ROZDZIAŁ 14: Mam ciebie, to mi wystarcza.
TORI:
Godzina 9, niedziela. Siedziałam przed
ladą i wpatrywałam się tępo w okno na ludzi mijających Starbucks. Kawiarnia
powinna być w niedzielę zamknięta, ani żywej duszy, no dobra może oprócz mnie,
Saby i Jamesa. Po tym jak już opowiedziałam jej o wczorajszym dniu spędzonym z
Justinem dała mi spokój. Dzisiaj wyglądała już lepiej. To na szczęście był
tylko kac. James nie wierzył mi, że znam Justina, i ciągle mi gadał, że chce go
poznać. Ugh... co za upierdliwy człowiek. Spokojnie, ja sama nadal nie mogę w
to wszystko uwierzyć.
-
Gdybym to
ja była szefem... – zaczęła Saba, ale przerwał jej James.
-
Ale nie
jesteś.
-
Ale
gdybym była – szturchnęła go – To w niedziele to byłoby zamknięte.
-
Och,
uwierz mi, ja też bym tak zrobiła. – odezwałam się, siadając na krześle
obok nich.
-
Dzisiaj
wyjeżdżam, może wyskoczymy gdzieś, co wy na to? – spojrzał na nas.
-
Przykro
mi braciszku, ale w przeciwieństwie do ciebie, my mamy naukę, jutro
piszemy egzamin. Heloł – pomachała mu ręką przed twarzą, odepchnął
ją.
-
Dobra,
już dobra. Tak tylko zapytałem. Jak nie to pójdę sam. Samolot mam
dopiero o 18. Do tego czasu zdążę się napić.
-
Nie
wpuszczają pijaków na pokład – zaśmiała się Saba.
-
O, ty to
się lepiej na ten temat nie odzywaj, pijaku – wyśmiał ją, a ja mu
zawtórowałam.
-
Haha,
bardzo śmieszne – naburmuszyła się i założyła ręce na piersi. – Ciekawe
czy byście się śmiali, gdyby was to spotkało.
-
Pewnie,
nie – wzruszył ramionami – Ale z ciebie możemy się pośmiać.
-
Wal się –
pokazała mu środkowy palec, na co on rozchichrał się jeszcze
bardziej. Pokręciłam głową. Odkąd pamiętam, ich kłótnie zawsze tak
wyglądały, a kilka godzin później, już ze sobą rozmawiali. Nie umawiałam się na
dzisiaj z Justinem, bo wiedziałam, że będę siedziała pół dnia nad notatkami,
żeby przygotować się do tego głupiego egzaminu. Uwierzcie mi, że wolałabym już
ucieczkę przed paparazzi niż pisanie tego gówna. Serio. Wiecie ci i przyniosło
największą ulgę? Jak zobaczyłam dzisiejsze gazety. Na pierwszej stronie nie
było moich zdjęć, nie było Justina, nie było naszych wspólnych, były tylko
zdjęcia kreacji Miley jaką założyła na galę i jakie pośmiewisko z siebie
zrobiła. Nawet nie kupowałam gazety, no bo po co skoro nie dotyczyła ona mnie i
mojego chłopaka. Uch... Mój chłopak Justin. Jak to fajnie brzmi.
Okej, okej. Potrząsnęłam głową. Ogarnij
się Tori! Powoli zaczynasz zachowywać się jak jakaś psychiczna faneczka.
Przecież jestem normalna... chyba. Mniejsza z tym. Wracając do wczorajszego
dnia, spędziliśmy go naprawdę miło. Na wzgórzu zostaliśmy do wieczora,
rozmawiając o różnych rzeczach. Przeważnie temat schodził na nas. Rozmawialiśmy
o sobie. Justin mówił też dużo o muzyce, pisaniu piosenek i komponowaniu.
Opowiedział mi o tym jak powstają teledyski i ile przy tym jest zabawy. Bycie
muzykiem wydaje się być fajną sprawą, jeżeli nie pojawiają się reporterzy. Tak
jest w porządku. Mówił też, że pod koniec tygodnia będzie miał tłok w domu, bo
przyjeżdża cały team. Będą mieli swój hotel, ale pewnie i tak będą u niego
spędzać większość czasu. Po zachodzie słońca wróciliśmy do domu, poznałam się z
Ryanem i zjedliśmy we trójkę kolację, nieźle się przy tym śmiejąc. Ryan opowiedział
kilka historii o tym co robili z Justinem w Stratford, jak byli mniejsi. Byłam
pod wrażeniem, że mimo tego wszystkiego co się stało, Justin nie zapomniał o
swoim najlepszym przyjacielu. Ryan bardzo go w tym wszystkim wspiera, to
przyjaciel na medal. Serio. Ale i tak najlepsza była mina Butler’a, kiedy
dowiedział się, że nie jestem fanką Justina. Mówił, że pierwszy raz od
dłuższego czasu spotkał taką dziewczynę, przeważnie wszystkie szaleją za
Justinem. Obaj strasznie zryli mi głowę opowiadając kawały, które śmieszyły
tylko ich dwóch.
O 12 do kawiarni przyszli Dina i Avan,
a my zebraliśmy się do domu, teraz oni mogli sobie posiedzieć i nic nie robić.
Weszłam do swojego pokoju i zebrałam
wszystkie notatki, które zrobiłam wcześniej. Czułam, że jutrzejszy dzień nie
będzie moim ulubionym. Jedynym plusem będzie to, że nikt z nas nie pójdzie
jutro do pracy. Ze względu na egzaminy, Bob dał nam jutro wolne. To był jedyny
plus tego wszystkiego.
Po 16 zeszłam na dół po jakąś szklankę
wody, naprawdę nauka była męcząca. W salonie stały walizki, a u kuchni przy
stole siedzieli Saba i James.
-
No
wreszcie. Myślałem, że zapomniałaś się ze mną pożegnać. Chodź tu, zaraz
będę spóźniony na lotnisko – wstał od stołu i otworzył dla mnie
ramiona. Przytuliłam się do niego, ściskał mnie jakby od tego zależało jego
życie. Zeszłam tu po szklankę wody James, a nie po to żebyś mnie udusił. –
Przyjadę jeszcze przed rozpoczęciem roku, albo w wakacje – powiedział, kiedy
się odsunął.
-
Będziemy
czekać – uśmiechnęłam się.
-
Tak, z
utęsknieniem – mruknęła Saba, wpisując coś w swoim laptopie. James
wywrócił oczami, na co ja się zaśmiałam.
-
Cześć. –
powiedział wchodząc do salonu.
-
Do
zobaczenia, Jamie! – krzyknęłam za nim. Trzy, dwa...
-
Nie
nazywaj mnie tak! – zamknął za sobą drzwi. Wiedziałam, że tak powie.
-
Co
robisz? – spytałam otwierając lodówkę. Wyciągnęłam butelkę wody i
upiłam kilka dużych łyków.
-
Uczę się,
a co mogę robić? – spojrzała na mnie. Wzruszyłam ramionami i
uśmiechnęłam się. Czy to nie dziwne, że ja zapisuję wszystko na
kartkach, a ona w komputerze? Która z nas jest bardziej dziwna? Saba zmrużyła oczy i zaczęła się we mnie wpatrywać.
Zastanawiałam się co tam kryje się w jej głowie. Może to samo co w mojej?
-
Naprawdę chciałabym
wiedzieć o czym teraz myślisz. – bąknęła. Zmarszczyłam
brwi.
-
To samo miałam
powiedzieć o tobie. – odpowiedziałam lekko rozbawiona.
-
Serio? Super! – już
wiecie, co miałam na myśli mówiąc, że łatwo wywrzeć na
niej
wrażenie. Pewnie pomyślała, że czytam w myślach, czy coś. – Idź się uczyć,
wariatko.
-
Zamierzam! – posłałyśmy
sobie rozbawione spojrzenia, zanim ruszyłam w
stronę
schodów i do swojego pokoju na piętrze.
Rozejrzałam się po niewielkim pomieszczeniu. Pościel na łóżku pomięta i nie posłana. Szuflady uchylone, drzwi od szafy otwarte na oścież. Po podłodze walało się kilka ubrań, a kosz na pranie pękał w szwach. Notatki na moim biurku wyglądały tak, jakby właśnie przeszło po nich tornado. Warknęłam głośno i rzuciłam się na łóżko.
Wszystko o czym teraz marzyłam, to sen. Leżałam tak przez chwilę,
wpatrując się w sufit, kiedy moja głowę wypełniły myśli o Justinie. Dobrze
czułam się w jego towarzystwie. Onieśmielał mnie, owszem, ale jakoś dało się z
tym wytrzymać. Czasem nie rozumiałam o co mu chodzi. Przygryzłam wargę i
zmarszczyłam czoło. Nie mogę wyrzucić z moich myśli, tego pocałunku. Za bardzo
był... cudowny. Poza tym cały czas wlecze się za mną przeszłość, nienawidzę się
za to, że nie umiem się od niej uwolnić. Schowałam twarz w dłoniach i
westchnęłam głośno. Oczy zaczęły powoli wypełniać się łzami, ale powstrzymałam
je. Dam sobie radę. Przecież nie jestem mięczakiem. Rozejrzałam się po niewielkim pomieszczeniu. Pościel na łóżku pomięta i nie posłana. Szuflady uchylone, drzwi od szafy otwarte na oścież. Po podłodze walało się kilka ubrań, a kosz na pranie pękał w szwach. Notatki na moim biurku wyglądały tak, jakby właśnie przeszło po nich tornado. Warknęłam głośno i rzuciłam się na łóżko.
~~~~~~~~~~
Nie chciało mi się już uczyć. Wyobrażacie sobie
ślęczeć nad nauką od 13 do 20:45. Tak, tak. Tyle siedziałam już nad tymi
wszystkimi głupimi notatkami. Miałam dość, a moja głowa dosłownie pękała. Byłam
taka zmęczona, że nawet sen w tych wszystkich notatkach byłby wybawieniem.
Wypiłam kolejną już butelkę wody, ciekawe co robiła Saba. Pewnie siedziała
przed laptopem, oczy sobie kiedyś od niego zepsuje. Skończyłam swoją krótką
przerwę i wróciłam do nauki. Czas ciągnął się niemiłosiernie powoli, bo gdy
ponownie sprawdziłam godzinę, była dopiero 21:31. Usłyszałam wibracje mojego
blackbery, dostałam wiadomość, sięgnęłam po telefon. Była od Justina: Pewnie ci przeszkodziłem, ale chciałem żebyś
wiedziała, że za tobą tęsknię. Justin x PS. Ryan pyta, kiedy nas znowu odwiedzisz?
Uśmiechnęłam
się do ekranu. Takie proste słowa, a potrafią wywołać uśmiech. Odpisałam: Ja też za tobą tęsknię. Smutno mi, że się
dziś nie widzieliśmy. Powiedz Ryanowi, że postaram się przyjść jutro po
egzaminach. Tori xo
Rzuciłam
telefon przed siebie i opadłam na poduszki. Patrząc w sufit, uśmiechałam się
szeroko, kiedy usłyszałam wibracje. Szybko się podniosłam i przeczytałam
wiadomość: Mi też. Przyjdziesz tylko
do Ryana? Czy mam się czuć zazdrosny? Brakuje mi ciebie tu. Justin x
Czuć
się zazdrosny? On pewnie już jest zazdrosny. Oj Bieber. Nacisnęłam ‘odpowiedz’:
Nie. Przyjdę do ciebie. Nie
masz o co być zazdrosny. A mi brakuje ciebie TU. Tori xo
Przygryzłam
dolną wargę. Chwilę później dostałam odpowiedź: Sprawiłaś, że się uśmiechnąłem. W takim razie może się
spotkamy? Justin x
On
jest szalony: Ty sprawiasz, że
ja uśmiecham się ciągle. Nawet podczas nauki nie mogę przestać o tobie myśleć.
Musisz siedzieć w mojej głowie? Jest już dość późno. Tori xo
Nie
tylko się przez niego uśmiecham, ja mam palpitacje serca, wibracja, szybko
odpisuje: Mam nadzieję, że
myślisz o mnie pozytywnie. Wybacz, ale chcę siedzieć w twojej głowię, bo nie
chcę żeby ktoś zajął moje miejsce. To, że jest późno w niczym mi nie
przeszkadza. Justin x
On
na bank jest zazdrosny. Dam sobie rękę uciąć, jeśli tak nie jest: Tak. W samych superlatywach. Wybacz, ale
zadomowiłeś się tam na dobre i nikt nie ma tam dostępu. Mówiłam ci już, że
jesteś szalony? Tori xo
Mówię
serio. Wibracja. Ugh... muszę to zmienić: Cieszę
się. W końcu jesteś już moja ;) Tak, słyszałem to już kilka razy. Justin x
Jestem
jego? Przecież ja nie jestem niczyją własnością: Jesteś bardzo pewny siebie Bieber. To dobrze ;) Tori xo
Zrzuciłam
notatki z łóżka. Koniec nauki na dziś. Znowu wibracja, dostanę kiedyś zawału: Już ci mówiłem, że zawsze dostaję to czego
chcę, skarbie. Justin x PS. Nie powinnaś się uczyć?
Pff... to nie znaczy, że jestem twoja: Taaa... Już skończyłam naukę,
głowa mi pęka. Tori xo
Zmieniłam
ustawienia z wibracji, na cichy dzwonek, który już po chwili usłyszałam: W takim razie powinnaś się położyć.
Powodzenia na egzaminach i dobranoc. Justin x PS. Widzimy się jutro, shawty :)
Czy on nie jest słodki? Wstukałam szybką odpowiedź: Dziękuję i dobranoc :) Tori xo Ps. Pamiętam.
~~~~~~~~~~
Przygryzłam wargę, jeszcze raz przeczesując
wzrokiem moje wypracowania i odpowiedzi. Wszystkie wydawały się dobrze
dopracowane i idealnie wyjaśnione. Wszystko na co teraz muszę czekać, to aż
pozwolą nam wyjść. Odłożyłam długopis na ławkę i uśmiechnęłam się do siebie.
Kątem oka zauważyłam Sabinę, która na ułamek sekundy złapała mój wzrok i zaraz
wyszczerzyła się w szerokim uśmiechu. Podekscytowanie przelało się przez moje
ciało. I po egzaminach!
-
Wydaje mi się, że zdam to
śpiewająco. – wybuchnęła Saba, oplatając mnie
ramieniem
– A tobie jak poszło?
-
Było o wiele łatwiejsze, niż
przypuszczałam. Nauka się opłaciła. –
uśmiechnęłam
się do niej, kiedy otwierała swój samochód.
-
Powinnyśmy iść do jakiegoś
baru i to oblać! – kilka razy, wymownie uniosła
swoje
idealnie wypielęgnowane brwi. Jest dopiero trzecia po południu... otworzyłam
drzwi auta i wskoczyłam do środka. Saba zrobiła to samo. Odpaliła pojazd i
opuściła szyby w dół. – To co, jaki bar wybierasz? – spytała włączając się do
ruchu.
-
Um... obiecałam Justinowi,
że wpadnę do niego po egzaminach. – wzruszyłam
ramionami.
-
Wystawisz mnie? – spytała
oburzona.
-
Nie. Nic z tych rzeczy.
Możemy jechać do tego baru, ale nie będę dużo pić.
-
Okej – wyciągnęła telefon i
po chwili przystawiła go do ucha. Boże, ona potrafi
być
taka upierdliwa, ale czego nie robi się dla przyjaciółki? Zatrzymała samochód
na parkingu. Wysiadłam i spojrzałam na czerwony baner, wskazywał nazwę Cole’s.
Nigdy tu nie byłam. Poprawiłam sukienkę i nagle usłyszałam krzyki i kiedy się
odwróciłam zobaczyłam Avana i Dinę, których przytulała Saba. Uśmiechnęłam się
na ten widok i zawołałam ich, abyśmy w końcu weszli do środka.
Po
chwili siedzieliśmy już w narożniku.
-
Mogę prosić tutaj drinki?! –
zawołał Avan wskazując na mnie z góry palcem.
Podeszła
do nas kelnerka. Była wyraźnie pod wrażeniem Avana. Uśmiechnął się prawie
nieprzyzwoicie, na co dostał kuksańca w bok.
-
Co mogę ci podać? – zapytała
kelnerka, uwodzicielsko unosząc brew. Obie z
Diną
przewróciłyśmy oczami.
-
Czego się napijesz, Tori?
Pamiętaj, ja stawiam.
-
Um, wezmę piwo.
-
Och, dajże spokój! Zabaw się
chociaż raz! Przybył Pan-impreza! – rzucił
błagalnym
tonem chłopak, machając sobie dłońmi przed twarzą i koronując się na króla
rozrywkowego życia.
-
Ok, w porządku, poproszę
drinka.
-
Jednego drinka i jedną kolejkę szotów, prosimy. – wyjął
pięćdziesięciodolarowy
banknot i wręczył go kelnerce.
-
Szoty? – uniosłam jedną
brew.
-
Trzeba oblać koniec szkoły –
Saba wzruszyła ramionami.
-
Tylko się nie zalej, ja cię
do domu nie odprowadzę, za godzinę znikam i
nie
wiem
czy wrócę na noc – popatrzałam na nią. Pokiwała głową, posyłając mi znaczący
uśmiech. Wywróciłam oczami.
-
Szoty! – krzyknęła Sabina i
podniosła swój kieliszek. Podążyłam za nimi i
skinęłam
głową z uśmiechem.
-
Za nas! – zawołali zgodnie.
-
Za nas. – powtórzyłam
półgłosem i odetchnęłam głęboko. Patrzyłam jak
przechylają
swoje, po czym zdobyłam się na odwagę i wypiłam swój. Skrzywiłam się i aż mnie
otrzepało, kiedy w gardle rozlał się palący płyn. Raptownie złapałam za
swój koktajl i upiłam kilka łyków, łagodząc palenie w gardle. Avan zamówił
kolejną kolejkę, którą wyzerowałam jak profesjonalista. Już lekko zaczynałam
czuć się "zmęczona". Cholera, mam słabą głowę. Odmówiłam trzeciej
kolejce i sączyłam swój koktajl. Naprawdę nie mogłam więcej wypić, a na bank
wiedziałam, że cała trójka będzie miała jutro kaca. Wyciągnęłam telefon z
kieszeni marynarki i napisałam do Justina: Czy mógłbyś poprosić Kennego, aby przyjechał po mnie do baru
Cole’s. Będę czekała na niego w środku. Tori xo
I
chwilę później dostałam odpowiedź: Kenny
już jedzie. Justin x
Dzięki. Nie będę musiała użerać się z tymi
pijakami.
Weszłam do środka i od razu zrzuciłam z nóg swoje
szpilki. Otworzyłam szafę i zauważyłam kapcie, które ostatnio przyniósł mi
Justin. Włożyłam je szybko i ruszyłam przez hol do salonu. Chłopaki siedzieli
przy stoliku. Przytuliłam Ryana, ponieważ był pierwszy w kolejce, a później
podeszłam do Justina i pochyliłam się nad nim całując go w usta. Oblizał je i
zmarszczył czoło.
-
Piłaś – stwierdził. Cholera,
dobry jest.
-
Tylko troszeczkę –
pociągnęłam swoją sukienkę w dół. Była czarna i strasznie
obcisła.
Z każdym ruchem musiałam ją poprawić. Justin złapał mnie za rękę i pociągnął na
swoje kolana. Ryan uśmiechnął się do nas. – Co robiliście? – spytałam.
-
Gadaliśmy, graliśmy na
x-boxie i gadaliśmy. – odezwał się
Butler.
-
No to bardzo ciekawie
spędziliście ranek. – pokiwałam głową rozbawiona. Z
czego
ja się właściwie cieszyłam? Co jest ze mną nie tak?
-
Bardzo – pokiwał głową.
-
Co ty właściwie robiłaś w
barze? – spytał Justin, łapiąc moje nogi w zgięciu
kolan.
Położył je na kanapie i spojrzał na mnie.
-
Avan, Saba i Dina chcieli
opić zakończenie szkoły. W końcu rozpoczęłam
wakacje
– wzruszyłam ramionami.
-
Więc będziemy więcej czasu
spędzać razem? – spytał ucieszony. Pokręciłam
głową,
na co on zmarszczył czoło.
-
Nie zapominaj, że pracuję –
musnęłam go w usta. Westchnął i zwilżył swoje
wargi.
Po czym spojrzał na Ryana.
-
Widzisz jak to jest. Chcę
spędzić czas ze swoją dziewczyną, to albo ganiają
mnie
papsy, albo moja dziewczyna musi pracować. Jakie to jest niesprawiedliwe –
powiedział z naciskiem na ‘moja’. Ryan pokiwał głową.
-
Takie życie – powiedział
wzruszając ramionami. Pokiwałam głową zgadzając
się
z nim. Justin się zaśmiał.
-
Ty jesteś już podpita.
-
Nieprawda – zaprzeczyłam.
Uniósł jedną brew, poprawiłam sukienkę.
-
Udowodnij.
-
Co mam zrobić? – uniosłam
brwi do góry. Spojrzał na Ryana, ten tylko
wzruszył
ramionami.
-
Nic, bo jeszcze coś sobie
zrobisz – położył dłoń na moich udach i podciągnął
mnie,
znowu poprawiłam sukienkę. Och, ona była wkurzająca, ale musiałam w niej
siedzieć, bo nie miałam tu żadnych ubrań. Mogłam poprosić Kennego, aby na
chwilę mnie podrzucił do domu. Spakowałabym kilka rzeczy. A tak muszę siedzieć
w tym popieprzonym czymś. Ugh... Mogę się założyć, że mojemu chłopakowi się to
podobało, bo ciągle przesuwał dłoń w górę mojego uda, powodując tym samym
podnoszenie się materiału, a kiedy próbowałam się poprawić, uśmiechał się
szeroko. To wcale nie było zabawne.
-
Christian miał ze mną
przylecieć, ale coś mu wypadło – odezwał się Ryan,
przerywając
Justinowi zabawę.
-
Szkoda. Zabawilibyśmy się
trochę – odparł. Ryan z uśmiechem pokiwał
głową.
-
Może następnym razem mu się
uda, albo doleci podczas trasy. – ugh.. jak ja
nie
lubiłam tego słowa. Wtedy przypomniało mi się, że muszę podjąć decyzję.
-
Mam nadzieję. W końcu to
druga połowa, nie może tego przegapić.
-
Taaa. Idę po coś do picia,
chcecie? – wstał i popatrzył na nas, oboje
pokręciliśmy
głowami. Kiedy Ryan zniknął w jadalni, Justin wznowił swoją zabawę.
-
Robisz to specjalnie –
założyłam ręce na piersi. Pokiwał głową z wielkim
uśmiechem.
Jak dziecko. – Przestań.
-
Ale mi to nie przeszkadza.
-
Ale mi przeszkadza. –
fuknęłam. Przesunął rękę jeszcze wyżej, a sukienka
podwinęła
się bardziej. Uderzyłam go w rękę i poprawiłam materiał.
-
To bolało – jęknął. Oj już
nie przesadzaj.
-
Bo miało. – wyszczerzyłam
zęby. Znowu położył rękę na moich nogach.
Wywróciłam
oczami. Ryan wrócił na swoje miejsce i postawił przed sobą szklankę z sokiem
pomarańczowym.
-
Pojeździmy na deskach? –
spytał unosząc brwi do góry.
-
Jasne. – Justin kiwnął
entuzjastycznie głową. Zeszłam powoli z jego kolan i
poprawiłam
sukienkę. Puścił mi oczko i poszedł za Ryanem. Po chwili obaj wrócili z
deskami. Ruszyłam za nimi. Justin po drodze złapał leżak ogrodowy i ruszył w
stronę rampy. Ustawił go niedaleko niej, po czym pochylił się do mnie i
pocałował w usta. Chwilę później jeździł już z Ryanem. Ściągnęłam kapcie i
marynarkę i usiadłam na leżaku. Przypatrywałam się im obu jak jeżdżą w te i z
powrotem, obaj pokazywali różne sztuczki, przy których albo lądowali na tyłkach
albo udało im się ustać.
Słońce grzało dziś naprawdę mocno. Miałam wrażenie,
że zaraz spłonę, a może to przez czarną sukienkę, którą miałam na sobie? Serio
przydałby mi się teraz strój kąpielowy. Mogłabym się trochę opalić, a
przydałoby mi się to, bo opalenizna z tamtego roku zaczęła znikać. Muszę
zaciągnąć Sabę na plażę. Tak, to bardzo dobry pomysł. Coś zasłoniło mi słońce,
otworzyłam oczy i zauważyłam pochylającego się nade mną Justina. Uśmiechnął się
szeroko.
-
Co jest tak ważnego, że
przez to zasłoniłeś mi słońce? – Spytałam unosząc
jedną
brew do góry.
-
Ty jesteś dla mnie ważna –
pochylił się jeszcze bardziej. Kątem oka zerknęłam
na
rampę, Ryana nie było. Moje serce zabiło szybciej. – Mam dla ciebie prezent na
górze w mojej sypialni, na łóżku. – Dodał. – Mam nadzieję, że ci się spodoba –
pocałował mnie w usta.
-
Po co to robisz? – Spytałam.
Nie chciałam żeby wydawał na mnie pieniądze.
-
Ponieważ mogę – mruknął,
uraziłam go tym? O nie. Podniosłam się lekko i
zarzuciłam
ręce na jego szyję.
-
Dziękuje za naszyjnik i za
to, czego jeszcze nie widziałam. Naprawdę nie
musisz
mi nic dawać. Mam ciebie, to mi wystarcza – powiedziałam. Objął mnie w talii i
podniósł w górę. Trzymał mnie jak pannę młodą. Dosłownie. – Nie musisz mnie
nosić na rękach.
-
Zasługujesz na wszystko co
najlepsze. – Pocałował mnie w usta.
-
Dziękuję, ale teraz proszę
postaw mnie na ziemi – uśmiechnęłam się i po
chwili
już stałam na trawie. Wsunęłam stopy w kapcie i łapiąc w rękę marynarkę
ruszyłam w stronę domu. Po chwili poczułam parę rąk obejmujących mnie w talii.
Pisnęłam, kiedy podniósł mnie do góry i okręcił się w kółko. – Justin!
-
No co? – Postawił mnie i
nadal mnie obejmując wprowadził mnie do salonu. –
Daję
ci godzinę – pocałował mnie w skroń. Ruszyłam schodami do góry i skierowałam
się do sypialni Justina. Wchodząc do pokoju od razu zerknęłam na łóżko,
ciekawość zżerała mnie od środka.
Na brzegu leżało duże,
fioletowe pudło przepasane czarną kokardą. Zamknęłam za sobą drzwi i podeszłam
do niego. Byłam niepewna czy mam je otwierać czy nie. Serio, wahałam się.
Ostatecznie postawiłam, że najpierw wezmę prysznic i wyswobodzę się z tej
sukienki. Weszłam do łazienki i nieźle się męcząc pozbyłam się ciasnego
materiału. Wskoczyłam pod prysznic, uważając aby nie zmoczyć włosów. Kiedy
skończyłam, owinęłam się ręcznikiem i wróciłam do pokoju. Znowu zerknęłam na
pudełko.
Usiadłam obok niego i pociągnęłam jeden koniec
kokardy, przez co cała się rozwiązała. Podniosłam pokrywę i ujrzałam cienki,
pomarszczony biały papier. Odsłoniłam go szybko i zobaczyłam biało czarną
sukienkę. Wyciągnęłam ją i obejrzałam całą. Miała szerokie ramiączka i była
krótka. Od talii była zwiewna. Położyłam ją obok siebie i znów zajrzałam do
pudła. Ku mojemu zaskoczeniu zauważyłam białą, koronkową bieliznę. Czy on
wiedział jaki mam rozmiar? Uniosłam brwi do góry i zajrzałam na dno pudełka.
Leżało tam kilka bransoletek. Uśmiechnęłam się. On naprawdę jest szalony.