środa, 16 lipca 2014




ROZDZIAŁ 5: Zrobiłem dla Ciebie wyjątek.
TORI:

            Brzęczenie budzika rozległo się w całym pokoju. Jęknęłam i zakryłam twarz poduszką. Wyciągnęłam rękę, w poszukiwaniu denerwującego urządzenia. Cisza. Jak dobrze. Niedziela. Cholera. Zerwałam się szybko. Wbiegłam do łazienki, wykonałam poranną toaletę i pomalowałam się. Włosy spięłam w niechlujnego koczka. Wróciłam do pokoju. Ubrałam moje ulubione dżinsowe spodenki i bluzkę odkrywającą jedno ramię. Włożyłam vansy, sięgnęłam telefon i biegiem zeszłam po schodach. Saba jeszcze spała. Wyszłam powoli z domu i ruszyłam do kawiarni. Musiałam być wcześniej, ponieważ wczoraj nie umyłam podłogi, więc wypadałoby ją dziś przetrzeć.
Wracając myślami do wczorajszego wieczoru, szłam przed siebie nie zwracając na nic uwagi.
            Kiedy dotarłam do kawiarni, od razu włożyłam fartuszek. Zabrałam się za podłogę, a kiedy przeschła, pościągałam krzesła. Przygotowałam kawę i ustawiłam plakietkę na otwarte. Chwilę później zaczęli schodzić się ludzie, którzy potrzebowali czegoś na rozbudzenie do pracy. Szczerze mówiąc mi też by się to przydało. Obsłużyłam ich i zaparzyłam sobie mocną kawę. Upiłam kilka łyków, tego było mi trzeba. O 10 na swoją zmianę przyszła Dina. Uff... nie byłam dziś sama i mogłam chwilę odpocząć. Udałam się na zaplecze, aby po udawać, że coś przeliczam, na wypadek gdyby wpadł szef.
-         To-to-tori! – usłyszałam jęki przyjaciółki. O co jej chodzi? Wyszłam z zaplecza,
kończąc moją kawę – Chyba do ciebie – szepnęła mijając mnie. Podniosłam głowę i zauważyłam Justina. Moje oczy otworzyły się w szoku, zamrugałam kilka razy. To nie był sen. Prawie upuściłam kubek. Serio. Wszyscy się w niego wpatrywali. Podeszłam do lady, wtedy ściągnął okulary.
-         Cześć – posłał mi ten swój uśmiech, który zwalał mnie z nóg.
-         Cześć – wydusiłam z siebie. Nie mogłam w to uwierzyć, przyszedł tu, dla mnie.
-         O której kończysz? – spytał. Potrząsnęłam głową, budząc się ze stanu
otępienia. Przełknęłam głośno ślinę.
-         O 15. Jeśli nie będzie zbyt wielu klientów.
-         Przyjadę po ciebie. Chciałbym ci coś pokazać. Zgadzasz się? – oblizał usta.
Bieber, nie rób tego! Kiwnęłam głową. – Super – uśmiechnął się – Do zobaczenia – założył okulary i skierował się do wyjścia. Dlaczego mnie zamurowało? Halo! Ziemia do Tori! Wczoraj było normalnie, a dziś zachowałam się jak kompletna idiotka. O Boże! Oparłam się tyłem o ladę i wypuściłam głośno powietrze. Dopiero zdałam sobie sprawę, że wszyscy na mnie patrzą. Dina podbiegła do mnie z butelką wody.
-         Jesteś strasznie blada – podała mi ją. Kiwnęłam głową i upiłam kilka łyków.
-         Już mi lepiej, dzięki – szepnęłam i potarłam palcem wskazującym usta.
-         Co tu robił Bieber? – spytała.
-         Och... um... chciał kawę, ale powiedziałam mu, że nie ma... takiej jak lubi –
skłamałam. Nikt nie mógł się dowiedzieć. To na razie musiało zostać tajemnicą.
-         Aha. No to dziwne. Ale czy to nie fajnie, że Bieber odwiedził naszą kawiarnię.
Jaka to reklama, a jaki.... – weszłam na zaplecze. Serce nadal waliło mi jak oszalałe. Godzina 15. Ciekawe gdzie mnie zabierze. Chce mi coś pokazać, co takiego jest tu ciekawego. Same sklepy, gwiazdy i tak dalej. W sumie nic takiego. Ale ważne, że tu przyszedł. Pewnie wiedział, że rano nie będzie ruchu i nikt go nie złapie. Może Saba ma rację, może powinnam dać temu wszystkiemu szansę. Spojrzałam na zegar, wybiła właśnie 12. Wyłoniłam się z zaplecza, aby pomóc Dinie w czasie lunchu. Podeszłam do drzwi i otworzyłam je szeroko, blokując nóżką. Chciałam wpuścić trochę świeżego powietrza. Stanęłam za ladą i przygotowałam się na falę klientów. Których, jak się nie myliłam, była masa, ale wspólnie z Diną poradziłyśmy sobie.
            Zegar wskazał 14:30. Coraz bliżej do spotkania, a mi ręce trzęsły się jak galareta. Dina co chwilę zerkała na mnie i uśmiechała się znacząco. Chyba wiedziała co się święci. Cholera jasna! Pięć minut przed wyjściem ściągnęłam fartuch i wpadłam do toalety z kosmetykami od Diny. Poprawiłam makijaż i rozpuściłam włosy, które opadły falami na moje plecy. Przejrzałam się jeszcze raz i wyszłam. Odłożyłam wszystko tam gdzie powinnam i udałam się do wyjścia. Dina machała mi jak szalona. Uśmiechnęłam się lekko i wyszłam na zewnątrz, słońce od razu mnie rozświetliło. Samochody pędziły jak szalone. Zauważyłam jak biały, sportowy samochód  zaczął zwalniać i zatrzymał się przede mną. To był Justin. Wsiadłam do środka i posłałam mu ciepły uśmiech. Zapięłam pasy i ruszyliśmy.
-         Dokąd mnie zabierasz? – Spytałam. Uśmiechnął się.
-         Niespodzianka – odparł, jakby to była najbardziej oczywista rzecz na świecie.
-         Mówiłeś, że nie przychodzisz do kawiarni...
-         Zrobiłem dla ciebie wyjątek – zerknął na mnie i zmienił biegi. Moje serce
świrowało. Boże, jestem nienormalna. Uśmiechnęłam się do niego.
-         Bardzo podobał mi się wczorajszy wieczór – przyznałam.
-         Mi też. Jeśli zechcesz, możemy go powtórzyć.
-         Chętnie. – Kiwnęłam – Moja koleżanka była zdziwiona, że do nas przyszedłeś
– dodałam po chwili.
-         Widziałem – zachichotał – Strasznie się jąkała. – Pokręcił głową – Może jest
moją fanką?
-         Nie wiem, nie rozmawiałam z nią o tym. – Wzruszyłam ramionami. – Wiesz,
czuję się dziwnie słuchając tego wszystkiego. Znajomi usłyszą twoje imię i zaraz mają coś do powiedzenia. Czuję się odmieńcem, przez to, że nie jestem twoją fanką.
-         Mi to nie przeszkadza. Nawet mi się to podoba. – Znowu na mnie zerknął –
Czuję się inaczej w twoim towarzystwie. Tak swobodnie, normalnie. Jakbym był sobą, a nie wielką gwiazdą. – Westchnął. – Chociaż na chwilę mogę przy tobie zapomnieć o tym, co mnie otacza.
-         Cieszę się z tego powodu. Cieszę się, że mogę być kimś, kto odrywa cię od
rzeczywistości. – Uśmiechnęłam się – Za to ty sprawiasz, że czuję się jakbym była w kosmosie – mruknęłam.
-         Tak? – Uśmiechnął się – Dlaczego?
-         Ugh... – wkopałam się. Muszę być szczera – Um... może uznasz mnie za
wariatkę, ale kiedy wczoraj trzymałeś mnie za rękę miałam ciarki na całym ciele. Miałam wrażenie, że kopiesz prądem.
-         Serio? – Spytał wyraźnie rozbawiony, kiwnęłam. Wyciągnął do mnie dłoń i bez
krępowania położył ją na moim kolanie, co automatycznie wywołało u mnie ciarki – Teraz ci wierzę – zabrał rękę, nie oddaj ją! Uśmiechnęłam się ciepło. – Za to ja dostaję wariacji serca – odezwał się po chwili. Przygryzłam dolną wargę. Nie jestem wariatką. On też to czuje. Popatrzyłam na niego i uśmiechnęłam się, on zrobił to samo.
-         Nie widziałam dzisiaj żadnych zdjęć na twój temat w gazecie – odezwałam się
po dłuższej chwili.
-         Och, tak. Nie śledzili nas wczoraj. – Wzruszył ramionami – Nie pojawili się
przed domem. Kenny mówił, że przegonili kogoś, a później nikt się nie pokazał.
-         To chyba dobrze, nie? No bo wiesz, gdyby nas zauważyli, to pewnie bylibyśmy
wzięci za jakąś parę.
-         Sądzę, że to by było najlepsze co mogliby napisać. Obawiam się, że w
nagłówkach istniałby napis "Bieber z kolejną dziwką" – powiedział, skrzywiłam się na te słowa – Nie martw się, nie dopuszczę do tego – znowu położył dłoń na moim kolanie. Ciarki. Tym razem jej nie zabrał. Starałam się oddychać spokojnie i jakoś mi to wychodziło.
            Jechaliśmy już jakieś dobre dwie godziny, rozmawiając o wszystkim i o niczym. Naprawdę dużo się dowiedziałam. Opowiedział mi o swoich dziadkach, rodzicach, rodzeństwie, Bieber team, o pierwszej trasie koncertowej. O tym jaki był szczęśliwy, kiedy otrzymał swoją pierwszą wypłatę. Mówił o niektórych skandalach na jego temat. Nawet o tych dziewczynach, które miał. Później opowiedział o swoich przyjaciołach. To było naprawdę dużo informacji. Dobrze było wiedzieć to wszystko, poznałam go tym sposobem lepiej. Lubiłam, kiedy mówił. Był taki uśmiechnięty i wyluzowany.
-         Opowiedz mi coś – powiedział. Zamyśliłam się przez chwilę.
-         Cóż... Jak już mówiłam pochodzę z Tennessee. I chyba cię zaskoczę, kiedy
powiem, że w dzieciństwie bawiłam się z Miley. Znałyśmy się od małego, nasz kontakt się urwał, kiedy ona wyjechała. No wiesz, zaczynała wtedy pracę w serialu. Przechodząc do rzeczy. Naprawdę się lubiłyśmy. Miley to wspaniała dziewczyna, nie wiem co ludzie do niej mają – wzruszyłam ramionami – Hm... moi rodzice mają tam farmę. Dużo zwierząt i tak dalej. Najbardziej ze wszystkich lubiłam konie. Często jeździłam nimi z Miley i Sabiną. Kiedy mój brat miał wypadek,  było to podczas wyścigów konnych. Jego koń oszalał, czegoś się wystraszył i zaczął wariować, Aleks z niego spadł i niestety nie przeżył tego upadku. Od tamtej pory bałam się naszych koni. Nawet do nich nie podchodziłam. 
-         Dalej się ich boisz? – Spytał. Kiwnęłam głową.
-         Tak. Oczywiście mam ochotę się na nich przejechać. Ale kiedy tylko je widzę,
od razu przed oczami pojawia mi się obraz spadającego Aleksa. Był naprawdę cudownym bratem – westchnęłam – Od kiedy przeprowadziłyśmy się z Sabą tutaj, zaczęłyśmy kompletnie inne życie. Chłopcy, imprezy, alkohol. Naprawdę świetnie się bawiłyśmy, dopóki któregoś wieczoru w klubie, Saba po wypiciu drinka była prawie nieprzytomna. Wtedy udało mi się ją z przyjaciółmi wyprowadzić. Gdybyśmy jej wtedy nie zauważyli, nie wiadomo co mogłoby się jej stać. Od tamtego incydentu zaczęłyśmy ograniczać imprezy. A jak już na jakieś wychodzimy, to robimy wszystko z umiarem i rozważnie. Cóż mogę jeszcze powiedzieć? Jesteśmy jak siostry – wzruszyłam ramionami. – Kiedy oznajmiłyśmy rodzicom, że dostałyśmy się na studia, ograniczyli nam budżet i powiedzieli, że mamy znaleźć pracę. Szukałyśmy we wszystkich możliwych sklepach. Aż Avan, nasz przyjaciel, powiedział nam, że potrzebują pracowników w Starbucks. Zgłosiłyśmy się od razu, a że szef na gwałt potrzebował ludzi, to od razu nas przyjął. I tak o to, teraz jestem studentką, kończącą pierwszy rok, która pracuje w kawiarni. To moja historia – wzruszyłam ramionami i zaśmiałam się – Jedna z wielu oczywiście.
-         Mam nadzieję, że dowiem się więcej, ale nie teraz. Jesteśmy na miejscu. –
Zatrzymał samochód gdzieś na poboczu. Spojrzałam na niego pytająco. Wzruszył ramionami i wysiadł. Postąpiłam tak samo. Byliśmy na wzgórzu. Dookoła nas było trochę drzew, różnego rodzaju. Górki, wzgórza i pagórki. Justin podszedł do mnie i złapał mnie za rękę. Ciarki. Uśmiechnął się do mnie i ruszyliśmy drogą w górę. Włożył na nos swoje czarne okulary i odsłonił wszystkie zęby w tym zabójczym uśmiechu.
           Kiedy się zatrzymaliśmy, ujrzałam przed sobą tyły liter napisu Hollywood. Dech zaparło mi w piersiach. Podeszliśmy jeszcze bliżej. Nigdy tu nie byłam. Widziałam je tylko z daleka. Wychylając bardziej głowę, dostrzegłam całe Los Angeles, które stąd wyglądało jak makieta. 
-         To jest coś niesamowitego – odezwałam się w końcu.
-         Tak myślałem, że ci się spodoba. To naprawdę piękny widok – poczułam jak
splata nasze palce. Zerknęłam na niego, posyłając wielki uśmiech.
-         Można tu być? – Spytałam.
-         Chyba tak – wzruszył ramionami. Pokręciłam głową i znów spojrzałam w dal.
To naprawdę było niesamowite. Coś magicznego. Nie da się opisać tego prostymi słowami, to trzeba zobaczyć. – Chodź – pociągnął mnie za sobą. Zeszliśmy do samochodu. Justin ruszył, mijając napis. Jechaliśmy przez chwilę, po czym zatrzymaliśmy się pod zwykłym barem. Myślałam, że on jada tylko w restauracjach. Wsiedliśmy i od razu ruszyliśmy do środka. Na dachu budynku widniał wielki czerwony napis ‘Crusty Barry’. Kiedy weszliśmy, wszystkie spojrzenia powędrowały na nas, ale po chwili wszyscy zajęli się sobą. Dobrze, że nie było tu żadnych fanek. Zajęliśmy miejsce przy oknie. Usiadłam na czerwonym, skórzanym krześle, na przeciwko Biebera.
-         Co zjesz? – Spytał. Sięgnęłam po kartę. Przejrzałam ją tylko.
-         To samo co ty – uśmiechnęłam się, odkładając kartonik. Justin skinął głową i
chwilę później zjawiła się kelnerka.
-         Co podać? – spytała.
-         Dwa razy hamburgera, frytki i cole. – Powiedział chłopak.
-         Okej – spojrzała na niego – Czekaj, czekaj. Czy to nie ty jesteś ten Justin
Bieber?
-         To ja – wzruszył ramionami.
-         Mogę prosić o zdjęcie? Znajomi mi nie uwierzą. – Uśmiechnęła się.
-         Spoko – wstał – Tori, zrobisz nam zdjęcie?
-         Jasne – dziewczyna podała mi swój telefon. Zrobiłam dwa zdjęcia. Justin dał
jej jeszcze swój autograf i dopiero wtedy odeszła z naszym zamówieniem.
-         Przepraszam za to – powiedział.
-         W porządku, rozumiem. Gdyby to było z milion fanek, to pewnie już by mnie tu
nie było – wzruszyłam ramionami. Uśmiechnął się.
-         Dzięki. – zamrugał. Kiwnęłam głową.
-         Byłeś tu już kiedyś? – Spytałam.
-         Tu nie. Ale napis oglądałem już kilka razy. A ty?
-         Tylko z daleka. Nawet nie wiedziałam, że istnieje taki bar.
-         Ja też, dopóki nie przejechałem obok niego kilka razy – zaśmialiśmy się. –
Podobała ci się niespodzianka?
-         Bardzo. Naprawdę, nie spodziewałam się tego. Myślałam, że zabierzesz mnie
na plażę, albo do jakiegoś parku. A tu proszę. Niezłe zaskoczenie. – Uśmiechnęłam się.
-         Cieszę się, że ci się podobało. – Odłożył okulary na stolik. Kelnerka przyniosła
nasze zamówienie, tym razem miała wielki uśmiech na ustach. Zabraliśmy się za nasz obiad. To było naprawdę dobre, lepsze niż w McDonald czy KFC.
            Podczas konsumowania rozmawialiśmy trochę o Los Angeles. Justin opowiedział mi kilka rzeczy na temat miasta. Gdzie warto chodzić i co omijać. Kiedy wyszliśmy z baru, zaczynało się ściemniać. Wsiedliśmy do samochodu i ruszyliśmy w zupełnie inną stronę.
-         Masz jeszcze jakieś niespodzianki w planach? – Spytałam.
-         Jeśli się zgodzisz, to na pewno jakieś wymyślę – uśmiechnął się.
-         Zaskocz mnie – mrugnęłam do niego. Na co oboje wybuchliśmy śmiechem.
-         Nie pamiętam kiedy ostatni raz tak dobrze się bawiłem – powiedział, kiedy się
opanowaliśmy.
-         Ja też – przyznałam. – To było naprawdę niesamowite popołudnie.
-         Tak. Zwłaszcza w twoim towarzystwie. – Uśmiechnął się ciepło, znowu kładąc
rękę na moim kolanie. Ciarki. Czy dam radę się do tego przyzwyczaić? Chyba nie. Oparłam głowę o zagłówek i spojrzałam przez okno. Robiło się coraz ciemniej. A kiedy tak to wszystko mijaliśmy, coraz bardziej stawałam się zmęczona.

 ~~~~
-         Pobudka, księżniczko – usłyszałam zachrypnięty głos. Podniosłam głowę i
zauważyłam Justina, który przyglądał mi się z zaciekawieniem. – Jesteśmy już na miejscu. – dodał. Spojrzałam w okno. Byliśmy pod moim domem. Marzyłam o ciepłym łóżku.
-         Dziękuję – pochyliłam się i pocałowałam go w policzek.
-         Zadzwonię – szepnął. Kiwnęłam głową i wysiadłam z samochodu. Kiedy
stanęłam przed drzwiami domu, odwróciłam się do Justina, żeby mu pomachać. Uśmiechnął się i odjechał. Weszłam do środka i zapaliłam światło. Na środku przedpokoju stała Saba z rękoma na biodrach i tupała jedną nogą.
-         Gdzieś ty była cały dzień? – Spytała surowo. Żadnego cześć, ani nic.
-         Mi też miło cię widzieć, Saba. – Uśmiechnęłam się.
-         Martwiłam się o ciebie – przytuliła mnie. Jak ja ją kocham.
-         Nic mi nie jest. Byłam z Justinem.
-         Gdzie? – spytała zszokowana.
-         Opowiem ci jutro w drodze na zajęcia. Jestem strasznie zmęczona –
odsunęłam się od niej i poszłam do swojego pokoju. Wzięłam szybki prysznic i położyłam się do łóżka. Zasnęłam śniąc o brązowych oczach i zabójczym uśmiechu.




I jest 5 :) akcja coraz bardziej będzie się rozwijała :) miłego dnia :) 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz