ROZDZIAŁ 5: Zrobiłem dla Ciebie wyjątek.
TORI:
Brzęczenie budzika rozległo się w
całym pokoju. Jęknęłam i zakryłam twarz poduszką. Wyciągnęłam rękę, w
poszukiwaniu denerwującego urządzenia. Cisza. Jak dobrze. Niedziela. Cholera.
Zerwałam się szybko. Wbiegłam do łazienki, wykonałam poranną toaletę i
pomalowałam się. Włosy spięłam w niechlujnego koczka. Wróciłam do pokoju.
Ubrałam moje ulubione dżinsowe spodenki i bluzkę odkrywającą jedno ramię.
Włożyłam vansy, sięgnęłam telefon i biegiem zeszłam po schodach. Saba jeszcze
spała. Wyszłam powoli z domu i ruszyłam do kawiarni. Musiałam być wcześniej,
ponieważ wczoraj nie umyłam podłogi, więc wypadałoby ją dziś przetrzeć.
Wracając myślami do
wczorajszego wieczoru, szłam przed siebie nie zwracając na nic uwagi.
Kiedy dotarłam do kawiarni, od razu
włożyłam fartuszek. Zabrałam się za podłogę, a kiedy przeschła, pościągałam
krzesła. Przygotowałam kawę i ustawiłam plakietkę na otwarte. Chwilę później
zaczęli schodzić się ludzie, którzy potrzebowali czegoś na rozbudzenie do
pracy. Szczerze mówiąc mi też by się to przydało. Obsłużyłam ich i zaparzyłam
sobie mocną kawę. Upiłam kilka łyków, tego było mi trzeba. O 10 na swoją zmianę
przyszła Dina. Uff... nie byłam dziś sama i mogłam chwilę odpocząć. Udałam się
na zaplecze, aby po udawać, że coś przeliczam, na wypadek gdyby wpadł szef.
-
To-to-tori! – usłyszałam jęki przyjaciółki. O co jej
chodzi? Wyszłam z zaplecza,
kończąc moją kawę – Chyba do
ciebie – szepnęła mijając mnie. Podniosłam głowę i zauważyłam Justina. Moje
oczy otworzyły się w szoku, zamrugałam kilka razy. To nie był sen. Prawie
upuściłam kubek. Serio. Wszyscy się w niego wpatrywali. Podeszłam do lady,
wtedy ściągnął okulary.
-
Cześć – posłał mi ten swój uśmiech, który zwalał mnie z
nóg.
-
Cześć – wydusiłam z siebie. Nie mogłam w to uwierzyć,
przyszedł tu, dla mnie.
-
O której kończysz? – spytał. Potrząsnęłam głową, budząc
się ze stanu
otępienia. Przełknęłam głośno
ślinę.
-
O 15. Jeśli nie będzie zbyt wielu klientów.
-
Przyjadę po ciebie. Chciałbym ci coś pokazać. Zgadzasz
się? – oblizał usta.
Bieber, nie rób tego! Kiwnęłam
głową. – Super – uśmiechnął się – Do zobaczenia – założył okulary i skierował
się do wyjścia. Dlaczego mnie zamurowało? Halo! Ziemia do Tori! Wczoraj było
normalnie, a dziś zachowałam się jak kompletna idiotka. O Boże! Oparłam się
tyłem o ladę i wypuściłam głośno powietrze. Dopiero zdałam sobie sprawę, że
wszyscy na mnie patrzą. Dina podbiegła do mnie z butelką wody.
-
Jesteś strasznie blada – podała mi ją. Kiwnęłam głową i
upiłam kilka łyków.
-
Już mi lepiej, dzięki – szepnęłam i potarłam palcem
wskazującym usta.
-
Co tu robił Bieber? – spytała.
-
Och... um... chciał kawę, ale powiedziałam mu, że nie
ma... takiej jak lubi –
skłamałam. Nikt nie mógł się
dowiedzieć. To na razie musiało zostać tajemnicą.
-
Aha. No to dziwne. Ale czy to nie fajnie, że Bieber
odwiedził naszą kawiarnię.
Jaka to reklama, a jaki.... –
weszłam na zaplecze. Serce nadal waliło mi jak oszalałe. Godzina 15. Ciekawe
gdzie mnie zabierze. Chce mi coś pokazać, co takiego jest tu ciekawego. Same
sklepy, gwiazdy i tak dalej. W sumie nic takiego. Ale ważne, że tu przyszedł.
Pewnie wiedział, że rano nie będzie ruchu i nikt go nie złapie. Może Saba ma
rację, może powinnam dać temu wszystkiemu szansę. Spojrzałam na zegar, wybiła
właśnie 12. Wyłoniłam się z zaplecza, aby pomóc Dinie w czasie lunchu.
Podeszłam do drzwi i otworzyłam je szeroko, blokując nóżką. Chciałam wpuścić
trochę świeżego powietrza. Stanęłam za ladą i przygotowałam się na falę
klientów. Których, jak się nie myliłam, była masa, ale wspólnie z Diną
poradziłyśmy sobie.
Zegar wskazał 14:30. Coraz bliżej do
spotkania, a mi ręce trzęsły się jak galareta. Dina co chwilę zerkała na mnie i
uśmiechała się znacząco. Chyba wiedziała co się święci. Cholera jasna! Pięć
minut przed wyjściem ściągnęłam fartuch i wpadłam do toalety z kosmetykami od
Diny. Poprawiłam makijaż i rozpuściłam włosy, które opadły falami na moje
plecy. Przejrzałam się jeszcze raz i wyszłam. Odłożyłam wszystko tam gdzie
powinnam i udałam się do wyjścia. Dina machała mi jak szalona. Uśmiechnęłam się
lekko i wyszłam na zewnątrz, słońce od razu mnie rozświetliło. Samochody
pędziły jak szalone. Zauważyłam jak biały, sportowy samochód zaczął zwalniać i zatrzymał się przede mną.
To był Justin. Wsiadłam do środka i posłałam mu ciepły uśmiech. Zapięłam pasy i
ruszyliśmy.
-
Dokąd mnie zabierasz? – Spytałam. Uśmiechnął się.
-
Niespodzianka – odparł, jakby to była najbardziej
oczywista rzecz na świecie.
-
Mówiłeś, że nie przychodzisz do kawiarni...
-
Zrobiłem dla ciebie wyjątek – zerknął na mnie i zmienił
biegi. Moje serce
świrowało. Boże, jestem
nienormalna. Uśmiechnęłam się do niego.
-
Bardzo podobał mi się wczorajszy wieczór – przyznałam.
-
Mi też. Jeśli zechcesz, możemy go powtórzyć.
-
Chętnie. – Kiwnęłam – Moja koleżanka była zdziwiona, że
do nas przyszedłeś
– dodałam po chwili.
-
Widziałem – zachichotał – Strasznie się jąkała. –
Pokręcił głową – Może jest
moją fanką?
-
Nie wiem, nie rozmawiałam z nią o tym. – Wzruszyłam
ramionami. – Wiesz,
czuję się dziwnie słuchając
tego wszystkiego. Znajomi usłyszą twoje imię i zaraz mają coś do powiedzenia.
Czuję się odmieńcem, przez to, że nie jestem twoją fanką.
-
Mi to nie przeszkadza. Nawet mi się to podoba. – Znowu
na mnie zerknął –
Czuję się inaczej w twoim
towarzystwie. Tak swobodnie, normalnie. Jakbym był sobą, a nie wielką gwiazdą.
– Westchnął. – Chociaż na chwilę mogę przy tobie zapomnieć o tym, co mnie
otacza.
-
Cieszę się z tego powodu. Cieszę się, że mogę być kimś,
kto odrywa cię od
rzeczywistości. – Uśmiechnęłam
się – Za to ty sprawiasz, że czuję się jakbym była w kosmosie – mruknęłam.
-
Tak? – Uśmiechnął się – Dlaczego?
-
Ugh... – wkopałam się. Muszę być szczera – Um... może
uznasz mnie za
wariatkę, ale kiedy wczoraj
trzymałeś mnie za rękę miałam ciarki na całym ciele. Miałam wrażenie, że
kopiesz prądem.
-
Serio? – Spytał wyraźnie rozbawiony, kiwnęłam.
Wyciągnął do mnie dłoń i bez
krępowania położył ją na moim
kolanie, co automatycznie wywołało u mnie ciarki – Teraz ci wierzę – zabrał
rękę, nie oddaj ją! Uśmiechnęłam się ciepło. – Za to ja dostaję wariacji serca
– odezwał się po chwili. Przygryzłam dolną wargę. Nie jestem wariatką. On też
to czuje. Popatrzyłam na niego i uśmiechnęłam się, on zrobił to samo.
-
Nie widziałam dzisiaj żadnych zdjęć na twój temat w
gazecie – odezwałam się
po dłuższej chwili.
-
Och, tak. Nie śledzili nas wczoraj. – Wzruszył
ramionami – Nie pojawili się
przed domem. Kenny mówił, że
przegonili kogoś, a później nikt się nie pokazał.
-
To chyba dobrze, nie? No bo wiesz, gdyby nas zauważyli,
to pewnie bylibyśmy
wzięci za jakąś parę.
-
Sądzę, że to by było najlepsze co mogliby napisać.
Obawiam się, że w
nagłówkach istniałby napis
"Bieber z kolejną dziwką" – powiedział, skrzywiłam się na te słowa –
Nie martw się, nie dopuszczę do tego – znowu położył dłoń na moim kolanie.
Ciarki. Tym razem jej nie zabrał. Starałam się oddychać spokojnie i jakoś mi to
wychodziło.
Jechaliśmy już jakieś dobre dwie
godziny, rozmawiając o wszystkim i o niczym. Naprawdę dużo się dowiedziałam.
Opowiedział mi o swoich dziadkach, rodzicach, rodzeństwie, Bieber team, o
pierwszej trasie koncertowej. O tym jaki był szczęśliwy, kiedy otrzymał swoją
pierwszą wypłatę. Mówił o niektórych skandalach na jego temat. Nawet o tych
dziewczynach, które miał. Później opowiedział o swoich przyjaciołach. To było
naprawdę dużo informacji. Dobrze było wiedzieć to wszystko, poznałam go tym
sposobem lepiej. Lubiłam, kiedy mówił. Był taki uśmiechnięty i wyluzowany.
-
Opowiedz mi coś – powiedział. Zamyśliłam się przez
chwilę.
-
Cóż... Jak już mówiłam pochodzę z Tennessee. I chyba
cię zaskoczę, kiedy
powiem, że w dzieciństwie
bawiłam się z Miley. Znałyśmy się od małego, nasz kontakt się urwał, kiedy ona
wyjechała. No wiesz, zaczynała wtedy pracę w serialu. Przechodząc do rzeczy.
Naprawdę się lubiłyśmy. Miley to wspaniała dziewczyna, nie wiem co ludzie do
niej mają – wzruszyłam ramionami – Hm... moi rodzice mają tam farmę. Dużo
zwierząt i tak dalej. Najbardziej ze wszystkich lubiłam konie. Często jeździłam
nimi z Miley i Sabiną. Kiedy mój brat miał wypadek, było to podczas wyścigów konnych. Jego koń oszalał, czegoś się
wystraszył i zaczął wariować, Aleks z niego spadł i niestety nie przeżył tego
upadku. Od tamtej pory bałam się naszych koni. Nawet do nich nie podchodziłam.
-
Dalej się ich boisz? – Spytał. Kiwnęłam głową.
-
Tak. Oczywiście mam ochotę się na nich przejechać. Ale
kiedy tylko je widzę,
od razu przed oczami pojawia mi
się obraz spadającego Aleksa. Był naprawdę cudownym bratem – westchnęłam – Od
kiedy przeprowadziłyśmy się z Sabą tutaj, zaczęłyśmy kompletnie inne życie.
Chłopcy, imprezy, alkohol. Naprawdę świetnie się bawiłyśmy, dopóki któregoś
wieczoru w klubie, Saba po wypiciu drinka była prawie nieprzytomna. Wtedy udało
mi się ją z przyjaciółmi wyprowadzić. Gdybyśmy jej wtedy nie zauważyli, nie
wiadomo co mogłoby się jej stać. Od tamtego incydentu zaczęłyśmy ograniczać
imprezy. A jak już na jakieś wychodzimy, to robimy wszystko z umiarem i
rozważnie. Cóż mogę jeszcze powiedzieć? Jesteśmy jak siostry – wzruszyłam
ramionami. – Kiedy oznajmiłyśmy rodzicom, że dostałyśmy się na studia,
ograniczyli nam budżet i powiedzieli, że mamy znaleźć pracę. Szukałyśmy we
wszystkich możliwych sklepach. Aż Avan, nasz przyjaciel, powiedział nam, że
potrzebują pracowników w Starbucks. Zgłosiłyśmy się od razu, a że szef na
gwałt potrzebował ludzi, to od razu nas przyjął. I tak o to, teraz jestem
studentką, kończącą pierwszy rok, która pracuje w kawiarni. To moja historia –
wzruszyłam ramionami i zaśmiałam się – Jedna z wielu oczywiście.
-
Mam nadzieję, że dowiem się więcej, ale nie teraz.
Jesteśmy na miejscu. –
Zatrzymał samochód gdzieś na
poboczu. Spojrzałam na niego pytająco. Wzruszył ramionami i wysiadł. Postąpiłam
tak samo. Byliśmy na wzgórzu. Dookoła nas było trochę drzew, różnego rodzaju.
Górki, wzgórza i pagórki. Justin podszedł do mnie i złapał mnie za rękę.
Ciarki. Uśmiechnął się do mnie i ruszyliśmy drogą w górę. Włożył na nos swoje
czarne okulary i odsłonił wszystkie zęby w tym zabójczym uśmiechu.
Kiedy się
zatrzymaliśmy, ujrzałam przed sobą tyły liter napisu Hollywood. Dech zaparło mi
w piersiach. Podeszliśmy jeszcze bliżej. Nigdy tu nie byłam. Widziałam je tylko
z daleka. Wychylając bardziej głowę, dostrzegłam całe Los Angeles, które stąd
wyglądało jak makieta.
-
To jest coś niesamowitego – odezwałam się w końcu.
-
Tak myślałem, że ci się spodoba. To naprawdę piękny
widok – poczułam jak
splata nasze palce. Zerknęłam
na niego, posyłając wielki uśmiech.
-
Można tu być? – Spytałam.
-
Chyba tak – wzruszył ramionami. Pokręciłam głową i znów
spojrzałam w dal.
To naprawdę było niesamowite.
Coś magicznego. Nie da się opisać tego prostymi słowami, to trzeba zobaczyć. –
Chodź – pociągnął mnie za sobą. Zeszliśmy do samochodu. Justin ruszył, mijając
napis. Jechaliśmy przez chwilę, po czym zatrzymaliśmy się pod zwykłym barem.
Myślałam, że on jada tylko w restauracjach. Wsiedliśmy i od razu ruszyliśmy do
środka. Na dachu budynku widniał wielki czerwony napis ‘Crusty Barry’. Kiedy
weszliśmy, wszystkie spojrzenia powędrowały na nas, ale po chwili wszyscy
zajęli się sobą. Dobrze, że nie było tu żadnych fanek. Zajęliśmy miejsce przy
oknie. Usiadłam na czerwonym, skórzanym krześle, na przeciwko Biebera.
-
Co zjesz? – Spytał. Sięgnęłam po kartę. Przejrzałam ją
tylko.
-
To samo co ty – uśmiechnęłam się, odkładając kartonik.
Justin skinął głową i
chwilę później zjawiła się
kelnerka.
-
Co podać? – spytała.
-
Dwa razy hamburgera, frytki i cole. – Powiedział
chłopak.
-
Okej – spojrzała na niego – Czekaj, czekaj. Czy to nie
ty jesteś ten Justin
Bieber?
-
To ja – wzruszył ramionami.
-
Mogę prosić o zdjęcie? Znajomi mi nie uwierzą. –
Uśmiechnęła się.
-
Spoko – wstał – Tori, zrobisz nam zdjęcie?
-
Jasne – dziewczyna podała mi swój telefon. Zrobiłam dwa
zdjęcia. Justin dał
jej jeszcze swój autograf i
dopiero wtedy odeszła z naszym zamówieniem.
-
Przepraszam za to – powiedział.
-
W porządku, rozumiem. Gdyby to było z milion fanek, to
pewnie już by mnie tu
nie było – wzruszyłam
ramionami. Uśmiechnął się.
-
Dzięki. – zamrugał. Kiwnęłam głową.
-
Byłeś tu już kiedyś? – Spytałam.
-
Tu nie. Ale napis oglądałem już kilka razy. A ty?
-
Tylko z daleka. Nawet nie wiedziałam, że istnieje taki
bar.
-
Ja też, dopóki nie przejechałem obok niego kilka razy –
zaśmialiśmy się. –
Podobała ci się niespodzianka?
-
Bardzo. Naprawdę, nie spodziewałam się tego. Myślałam,
że zabierzesz mnie
na plażę, albo do jakiegoś
parku. A tu proszę. Niezłe zaskoczenie. – Uśmiechnęłam się.
-
Cieszę się, że ci się podobało. – Odłożył okulary na
stolik. Kelnerka przyniosła
nasze zamówienie, tym razem
miała wielki uśmiech na ustach. Zabraliśmy się za nasz obiad. To było naprawdę
dobre, lepsze niż w McDonald czy KFC.
Podczas konsumowania rozmawialiśmy
trochę o Los Angeles. Justin opowiedział mi kilka rzeczy na temat miasta. Gdzie
warto chodzić i co omijać. Kiedy wyszliśmy z baru, zaczynało się ściemniać.
Wsiedliśmy do samochodu i ruszyliśmy w zupełnie inną stronę.
-
Masz jeszcze jakieś niespodzianki w planach? –
Spytałam.
-
Jeśli się zgodzisz, to na pewno jakieś wymyślę –
uśmiechnął się.
-
Zaskocz mnie – mrugnęłam do niego. Na co oboje wybuchliśmy
śmiechem.
-
Nie pamiętam kiedy ostatni raz tak dobrze się bawiłem –
powiedział, kiedy się
opanowaliśmy.
-
Ja też – przyznałam. – To było naprawdę niesamowite
popołudnie.
-
Tak. Zwłaszcza w twoim towarzystwie. – Uśmiechnął się
ciepło, znowu kładąc
rękę na moim kolanie. Ciarki.
Czy dam radę się do tego przyzwyczaić? Chyba nie. Oparłam głowę o zagłówek i
spojrzałam przez okno. Robiło się coraz ciemniej. A kiedy tak to wszystko
mijaliśmy, coraz bardziej stawałam się zmęczona.
~~~~
-
Pobudka, księżniczko – usłyszałam zachrypnięty głos.
Podniosłam głowę i
zauważyłam Justina, który
przyglądał mi się z zaciekawieniem. – Jesteśmy już na miejscu. – dodał.
Spojrzałam w okno. Byliśmy pod moim domem. Marzyłam o ciepłym łóżku.
-
Dziękuję – pochyliłam się i pocałowałam go w policzek.
-
Zadzwonię – szepnął. Kiwnęłam głową i wysiadłam z
samochodu. Kiedy
stanęłam przed drzwiami domu,
odwróciłam się do Justina, żeby mu pomachać. Uśmiechnął się i odjechał. Weszłam
do środka i zapaliłam światło. Na środku przedpokoju stała Saba z rękoma na
biodrach i tupała jedną nogą.
-
Gdzieś ty była cały dzień? – Spytała surowo. Żadnego
cześć, ani nic.
-
Mi też miło cię widzieć, Saba. – Uśmiechnęłam się.
-
Martwiłam się o ciebie – przytuliła mnie. Jak ja ją
kocham.
-
Nic mi nie jest. Byłam z Justinem.
-
Gdzie? – spytała zszokowana.
-
Opowiem ci jutro w drodze na zajęcia. Jestem strasznie
zmęczona –
odsunęłam się od niej i poszłam
do swojego pokoju. Wzięłam szybki prysznic i położyłam się do łóżka. Zasnęłam
śniąc o brązowych oczach i zabójczym uśmiechu.
I jest 5 :) akcja coraz bardziej będzie się rozwijała :) miłego dnia :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz