nie było go.  Wyrzuciłam komórkę, ale to gówno dało. Ciągle darła się na mnie, żebym wstała. Głowa, aż mi pulsowała z bólu, żołądek wywracał się na drugą stronę. Zaraz się chyba porzygam. O której ja wczoraj wróciłam do domu? Nie pamiętam. Zaraz! Gdzie ja jestem?! Alarm w telefonie dzwonił coraz głośniej. Zamknij się, wreszcie! Usiadłam gwałtownie i przywaliłam w coś łokciem. Mruknęłam z bólu, a  światło wpadające przez okno, ujawniło miejsce mojego pobytu. Szerzej otworzyłam oczy, kiedy zdałam sobie sprawę, gdzie jestem. Siedziałam na wielkim, białym łóżku. Co, do cholery?
Pocierając głowę, powoli podniosłam się i ostrożnie wstałam. Zrobiłam pokazowego zeza, kiedy telefon, w końcu, zdecydował się łaskawie zamknąć. Nie jestem rannym ptaszkiem.
Nawet się ruszyć nie mogłam. Miałam totalnego kaca, a Bob zrujnuje ten dzień jeszcze bardziej. Jakieś urywki obrazów w poprzedniego wieczora, zaczęły krążyć mi po głowie. Nie pamiętałam nic, oprócz tego, że tańczyłam z Justinem. I to by było na tyle! Cały czas myślałam nad tym, co się działo wczoraj i jak się tu znalazłam.
Włączyłam światło i zauważyłam, że panował tu dosłownie burdel. Pościel pozwijana na łóżku. Otworzyłam pierwsze drzwi, znalazłam się w garderobie. Zaraz, zaraz.  Cofnęłam się i przetarłam oczy. Jeszcze raz spojrzałam na wszystko. Ja nie byłam u siebie. To była sypialnia Justina. Cholera jasna! Ale gdzie jest on?
Miałam takiego kaca, że nie mogłam się nawet ruszyć. Miałam nadzieję, że nie jestem spóźniona. Wzięłam telefon i sprawdziłam godzinę. 12:30. O, mój Boże! Zaspałam do szkoły. Cholera jasna. Weszłam przez drugie drzwi i znalazłam się w tej wielkiej łazience. Spojrzałam w lustro i zauważyłam potwora. Moje włosy były potargane w każdą możliwą stronę. Skóra blada, jak kartka papieru i to nieprzyjemne uczucie w ustach. Przecież piłam tylko wino. Och... ale co to było za wino? Przemyłam twarz zimną wodą i wytarłam ją. Rozejrzałam się po umywalkach i zauważyłam czarny grzebień. Rozczesałam nim moje kołtuny i sięgnęłam po niebieską szczoteczkę do zębów i pastę. Była jedyna, więc musiała należeć do Justina. A co tam. Umyłam szybko zęby i wyszłam z pokoju. Zerknęłam jeszcze raz na telefon. To nie był budzik. Miałam 15 nieodebranych od Saby. Ugh... nie miałam ochoty do niej dzwonić, jak wrócę to pogadamy. Wyszłam z sypialni i skierowałam się schodami na dół. Salon był pusty, przeszłam do jadalni, ale też nikogo nie było. Powoli udałam się dalej i znalazłam się w dużej, brązowej kuchni. Na jej środku była wyspa, przy której siedział Justin. Och... jadł płatki z mlekiem.
-         Cześć – szepnęłam podchodząc bliżej. Podniósł głowę i uśmiechnął się ciepło.
-         Wyspałaś się? – spytał.
-         Zaspałam do szkoły. Dlaczego tu jestem? – zmarszczyłam czoło, siadając obok
niego na wysokim krześle.
-         Wypiłaś tyle wina, że zasnęłaś kiedy tańczyliśmy. Zaniosłem cię do mojej
sypialni – wzruszył ramionami. Moje oczy otworzyły się szeroko.
-         Czy my... – spojrzałam na niego. Pokręcił głową i podsunął mi pustą miskę.
-         Nie. Mówiłem ci, ja cię nie skrzywdzę – pocałował mnie w policzek i wstał.
Wziął swoją miseczkę i włożył ją do zmywarki. Nasypałam do swojej płatków i zalałam je mlekiem. Powoli zaczęłam jeść, Justin znowu znalazł się koło mnie.
-         Gdzie ty spałeś? – zmarszczyłam czoło.
-         Kochanie, ten dom ma siedem sypialni – uśmiechnął się znacząco. Odwróciłam
od niego wzrok, przeniosłam go na okno. Słońce dziś mocno świeciło. W porównaniu do wczoraj, dziś było pięknie.
-         Co to było za wino? – spytałam – Dlaczego byłam po nim pijana i mam kaca?
-         Francuskie, bardzo stary rocznik. To może dlatego – wzruszył ramionami.
Zjadłam płatki i rozejrzałam się po kuchni, nie było gosposi. Justin zabrał moją miskę i włożył tam gdzie poprzednią. Odwróciłam się tyłem do blatu, chłopak stanął przede mną. – O której zaczynasz pracę? – spytał.
-         Po czternastej – wzruszyłam ramionami – Odwieziesz mnie do domu.
Chciałabym wziąć prysznic i się przebrać.
-         Jasne – uśmiechnął się i ściągnął mnie z krzesła. Wyszliśmy z domu, prosto do
białego auta. Justin wyjechał na drogę i ruszyliśmy do mnie. Jak mogłam upić się winem? Jaki przypał. Faktycznie jestem jakaś nienormalna. Nigdy więcej nie pij wina! Ale też jest tego plus. Spałam u niego w domu. W jego łóżku. O matko! Saba ma rację, jestem szczęściarą. Saba! Nie da mi dziś żyć, ciekawe co to będzie w pracy. Już się boję. Nie chcę przesłuchania, tylko tego mi brakuje. Jeszcze dziś jest piątek i Bob pewnie nas przypilnuje, w końcu dziś zaczyna się weekend. Mogłabym poprosić go o wolne. To naprawdę dobry pomysł. Oparłam głowę o zimną szybę. Tak lepiej. Zamknęłam oczy. Hej, to naprawdę dobry pomysł, mogłabym spędzić weekend z Justinem. Czy to nie cudownie?
Poczułam jak samochód się zatrzymuje, serio? Już minęło pół godziny? Szybko. Otworzyłam oczy, faktycznie staliśmy pod moim domem. Spojrzałam na Justina, wydawał się zamyślony. Pochyliłam się i pocałowałam go w policzek.
-         Dziękuję – uśmiechnęłam się i wysiadłam. Weszłam szybko do domu.
Wbiegłam na górę do pokoju. Wzięłam długi prysznic i owinięta ręcznikiem zajrzałam do szafy. Zdecydowałam się w końcu na dżinsowe spodenki i szary luźny top. Do tego włożyłam moje niebieskie vansy i zrobiłam lekki makijaż. Zabrałam telefon i zaczęłam rozglądać się za okularami. Nie mogłam ich znaleźć. Trudno. Wyszłam z domu i ruszyłam do Starbucks. Im szybciej zacznę, tym szybciej skończę.
            Weszłam do kawiarni. Dina pomachała mi energicznie. Przeszłam na zaplecze i ubrałam fartuch. Schowałam komórkę i udałam się do lady.
-         Cześć – uśmiechnęłam się do niej.
-         No hej – powiedziała śpiewnie. Pokręciłam głową. Jak zwykle przy mojej kasie
leżały karteczki z zamówieniami telefonicznymi. Wykonałam je i ustawiłam w kolejce, według godziny odebrania. A raczej minut odebrania. Przede mną uformowała się spora kolejka. Zaczęłam wszystkich obsługiwać. Drzwi się otworzyły i ujrzałam Sabę. Cholera. Spojrzała na mnie i jej oczy od razu się zwęziły. Zaraz się zacznie, zaraz się zacznie. Podałam kolejne kawy i kiedy miałam odwracać się po kolejną, zderzyłam się z Sabiną. 
-         Gdzieś ty do cholery była?! – prawie krzyczała. Rozejrzałam się.
-         Saba, wszystko ci wytłumaczę, tylko... – złapała mnie za nadgarstek i machając
ręką do Diny pociągnęła mnie na zaplecze. Stanęła przede mną, zakładając ręce na piersi.
-         Słucham – warknęła. Była wyraźnie wkurzona. Na maksa. 
-         Pojechałam wczoraj do Justina i napiliśmy się wina, znaczy ja piłam więcej.
Chyba nawet za dużo. Nie pamiętam – potrząsnęłam głową – W każdym razie zasnęłam. Justin pozwolił mi spać w swoim łóżku. Nie chciał mnie wtedy odwozić do domu. Obudziłam się zdziwiona. Naprawdę nie pamiętam wiele.
-         Czy on...
-         Nie – przerwałam jej – Nic z tych rzeczy, spał w innej sypialni.
-         Martwiłam się o ciebie, mogłaś chociaż zadzwonić – opuściła ręce.
-         Wiem. Przepraszam. Wybaczysz mi? – spojrzałam na nią z miną szczeniaka.
-         Oczywiście – rzuciła się na mnie, przytulając mnie mocno – Nie mogę
uwierzyć, że spałaś w jego łóżku – powiedziała chichocząc. Pociągnęłam ją za sobą do lady. Moi klienci zniknęli. Chyba Dina się nimi zajęła. – Chcę znać szczegóły – Saba wskazała na mnie palcem i zabrała się za wycieranie stolików.
-         Ale ja nie pamiętam! – prawie krzyknęłam. Kilka gości na mnie spojrzało.
Uśmiechnęłam się do nich i odebrałam telefon z zamówieniem. Do 19 klienci przewijali się jak mrówki, co ich do tego nakłoniło w piątek? Boże, ja z chęcią szykowałabym się na jakąś imprezę. To bardzo dobry pomysł impreza w klubie. Mogłabym zaprosić Justina, ciekawe czy by się zgodził. Hm...
-         Saba – zawołałam śpiewnie.
-         O nie! Czego chcesz? – zmarszczyła czoło – Znam ten ton.
-         Weź wyluzuj. – szturchnęłam ją w ramię, kiedy podeszła – Co ty powiesz na to,
żeby pójść dzisiaj do klubu? – popatrzyłam na nią. Automatycznie na jej twarzy pojawił się uśmiech od ucha do ucha. Jedyna rzecz jaką Saba kochała? Imprezy w klubach.
-         Zaprosisz... – rozejrzała się – Biebera? – uniosła jedną brew.
-         Chyba tak – wzruszyłam ramionami.
-         No to dzwoń, na co czekasz? – pchnęła mnie w stronę zaplecza. Wywróciłam
oczami i wyciągnęłam blackbery z przedniej kieszonki fartucha. Wybrałam odpowiedni numer i przyłożyłam słuchawkę do ucha. Po trzech sygnałach usłyszałam znajomy głos.
-         Cześć Tori – uśmiechnęłam się.
-         Co robisz dziś wieczorem? – spytałam, chcąc od razu przejść do rzeczy.
-         Chyba nic.
-         Postanowiliśmy o 21 pójść dziś do klubu. To znaczy ja i moi znajomi, chciałbyś
do nas dołączyć? – spytałam przygryzając paznokieć. Najbardziej obawiałam się paparazzi,  nie jego odmowy. W sumie to nie zdziwiłabym się gdyby odmówił.
-         Jasne – powiedział, uśmiechnęłam się – Znam fajne miejsce. Przyjadę po was.
-         Świetnie. Do zobaczenia – rozłączyłam się. Schowałam telefon i wyszłam z
zaplecza.
-         I co? – wpadła na mnie Saba. Avan i Dina wpatrywali się we mnie.
-         Przyjedzie po nas o 21. – klasnęłam w dłonie. Usłyszałam krzyki radości
Avana i Diny. Saba uśmiechała się jak głupia.

                                                            ~~~~~~~~~~~
Przeciągnęłam czarną, obcisłą sukienkę przez moje uda i dalej w górę ciała. Nieźle się nagimnastykowałam, żeby wcisnąć się w coś tak małego i wąskiego. Odetchnęłam z ulgą, kiedy okazało się, że nadal jest na mnie dobra. Kupiłam ją jakieś dwa lata temu i muszę przyznać, że ciągle wygląda całkiem nieźle. Odsłaniała trochę nogi i akurat tyle, ile bym sobie życzyła dekoltu. Zdjęłam z włosów opasającą je frotkę i przeczesałam palcami długie fale spadające mi po plecach. Starałam się okiełznać mocno kędzierzawe pasemka, ale w ostateczności się poddałam.
Usiadłam tuż przed swoją toaletką w momencie, gdy usłyszałam pukanie do drzwi. Chwilę później się uchyliły.
-         Tori! – w moim małym domu zabrzmiał donośny głos Saby.
-         W pokoju! – odkrzyknęłam nakładając błyszczyk na usta. Pokreśliłam oko
czarną kredką i nieco roztarłam przy końcach dla lepszego efektu. Po cóż ona pukała? Przecież mieszka tu razem ze mną.
Usłyszałam głośny gwizd i w odbiciu lustra dostrzegłam Sabę, która właśnie pochylała się przez framugę w drzwiach. Była bardzo zadowolona z siebie, kiedy mnie zobaczyła.
-         Wyglądasz super. Justin się ucieszy – weszła do środka. Obróciłam się do niej.
Miała na sobie czerwoną, obcisłą, krótką sukienkę. Ona to dopiero wyglądała super. Czarne loki opadały jej na ramiona i plecy. Uśmiech zdobił czerwony kolor szminki. Wyglądała seksownie.
-         Wow – wydobyłam z siebie.
-         Wiem, wiem – machnęła ręką zadowolona. Włożyłam czarne szpilki i zeszłam
za nią na dół. W salonie, tak jak się umówiliśmy, czekali już Avan i Dina. Miała na sobie pudrową sukienkę, która ukazywała nieco za dużo, jak na mój gust, ale jej to pasowało. Pięć minut przed 21 wyszliśmy przed dom i jakieś trzy minuty później podjechał czarny Range Rover. Zauważyłam, że za kierownicą siedzi Justin, więc usiadłam obok niego, a reszta wpakowała się do tyłu. Szybko ich sobie przedstawiłam i ruszyliśmy do klubu.
Kiedy dotarliśmy do jednego z największych klubów, a mianowicie Karma Lounge, moje oczy rozszerzyły się w lekkim szoku.
Wysiedliśmy z samochodu i ruszyliśmy za Justinem, który ruszył na początek kolejki. Zwariował.
-         Musimy się ustawić w kolejce! – zaprotestowałam.
-         Nie kłóć się ze mną. – spojrzał na mnie i uśmiechnął się lekko. Słyszałam kilka
nieprzyjemnych słów pod naszym adresem od trzeźwiejących i zniecierpliwionych imprezowiczów, czekających na wejście do klubu. Niektórzy z nich wyglądali naprawdę młodo. Dotarliśmy do głównych drzwi i drogę zagrodzili nam dwaj postawni ochroniarze. Jeden miał na szyi tatuaż, a drugi był wygolony na łyso.
Wstrzymałam oddech, byłam już w sumie przygotowana na wszystko co miało wydostać się z ich ust, każąc nam wrócić do kolejki.
Justin odchrząknął głośno, upewniając się, że jego głos przebije dudniącą muzykę. Och, Justin, ale się prosisz... Jeden z nich, ten z tatuażem, przeniósł na nas swój wzrok. Oboje byli tego samego wzrostu, ale wyraźnie różnili się wagą.
-         Mogę jakoś pomóc? – rzucił od niechcenia, jego głos był głęboki. Justin
powiedział coś ciszej do niego, tak, że tylko oni mogli to usłyszeć. Mężczyzna kiwnął głową i otworzył dla nas drzwi. Zbierałam szczękę z chodnika. Dosłownie. Przeszliśmy przez drzwi i uderzyła we mnie fala dudniącej muzyki, zapachu mieszanego alkoholu z potem i dymem. Naprawdę dziwne połączenie. Justin podszedł szybko do barmana, zamienił z nim kilka słów i wrócił do nas. Złapał mnie za rękę i pociągnął do góry po schodach. Zerknęłam na Sabę i bezgłośnie powiedziałam ‘chodź’. Na co ruszyła z Avanem i Diną za nami. Weszliśmy najwyżej jak się dało. Stąd było widać ludzi tańczących na dole. W sumie nie było tak wysoko.
Stojący, przed szklanymi drzwiami, ochroniarz wpuścił nas wszystkich do środka. Dopiero teraz mnie olśniło. Byliśmy w loży dla Vip’ów. Cholera jasna. Justin pociągnął mnie do jakiegoś stolika. Zdziwiłam się, kiedy zobaczyłam przy nim Lila.
Przywitali się, chłopak uśmiechnął się do mnie. Przedstawiłam mu moich znajomych. Avan od razu zajął się rozmową z Lilem.
-         Napijecie się czegoś? – spytał Justin pochylając się między mną, a Sabą.
-         Chętnie – powiedziała przyjaciółka – Poprosiłabym Cosmopolitan.
-         Trzy razy – dodała Dina. Justin skinął głową i odszedł. Saba pisnęła mi do
ucha. Aż się wzdrygnęłam.
-         VIP. Czaisz to? – uśmiechała się jak dziecko.
-         Taaa – kiwnęłam głową. Hej! Nie bądź naburmuszona Tori. W końcu to był
twój pomysł. Justin wrócił z naszymi drinkami. Uśmiechnęłam się do niego, zrobił to samo i usiadł obok mnie włączając się do rozmowy chłopaków. Chwyciłam szklankę, mając nadzieję, że napój nie będzie gorzki, jak to się zdarzało w pozostałych klubach. Pociągnęłam łyk i stwierdziłam, że jest o wiele słodszy, niż normalny Cosmopolitan.
 
                                                            ~~~~~~~~

Zachichotałam pod nosem, czując już wyraźny wpływ alkoholu na moje ciało. Zaczęłam kołysać się, wciąż siedząc przy stoliku.
-         Idziemy na dół! – krzyknęła Saba łapiąc mnie za nadgarstek i informując
chłopaków. Poprowadziła mnie na środek parkietu. Otaczały nas roztańczone, spocone ciała. Zamknęłam oczy, odpędzając od siebie całe zakłopotanie. Kogo to w ogóle obchodziło? Pozwoliłam, żeby muzyka przejęła kontrolę nad moim ciałem. Jej rytm wprawił moje biodra w powolne kołysanie. Cały czas z zamkniętymi oczami, przesunęłam dłońmi najpierw po swojej talii, potem w górę, po piersiach. Byłam w swoim własnym świecie i tańczyłam, jakby od tego miało zależeć moje życie. Saba i Dina ocierały się o mnie, dlaczego zawsze ja lądowałam w środku?
Po kilku piosenkach, Saba pociągnęła nas do baru, gdzie zamówiłyśmy kilka kolejek szotów. Teraz dopiero czułam przypływ alkoholu w moich żyłach. Z powrotem udałyśmy się na parkiet, tym razem Sabina wepchała się w środek, byłam za nią. Po chwili tańca, poczułam parę rąk na mojej talii. Odwróciłam się i zobaczyłam Justina.
-         Zatańcz ze mną. – zaskoczyło mnie to, że to nawet nie było pytanie, tylko
normalne, regularne polecenie. Znowu zapomniałam o oddychaniu, gdy uniósł dłoń i pogładził nią po moim policzku. – Oddychaj, Tori. – jego gorący oddech zawisł wokół mojego ucha. Z trudem przełknęłam ślinę. Jego tęczówki były zakotwiczone w moich, kiedy przycisnął mnie bliżej swojego ciała. Ten oszałamiający zapach. Całkowicie przejął nade mną kontrolę. Zaczął się poruszać, kierując mną bez najmniejszej trudności. Zrobiłam to samo, odwracając się tyłem do niego. Mocniej oplótł mnie w talii, jakbym miała zaraz zniknąć. To było dziwne. Tańczyłam z Justinem Bieberem w klubie wypełnionym podskakującymi w rytm muzyki ludźmi, którzy wymachiwali swoimi rękami. To się nazywa mieć szczęście. Kiedy zaczęła się kolejna piosenka, odwróciłam się do niego przodem. Spojrzałam w jego czekoladowe oczy. Jego twarz zaczęła zbliżać się do mojej. Tak i ... poczułam szarpnięcie. Saba ciągnęła mnie w środek parkietu. Cholera jasna! Serio, kolejny raz? Posłałam Justinowi przepraszające spojrzenie i zaczęłam tańczyć z przyjaciółką.
Strasznie kręciło mi się w głowie i zaczęło zbierać na wymioty. Wróciłyśmy do loży, Justin siedział z chłopakami. Kiedy usiadłam obok niego, objął mnie ramieniem.
-         Wszystko w porządku? – mruknął mi do ucha. Jeszcze teraz do tego
wszystkiego ciarki. Miałam wrażenie, że zwrócę na ten stolik przede mną.
-         Nie. Możesz mnie stąd zabrać? – wybełkotałam kiwając się na boki. Pokiwał
głową, wyciągnął telefon i odszedł na chwilę od stolika. Uśmiechnęłam się szeroko do Lila, na co ten zaczął się śmiać. Czy on też był taki pijany jak ja? Spojrzałam na Avana, był jakiś rozmazany. Saba i Dina piły kolejne drinki. O nie. Zamknęłam oczy i czułam jak przechylam się do tyłu. Spadnę. Poczułam ręce oplatające moją talię. I ten zapach.
To Justin. Ta mieszanka zawrotów, mdłości, alkoholu i tych wszystkich zapachów nie działała na mnie dobrze. Stałam ledwo na nogach, przytulałam się do torsu Justina, masując go delikatnie palcami. Uśmiechałam się jak dziecko. Dlaczego? Cholera, nie wiem. Za bardzo mnie boli głowa, żeby coś wymyślić. Poczułam, że się przemieszczamy i po chwili uderzyło we mnie chłodne, świeże powietrze. Wow. To dopiero coś. Zauważyłam biały samochód. Wysiadł z niego Kenny. Zostałam wsadzona na miejsce pasażera, oni jeszcze o czymś gadali, po czym Justin zajął miejsce kierowcy. Ruszyliśmy do przodu.
-         A co z Sabą... Avanem i Di-diną? – bełkotałam.
-         Kenny się nimi zajął – usłyszałam i wtedy moje oczy się zamknęły. 

 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz