ROZDZIAŁ 16: Pieniądze mogą bardzo zmienić człowieka
TORI:
Kiedy
powiedziałam o tym wszystkim Justinowi, był trochę zdziwiony. A najdziwniejsze
było to, że dzwonili na komórkę Saby. Zastanawialiśmy się nad tym dość długo,
ale nie doszliśmy do żadnych wniosków, więc po prostu daliśmy sobie spokój.
Siedzieliśmy
w ogrodzie, dzisiaj papsy nie oblegały domu Justina. Chłopaki zajęli się
rozmową o trasie, która miała odbyć się za dwa tygodnie. Na samą myśl miałam
ciarki. Nie chciałam żeby wyjeżdżał i nie chciałam podejmować decyzji. Boże,
nawet nie zawracałam sobie nią głowy. Byłam przerażona tym, że będę musiała
podjąć decyzję, więc nawet o tym nie myślałam. Zaczęły się wakacje i tym
cieszyłam się najbardziej, ale mój entuzjazm znikał, kiedy tylko musiałam iść
do pracy.
-
Skarbie – głos Justina wyrwał mnie z zamyślenia.
Odwróciłam głowę w jego
stronę, obaj na mnie patrzyli.
Uniosłam brew do góry. – Co ty na to żeby w weekend polecieć do Teneessie? –
uśmiechnął się. Otworzyłam szeroko oczy. Czy on oszalał? Czy ja się
przesłyszałam?
-
C-co? – zamrugałam kilka razy.
-
Pytałem czy...
-
Czekaj, czekaj, ty chyba oszalałeś – pokręciłam głową –
To znaczy... bardzo
chciałabym polecieć, ale co z
tobą? No bo, przecież w Teneessie też są reporterzy i...
-
Gdzie mieszkają twoi rodzice? – spytał.
-
Na obrzeżach Nashville. – co to ma do rzeczy, cholera
jasna?!
-
No właśnie. W miasteczku chyba nie ma sępów, nie? –
zmarszczył czoło i
spojrzał na Ryana, ten zaczął
się śmiać.
-
Naprawdę chcesz tam lecieć? – usiadłam i ściągnęłam
okulary. Kiwnął głową.
-
Tak. Na weekend. – wzruszył ramionami.
-
Ale ja pracuję...
-
To weźmiesz wolne – wywrócił oczami. Przecież ostatnio
to on załatwił mi
wolne, i to też był weekend. –
No, nie daj się prosić. Wiem, że tego chcesz. – uśmiechnął się. Czy to dobry
pomysł?
-
Okej. – kiwnęłam. Boże nie, co ja wyprawiam? Podeszłam
do niego i usiadłam
mu na kolanach. – Wariat z
ciebie, wiesz? – pokręciłam głową, za to on odwrotnie. Pocałowałam go w
policzek. – Pewnie się zdziwią, w dodatku ty ze mną będziesz. Oni będą w szoku,
muszę ich uprzedzić.
-
Nie chcesz zrobić im niespodzianki? – uniósł jedną
brew. Dobry pomysł.
-
Chcę – uśmiechnęłam się i pocałowałam go w policzek.
Zeszłam z jego kolan i
podeszłam do krzesła, na którym
zostawiłam białą bluzkę z czarnym sercem i czarne spodenki. Ubrałam się i
usiadłam. – Muszę powiedzieć o tym Sabie, och i pogadać z Bobem...
-
Kim jest Saba? – spytał Ryan, marszcząc czoło. Uniosłam
jedną brew do góry.
-
Moja przyjaciółka – wzruszyłam ramionami, wtedy
przypomniała mi się nasza
wczorajsza rozmowa – Ona
chciałaby cię poznać.
-
Serio?
-
Serio?
– Justin uniósł brew do góry.
-
Co w tym dziwnego? – zmarszczyłam czoło – Rozmawiałam z
nią o was, o
wszystkim, no i skoro zna już
ciebie – wskazałam na Justina – To chciałaby też poznać Ryana.
-
Zaproś ją tu – Bieber wzruszył ramionami.
-
Ona jest teraz w pracy. – wywróciłam oczami. – Ale
jutro ma wolne, więc
możemy wpaść razem po 15. Jeśli
nie macie nic przeciwko, oczywiście...
-
Nie. Jest w porządku – Ryan pokiwał głową. Uśmiechnęłam
się.
-
Super – klasnęłam – Och i uprzedzam, Sabina jest
zwariowana.
~~~~~~~~~~
-
Naprawdę? – ucieszyłam się. Prawie skakałam ze
szczęścia.
-
Tak. Powinnaś odpocząć, nie dawałem ci wielu dni
wolnych, więc po części coś
ci się tam należy. – powiedział
Bob.
-
Dziękuję. Do zobaczenia – rozłączyłam się. Tak,
dostałam wolne na weekend.
Nie spodziewałam się tego, że w
ogóle się zgodzi, ale udało się. Kiedy powiedziałam Sabie o tym, że wyjeżdżam
na weekend, kazała mi pozdrowić pół miasteczka. Serio. Ona jest walnięta.
Miałam jeszcze godzinę do końca zmiany. Saba miała przyjść przed 15 i razem ze
mną pojechać do Justina. Nawet nie wyobrażacie sobie jak skakała ze szczęścia,
kiedy powiedziałam jej, że poznam ją z Ryanem. Jakby dostała jakiegoś ataku.
Serio.
Obsłużyłam
przybyłych klientów i przetarłam ladę. Na szczęście nikt do Saby nie zadzwonił,
no nie miał jak, ale nikt nie przyszedł do nas, ani nie wystawał pod domem.
Może to był ktoś inny. Trudno, miał pecha, karta już dawno pewnie leży gdzieś
na wysypisku pośród innych śmieci. Wczoraj wieczorem zamówiliśmy dwa bilety do
Tennessee, wylatujemy jutro o 12. On jest szalony, nawet nie myślę o tej kasie
jaką musiał wydać na te bilety. Może chociaż tam trochę odpocznie od tych
wszystkich reporterów.
Przed
15 przyszła Saba, a razem z nią Avan i Dina na zmianę. Szybko się przebrałam i
czekałyśmy na Kennego. Zanim pojechaliśmy do Justina, wpadliśmy jeszcze na
chwilę do naszego domu, ponieważ przypomniało mi się, że powinnam się spakować.
Tak, tak, zapominalska Tori. Saba pomogła spakować mi dużą walizkę i zanieść ją
do samochodu. Wtedy dopiero ruszyliśmy. Miałam wrażenie, że moja przyjaciółka
nie może wysiedzieć na miejscu ze szczęścia, ciągle się wierciła. Jakby miała
robaki, serio.
Kiedy
w końcu dotarliśmy na miejsce, Kenny pomógł mi wnieść walizkę do domu. Sabina
rozglądała się po wnętrzu z otwartą buzią. Wyglądała jak idiotka.
Złapałam ją za rękę i
pociągnęłam przez salon na taras. Rozejrzałam się po ogrodzie i zauważyłam, że
Justin i Ryan są na rampie. Ruszyłam w ich stronę, ciągnąc za sobą
przyjaciółkę. Zerknęłam na nią, nadal miała otwartą gębę. Pokręciłam głową i
zamknęłam jej buzie, uśmiechnęła się szeroko.
-
Cześć – powiedziałam. Obaj się zatrzymali i podeszli do
nas. Justin pocałował
mnie w usta. – Przyprowadziłam
ze sobą przyjaciółkę. Ryan, to Sabina, Sabina, to Ryan.
-
Hej – uśmiechnęła się do niego nieśmiało. Pierwszy raz
w życiu ją taką
widziałam. Nie wyglądała jak
Sabina, którą znam.
-
Och.. – zwróciłam się do Justina, objął mnie w talii –
Rozmawiałam z Bobem i
dał mi wolne – uśmiechnęłam się
szeroko.
-
To dobrze – pocałował mnie, a później oblizał usta.
-
Bardzo dobrze. Nawet nie wiesz jak się cieszę na ten
wyjazd – zarzuciłam mu
ręce na szyję. – Będziemy się
świetnie bawić, a zwłaszcza z bratem Saby – spojrzałam w stronę przyjaciółki,
ale już jej nie było. Zmarszczyłam czoło, siedziała z Ryanem na tarasie. Szybcy
są. – Och, nawet nie wiesz przez co musiałam przechodzić, kiedy powiedziałam
jej, że zabieram ją do ciebie żeby poznała Butlera. Ona zwariowała na jego
punkcie – potrząsnęłam głową. Justin złapał moją brodę w dwa palce i podniósł
lekko do góry, abym spojrzała w jego oczy. W tych miodowych tęczówkach można
było zatonąć. Serio.
-
Tak jak ja na twoim – musnął moje usta – Zwariowałem –
szepnął i pocałował
mnie delikatnie. Moje serce przyspieszyło. Jak on na mnie działał, tak
nic na mnie nie działało. Stanęłam na palcach i złączyłam nasze usta. Objął mnie
w talii i pochylił się lekko, żeby było mi wygodniej. Wplotłam palce w jego
włosy, a on przycisnął mnie do siebie. Byliśmy tak blisko, że nawet kartka
papieru by się nie zmieściła. Czy to w ogóle możliwe? Odsunął się ode mnie
powoli i oparł czoło na czubku mojego. Nasze oddechy były nierówne. W tym samym
czasie oblizaliśmy usta, zachichotałam. Justin potarł kciukiem mój policzek –
Jesteś piękna, wiesz o tym? – szepnął. Teraz już wiedziałam. Przy nim tak
właśnie się czułam. – I tylko moja. – przejechał kciukiem po mojej wardze.
Dobra, niech mu będzie. Przyznaje, jestem jego. Pasuje? Mam nadzieję, ale w
takim razie on jest MÓJ. Koniec, kropka.
Przytuliłam się do niego. Zebrał
wszystkie moje włosy z lewego ramienia i przeniósł je na prawe, po czym
pocałował moją szyję w odkrytym miejscu. Uśmiechnęłam się, kiedy ciarki
przeszły mi po plecach. Odsunęłam się trochę od niego, po czym złapałam go za
rękę i pociągnęłam w stronę tarasu. Usiedliśmy obok naszych przyjaciół, ale oni
byli tak zajęci rozmową między sobą, że nawet im nie przeszkadzaliśmy. Justin
odwrócił się z krzesłem przodem do mnie i przysunął bardzo blisko. Moje nogi
znajdowały się pomiędzy jego. Co chwilę pochylał się w moją stronę i całował
mnie w usta.
-
Dzwonił mój tata. Rozmawiałem z Jazzy, pytała kiedy
może przyjechać, bo
bardzo chce się z tobą zobaczyć
– powiedział między pocałunkami.
-
Naprawdę?
-
Tak. Jaxon też, ale powiedziałem im, że na weekend nas
nie ma, więc tato
przyjedzie z nimi jak wrócimy.
Chyba znowu chcą się pobawić w wodną bitwę – zaśmiałam się przypominając sobie
całą zabawę. – Wiesz, jeśli chcesz, możemy to teraz powtórzyć – uśmiechnął się,
pokręciłam głową.
-
Wolę poczekać na Jazzy i Jaxona.
-
Jak sobie chcesz – wzruszył ramionami – Ale i tak cię
jeszcze wrzucę do
basenu.
-
Pff... nie ośmielisz się. – pokręciłam głową. – Chyba
nie chcesz mnie utopić,
prawda? – uniosłam jedną brew.
-
Nie umiesz pływać? – zmarszczył czoło.
-
Umiem.
-
W takim razie mogę cię wrzucić.
-
Ale nie teraz.
-
No dobra,
zrobię to z zaskoczenia, wtedy, kiedy będziesz tego najmniej
świadoma. – uśmiechnął się
szeroko.
-
Jeszcze zobaczymy.
Po kolacji
Saba musiała wrócić do domu. Dlaczego? Nie wiem. Pożegnała się ze mną,
powtarzając milion razy żebym zadzwoniła jak tylko dolecimy. Co jej obiecałam.
Och i wychodząc, szepnęła, że wymieniła się z Ryanem numerami. Była
przeszczęśliwa. W końcu przegadali kilka dobrych godzin.
Kiedy wyszła
ja udałam się z Justinem do sypialni, pomóc mu spakować kilka rzeczy na wyjazd.
Nie wiedziałam, że można mieć w szafie takie ubrania, których nigdy się nie
wkładało. A kiedy pokazałam mu niektóre, to był zdziwiony, że w ogóle ma coś
takiego. Nie rozumiem jego logiki, ale to nic. To trochę dziwne, ale nic na to
nie poradzę. Kenny miał nas zawieść jutro o 10 na lotnisko, oczywiście chciał lecieć
z nami, ale Justin postanowił, że lecimy tylko we dwoje i tak już zostało.
Powiedział, że damy sobie sami radę.
~~~~~~~~~~
Kiedy
wyszliśmy z budynku lotniska, uderzyły we mnie promienie słoneczne. Justin
złapał mnie za rękę i pociągnął za sobą. Nie wiem dlaczego tak biegł, ja miałam
jeszcze za sobą ciężką walizkę. Halo. Zatrzymaliśmy się przed czarnym Lexusem
LFA, moje oczy otworzyły się szeroko w szoku. Na pewno nie będziemy się rzucać
w oczy, nie w ogóle. Justin wsadził nasze walizki do bagażnika i spojrzał na
mnie.
-
Dlaczego nie wsiadasz? – spytał.
-
To twój samochód? – uniosłam jedną brew.
-
Nie. Wypożyczyłem go. Niezły, co? – uśmiechnął się
szeroko.
-
Mówił ci już ktoś kiedyś, że masz wyjątkowe upodobanie
do drogich
samochodów? – wymamrotałam przyglądając
się luksusowemu samochodowi zaparkowanemu tuż przede mną.
-
Tak, to i jeszcze coś o tym, że kupuję ich za
dużo. – wzruszył ramionami i
otworzył
przede mną drzwi. Od razu poczułam zapach nowości i skóry, gdy zajrzałam do
środka. Nie miałam wątpliwości, że to auto dopiero co opuściło salon
samochodowy. Justin złapał mnie za rękę i pomógł usiąść mi na siedzeniu
pasażera, co zrobiłam niezwłocznie, jednak tak mało elegancko, że mniej się już
chyba nie dało. Chwilę później zajął miejsce obok mnie, cały czas śmiejąc się
pod nosem. Domyślałam się, że powodem jego niesłabnącego rozbawienia było to, w
jaki sposób wsiadałam do tego cholernego samochodu. Ray-Bany, skórzana
kurtka i poburzone włosy, sprawiły, że załkałam w duchu, gdy tylko spojrzałam
na jego profil. Był zbyt przystojny, by móc opisać go słowami. Prowadził w
całkowitej ciszy, nie licząc pomruków silnika i muzyki niezależnej, leniwie
sączącej się z iPoda, podpiętego do głośników.
Kiedy już udało nam się wjechać z
centrum, co jakiś czas mówiłam mu, gdzie ma się kierować. Jechaliśmy wąską
ulicą przez duży las. Dopiero po jakimś czasie znaleźliśmy się w miasteczku
Franklin, to z niego pochodziłam. Czułam jak moje serce rośnie, kiedy
spoglądałam na te wszystkie budynki i znajome miejsca, aż przypominało mi się
dzieciństwo. Pokierowałam Justina w odpowiednią drogę. Teraz już żadne z nas
nic nie mówiło. Byłam za bardzo podekscytowana, widząc te wszystkie pola, które
tak dobrze znałam od dziecka, po których codziennie jeździłam moim koniem. Aż
łza kręciła się w oku. Wskazałam Justinowi, aby skręcił w żwirowaną drogę i
kilka minut później ukazał mi się duży dom. Dom moich rodziców. Nic się nie
zmienił, a te wszystkie rośliny przed nim dodawały mu uroku. Bieber zatrzymał
samochód, uśmiechnęłam się do niego szeroko. Chciałam wyskoczyć z auta i od
razu zatopić się w objęciach mojej rodzicielki, ale co ja zrobię jak moja matka
zobaczy Justina? Jak ja jej go przedstawię? Potrząsnęłam głową.
-
Wszystko w porządku? –
spytał Justin kładąc rękę na moim kolanie, okrytym
czarnym
materiałem spodni.
-
Tak. – uśmiechnęłam się
lekko. O Boże.
-
Spokojnie. – zamknął drzwi
po swojej stronie, a ja w lusterku wstecznym
obserwowałam
jak wyjmuje moje walizki z bagażnika.
Powoli
wygramoliłam się z samochodu, prezentując jak zwykle brak jakiejkolwiek ogłady
ruchowej i zdałam sobie sprawę, że mój tato stoi w drzwiach wejściowych domu.
Wyglądał na kompletnie zszokowanego, kiedy mnie zobaczył. Dlaczego? Och, może
dlatego, że miałam na sobie coś w stylu garnituru, chodzi mi o szarą bluzkę i
czarną marynarkę, wyglądałam jakbym wyszła z biura, no i jeszcze może dlatego,
że wysiadłam przed chwilą z najdroższego samochodu, jaki chyba kiedykolwiek
widział. Gdybym ja była na jego miejscu, od razu wysunęłabym z tego obrazka
jakieś mało pozytywne zdanie. Serio.
Tata i ja, byliśmy ze sobą naprawdę blisko,
pomijając fakt, że kłóciliśmy się o najmniejsze nawet pierdoły. Zawsze był dość
prostolinijny i umiał wyczuć kłamstwo z kilometra.
-
Tori! – krzyknął z wielkim
uśmiechem na twarzy oplatając mnie szerokimi
ramionami.
– Jaka niespodzianka! No nie wierzę. – ściskał mnie bardzo mocno. Ja też nie
wierzę, tato. – A kto to jest? – spytał odsuwając się ode mnie. Zauważyłam, że
Justin do nas podszedł.
-
Jestem Justin – wyciągnął do
taty dłoń, na co ten ochoczo ją przyjął.
-
To twój samochód? –
spytał tato.
-
Wypożyczony – obaj
zaczęli go oglądać, zupełnie mnie ignorując. I tak oto
właśnie
to cholerne auto stało się ważniejsze od mojego przyjazdu. Wzruszyłam ramionami
i rozejrzałam się dookoła. Nie ma to jak w domu.
-
Tori! Kochanie! – usłyszałam
głos mojej mamy i od razu spojrzałam w stronę
drzwi. Wcale się nie
zmieniła. Nadal miała długie, brązowe włosy i te zielone oczy. Och ile bym
dała, żeby mieć jej oczy. Chwyciła moje policzki w obie swoje dłonie i zauważyłam
jak jej oczy wypełniają się łzami. Głośno przełknęłam ślinę, a ona odbiła
soczystego buziaka na czubku mojej głowy. – W końcu nas odwiedziłaś –
przytuliła mnie mocno. – Och, aleś ty schudła! Jadłaś coś w ogóle? – zauważyłam
troskę w jej głosie i odsunęłam się od niej lekko.
-
Oczywiście, że tak. W
samolocie zjadłam ogromny lunch. – dzięki Justinowi. O,
cholera! Justin! Gdzie on
jest?!
-
Jest już prawie pora
kolacji, więc mam nadzieję, że zgłodniałaś.
-
Bardzo – uśmiechnęłam się.
-
Hana widziałaś? – odezwał
się tata. Mama zerknęła w jego stronę. Ojciec
podszedł do nas, a ja
poczułam jak Justin oplata mnie ręką wokół talii, na co
momentalnie się
zaczerwieniłam, a na twarzy mojej mamy wymalował się czysty szok. Wyglądała
jakby właśnie wygrała los na loterii. Była całkowicie oszołomiona. Nie wiem czy
to przez jego wygląd, czy przez to, że wiedziała kim jest.
-
Um... Justin to jest moja
mama, Hanna – wydusiłam z siebie.
-
Miło mi panią poznać –
uśmiechnął się do niej tym swoim zabójczym
uśmiechem. Wyglądał jak dziecko.
Mama nadal się na niego gapiła. Miałam to samo, to chyba u nas genetyczne.
-
No to co? Wchodźcie. Tori
oprowadź swojego chłopaka po naszym domu. –
odezwał się tata. Pewnie
wyglądałam jak burak, ale mniejsza z tym. Pomógł Justinowi wziąć nasze walizki
i weszliśmy do środka, od razu udałam się na górę, do mojego pokoju. Kiedy
otworzyłam drzwi, zauważyłam, że wcale się nie zmienił, oprócz tego, że nie
było w nim większości moich rzeczy, bo zabrałam je do LA. Justin stanął za mną
i objął mnie w talii.
-
Wiesz, że będziesz musiał
spać osobno – odwróciłam się do niego. Uśmiech z
jego twarzy zniknął. – Ale spokojnie, będziesz mógł
do mnie przyjść – szepnęłam mu do ucha i pociągnęłam do pokoju gościnnego gdzie
zostawił swoją walizkę. A później pokazałam mu resztę domu.- Wydaje się niesamowicie uroczy, Tori. – odezwała się moja mama, wskazując
głową
w stronę salonu, gdzie tata razem z Justinem dyskutowali o, cholera wie, czym.
Postanowiłam oddać Justina w ręce ojca, gdy tylko zauważyłam, że ten drugi jest
bardziej zainteresowany jego towarzyszem, niż całym tym moim przyjazdem. Był
taki rozmowny i zdawał się całkiem dobrze odnajdywać w sprawach rodzinnych.
Przyjemnie się na to patrzyło. Przyłapali mnie na gorącym uczynku. Gapiłam się
na nich od dłuższej chwili, a gdy złapałam kontakt z rzeczywistością, okazało
się, że oboje uważnie skupiają na mnie wzrok. Zaczerwieniłam się i popatrzyłam
na swoją mamę – Przepraszam kochanie, mogłabyś, proszę, podać mi mleko? –
spytała. Odkręciłam wieczko z kartonu i już miałam pociągnąć z niego łyk, ale
była szybsza. Niemal wyrwała mi opakowanie z ręki, karcąc mnie spojrzeniem.
Nienawidziła tego nawyku, który dzieliłam wspólnie z moim nieżyjącym bratem. –
Nalej sobie do szklanki! Jak długo się znacie? – odwróciła się z powrotem do
kuchenki i dolała mleka do tego, co właśnie szykowała. Cokolwiek to było,
pachniało niesamowicie.
-
Kilka tygodni.
-
Mogę mu ufać?
-
Co masz na myśli? –
popatrzyłam na nią lekko skonsternowana, a ona
zmierzyła
mnie wzrokiem spod wpół przymkniętych powiek.
-
No nie wiem, ty mi powiedz.
-
Możesz mu ufać, mamo
-
Coś mnie w nim niepokoi, ale
nie umiem wyjaśnić tego dziwnego przeczucia.
-
Och... bo on jest sławny
jeśli jeszcze do tego nie doszłaś. To Bieber –
powiedziałam
ciszej, na co otworzyła szeroko oczy.
-
Wiedziałam, że go kojarzę...
Tori, czy ty wiesz co robisz? – zmierzyła mnie
wzrokiem
– Nie słyszałaś co o nim mówią?
-
To kłamstwa, mamo. Media
kłamią, na każdym kroku. Nie jest taki, jakim go
opisują.
To naprawdę dobry chłopak.
-
Cóż, skoro jesteś
szczęśliwa... Mam nadzieję, że się zabezpieczacie.
-
Że co?! – prawie krzyknęłam,
a moja szczęka znalazła się na podłodze. Tak,
moja
mama jest bardzo... um bezpośrednia. – O, mój Boże! mamo!
-
Słuchaj, Tori. Wiesz jakie
mam zdanie o ludziach, którym powodzi się w życiu
zbyt
dobrze. Nie ufam im. Pieniądze mogą bardzo zmienić człowieka. Sprawiają, że
czujesz się silniejszy, wydaje ci się, że możesz mieć kontrolę nad wszystkim.
Tacy ludzie są przyzwyczajeni, że dostają czego chcą po prostu ot tak. –
próbuje zniechęcić mnie do Justina? Co to, to nie.
-
Każdy jest inny. –
wzruszyłam ramionami. Mama pokiwała głową.
-
Tak.
-
Idę się rozpakować –
rzuciłam się do schodów.
-
Zejdź za chwilę. – krzyknęła
mama z dołu. Wywróciłam oczami i weszłam do
mojego
pokoju. Podniosłam swoją walizkę z podłogi i niezgrabnie rzuciłam ją na łóżko.
Sprężyny w wysłużonym legowisku lekko zaskrzypiały, gdy ciężki bagaż wylądował
na materacu. Chwilę później moje rzeczy były już na swoim miejscu.
Momentalnie zamarłam w miejscu, gdy poczułam czyjąś
rękę przy moim boku. Jego tors pewnie przylegał do moich pleców, jednak mnie
nie objął. Sięgnął ponad moim ramieniem, oczywiście drocząc się ze mną, po
ramkę ze zdjęciem ustawioną na moim biurku. Wstrzymałam oddech, gdy otoczył
mnie jego magnetyzujący zapach.
-
Ładny pokój. – wymamrotał
odsuwając się ode mnie i opierając o drewniane
biurko.
-
Dzięki. – rozejrzałam się po
wnętrzu, które jeszcze kiedyś nazwałabym pewnie
swoją oazą. Teraz był taki nijaki, głównie dlatego, że
nikt go nie zajmował. Podwójne łóżko było dość prostolinijne. Na jego wierzchu
leżała szara narzuta w kratkę, która z łatwością mogłaby należeć do mojego
brata. Zaczęłam nerwowo bawić się swoimi palcami, kiedy Justin uważnie skanował
wzrokiem moje zdjęcie z Sabą, które trzymał w dłoniach. Zostało zrobione
naszego ostatniego dnia w Teneessie. Przez całe popołudnie nie robiłyśmy nic
innego, tylko strzelałyśmy sobie fotki z późniejszym zamiarem utworzenia
albumu. Nic z tego nie wyszło, więc wybrałyśmy tylko kilka najlepszych i
powkładałyśmy do ramek. Przyglądał się temu zdjęciu, jakby było jedynym, które
w życiu widział. To nic specjalnego! Po prostu zwykłe zdjęcie.
-
Gapisz się na mnie. –
wypalił uśmiechając się pod nosem. Cały czas skupiony
był
jednak na zdjęciu, które trzymał przed sobą. Stojąc obok, miałam idealny widok
na jego piękne, długie rzęsy.
-
Ty też się gapisz. –
rzuciłam zaczepnie.
-
Ja mam wymówkę. Twój uśmiech
jest zniewalający. – odparł cichym i
przepełnionym
szczerością głosem, na co zaczerwieniłam się jak jakiś cholerny pomidor.
-
Tak samo jak twój. –
mruknęłam. Spojrzał na mnie i uśmiechnął się szeroko.
Cholera.
– Cóż, wygląda na to, że spodobałeś się mojemu tacie. – uniosłam brew, a on,
powoli, przeniósł wzrok ze zdjęcia na moją twarz, po czym lekko przechylił
głowę w bok. O czym myśli?
-
Jest zdecydowanym
człowiekiem. Lubię go.
-
Jest bardzo um... szalony
jak na swój wiek – uśmiechnęłam się. Justin pokiwał
głową,
zgadzając się ze mną. – Chyba powinniśmy zejść na kolację – wskazałam kciukiem
za siebie. Złapał mnie za rękę i pocałował w usta. Zeszliśmy do jadalni, a
zaraz za nami do pomieszczenia wszedł tata. Chwilę później pojawiła się też
mama. Po środku stał ten sam drewniany stół, z miejscami dla sześciu osób.
Byłam zdziwiona, że przetrzymał tyle lat.
-
Więc jak się poznaliście? –
spytał tata, kiedy mama zniknęła jeszcze na chwilę
w
kuchni. Przygryzłam dolną wargę.
-
Cóż... Justin uciekał przed
swoimi szalonymi fankami, a ja właśnie miałam
zamykać
kawiarnie, kiedy wpadł i poprosił żebym go przed nimi ukryła.
-
Dokładnie tak było –
uśmiechnął się.
-
Zastanawiałem się nad tym,
no bo nie będę ukrywał jesteś sławny, tak? A Tori
jest
zwykłą dziewczyną, nie zauważyłbyś jej od tak – pstryknął palcami.
-
No nie – Justin pokręcił
głową – Ale zauważyłem to, że jest inna niż wszystkie
dziewczyny,
które znam i to mnie do niej przyciągnęło.
-
Tak myślałem, nasza Tori
zawsze się wyróżniała – uśmiechnął się do mnie.
Wywróciłam
oczami.
-
Mam nadzieję, że lubisz
kurczaka w maśle i tortilli, Justin. To ulubione danie
Billego.
– odezwała się moja Mama, z uśmiechem uwielbienia na twarzy.
-
Jasne – uśmiechnął się
szeroko. Zabraliśmy się za jedzenie. Rozmowa
przebiegała
płynnie i dość niezobowiązująco. Moi rodzice naprawdę polubili Justina.
Zadawali mu mnóstwo pytań na temat tego co mówią te cholerne media. Przekonali
się, że wcale nie jest taki zły.
-
Jak tam Sabina? – spytała
mama, spojrzałam na nią.
-
Bardzo dobrze. Świetnie
sobie radzimy. Och, kazała mi was wszystkich
pozdrowić,
mówiła, że bardzo za wami tęskni. Właśnie był tu James?
-
Tak, dziś rano przyszedł z
Adamem. – Adam to ojciec Saby i Jamesa. –
Opowiadał
nam o Los Angeles. Mówił, że jest pełne sław.
-
W końcu jest tam Hollywood –
uśmiechnęłam się. Pokiwała głową.
-
Tak. Posprzątam po kolacji,
a ty idź przywitać się z Kristen – to mama Saby –
Pewnie
jest ciekawa, co słychać u jej córki. – wstała od stołu. Zrobiliśmy to samo.
-
Masz ochotę na spacer? –
spytałam Justina kiedy znaleźliśmy się przed
domem.
-
Z tobą zawsze – złapał mnie
za rękę i pocałował.
Witajcie po tak długiej przerwie ;) przepraszam Was bardzo za moją nieobecność. Nie wiem czy w ogóle ktoś to czyta, ale mam nadzieję, że tak. Jeśli jest tu ktoś, to proszę niech da mi znać w postaci komentarza. Może to być nawet kropka, chcę tylko po prostu wiedzieć czy szykować kolejne rozdziały. Buźka :*
Witajcie po tak długiej przerwie ;) przepraszam Was bardzo za moją nieobecność. Nie wiem czy w ogóle ktoś to czyta, ale mam nadzieję, że tak. Jeśli jest tu ktoś, to proszę niech da mi znać w postaci komentarza. Może to być nawet kropka, chcę tylko po prostu wiedzieć czy szykować kolejne rozdziały. Buźka :*